Rozdział XXII

699 54 3
                                    

|Zrób mi tę przyjemność i zostań do końca, bo potrzebuje twojej opinii|


Nie zostawiaj mnie mnie z nim samej, nie waż się! Starałam się przekazać Valentinie bezgłośnie kiedy wychodzi. Jednak ona nie patrzy na mnie, tylko ciągle smutnym wzrokiem zerka na Zeda. Każdy jej krok słyszyszę podwójnie w mojej głowie, razem z biciem mojego serca. Nie powinnam się bać, przecież nic takiego nie zrobiłam? Zamykane drzwi są dla mnie niczym kubeł zimnej wody, szczęka zaczyna mi drzeć.

- Przed nimi możesz ukrywać różne rzeczy, ale na mnie to nie działa. - Napinam wszystkie mięśnie czując jego rękę na moim barku. - Co od ciebie chcieli?

Dobrze widzi jak nerwowo zaciskam pięści. Czemu ja nigdy nie mam innej możliwości, tylko zawsze muszę mu wszystko mówić? Nabieram powietrza, lecz kiedy tylko otwieram usta nie mogę wypowiedzieć ani jednego słowa, nawet litery. Wyłącznie jakiś cichy bełkot. Opuszczam głowę i zaczynam nią kręcić, bo właśnie teraz do mnie dociera, że wszystko to co powiem skreśli mnie doszczętnie w jego oczach. Jeśli w ogóle miałam u niego jakie kolwiek szansę, nawet na szczątkowy szacunek i zaufanie.

- Jacqueline, możesz mi wszystko powiedzieć - Zed mówi jakimś dziwnym tonem, przez który nam ochotę opowiedzieć mu prawdę.

- Właśnie, że nie! -wykrzykuję jednak momentalnie żałując tego i zakrywam dłonią usta. Właśnie zniszczyłaś sobie życie Jackie. Brawo!

- Co masz na myśli.

Znowu pytanie, które brzmi jak rozkaz, nie ma w nim nuty ciekawości, tylko surowość i chłód. Odwracam głowę w bok, nie mogę patrzeć na jego wściekłe oczy, które przypominają mi te u Mutantów - ciemne i pełne nienawiści.

- Ty nie potrafisz zrozumieć ludzi i tego co oni czyją! Myślisz, że nie mam teraz ochoty porozmawiać z kimś komu na mnie zależy. A nie z tobą, który myśli tylko o sobie. - Widzę, że moje słowa na niego działają, bo jego oczy łagodnieją na chwilę.

- Jacq... - Zed powraca jednak na te agresywne rejestry, słyszę jad w jego głosie.

- Nie, nie odzywaj się do mnie.

Mam dość i wstaję z łóżka. Jednak kiedy robię pierwszy krok od razu na niego wpadam. Jak ja nienawidzę jego szybkości!

- Nie skończyliśmy rozmawiać.

- Poprawka, ty nie, ja owszem.

Odpycham się rękoma od jego piersi ,jednak kiedy tylko to zrobię, on łapie mnie za nadgarstki i robi wraz ze mną półobrót napierając na mnie. Uderzam o ścianę plecami i syczę z bólu, jednak od razu przygryzam usta, kiedy zaciska swoje dłonie mocniej na moich nadgarstkach.

- Ucieczka nie jest formą załatwienia spraw.

- Siła również. - Pierwszy raz odkąd rozmawiamy patrzę mu prosto w oczy i widzę w nich siebie - pełną determinacji, ale i słabą. Szczególnie w jego potężnym cieniu.

- Czasami tylko te metody działają na upartych. - Szkoda, że na zarozumiałych egoistów już nie.

Zaciskam szczękę mocniej i wyżej zadzieram podbródek, nie dam mu się złamać. On dobrze wie, że to na mnie nie działa, zbliża się do mnie, tak że przestrzeń między nami jest nie wielka, przeraźliwie nie wielka. Mój hard ducha zaczyna się załamywać, a serce bić szybciej. Czemu się tak dzieje?

- Daje tobie ostatnia szansę - mówi tuż przy moim uchu, przez co wdycham powietrze z sykiem. - Czy oni coś chcieli od ciebie.

Kolejne pytanie, nie pytanie, tylko rozkaz, jednak wyczuwam w nim jakby nutę żalu? Jeśli mu nie powiem, nie uwolnię się od tego, jednak jeśli pozna on prawdę najprawdopodobniej nie odpuści mi. Chyba że przedstawię tylko jej część...

Project Constellation |Release|Where stories live. Discover now