Rozdział IV

1.9K 99 14
                                    

- Zajmiemy się najpierw osłabieniem Instytutu. Jedna z elektrowni nie stanowi dla nas problemu. Musimy zająć się pozostałymi i zaopatrzeniem. W między czasie oczyścić sposób, aby otrzymywać informacje z wewnątrz.

Zed miał już chyba od dawna plan. Zaznaczał jakieś krzyżyki na mapie, a niektóre budynki i punkty brał w kółka. Nie patrzył na mnie i Tom, tylko w jakieś papiery na stole, od czasu do czasu coś na nich notując.

- Od kiedy on to wszystko planuję? - szepnęłam na ucho satynowi.

- Od zawsze. Chcę się zemścić za to całe piekło, które mu tam zgotowano.

Spojrzałam uważnie na lidera. Jego wyraz twarzy zawsze był srogi i cały wydawał się spięty. Intrygujące są dla mnie blizny na jego rękach oraz karku wyróżniające się na jego ciemnej karnacji.

Moje ciało nie wskazywało w żaden sposób na to, że było poddawane eksperymentom. Jestem drobna to fakt, ale nie przez głodzenie. Nie posiadam żadnych siniaków ani blizn. Jednak również jak on chciałam upadku Instytutu, tak mi się przynajmniej wydaje.

- Problemem są natomiast mury.

- Jakie znowu mury?

- Otaczają one całe miasto robotnicze, w którym teraz jesteśmy. W ten sposób pilnują, aby żaden normalny człowiek się stąd nie wydostał. Inny otacza sam Instytut i tereny dookoła niego. Wejście do niego jest silnie chronione i nie wiemy czy jest tam brama prowadząca na zewnątrz.

- Jednak oni wywieźli mnie, aby przetransportować do Elizjum, czyli musi gdzieś brama.

- I najprawdopodobniej jest na terenie starego Ośrodka, ale tam nikt się nie zbliży bez broni.

- Dlaczego?

Pytanie wyrwało mi się z ust. Zed popatrzył na mnie gniewie i zacisnął dłonie w pięści. Każdy jego mięsień niebezpiecznie się napiął. Czy ja na prawdę muszę mu tak popadać?

- Nikt tego nie wiem. Żaden nasz związkowca nie wrócił stamtąd.

Przywódca spojrzał jeszcze raz gniewnie w moją stronę a potem powrócił do swoich notatek. Tom zażegnał chwilowy kryzys. Odetchnęłam i posłałam mu delikatny uśmiech. Będę musiała o to wypytać Lunę, ona na pewno coś wie.

- To chyba wszystko na dziś. Przed dziesiątą masz być tutaj Jacqueline. Wyruszysz ze mną na obchód miasta.

Nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie wstałam, wyszłam z gabinetu i oparłam się o ścianę korytarza. Chwilowe niebezpieczeństwo w postaci Pana Nerwowego zostało zażegnane, mogę żyć do wieczora.

Drzwi otworzyły się i obok mnie zjawił się Tom. Chyba o coś kłócił się z brunetem, bo nie był zbytnio zadowolony, a jego policzki były lekko czerwone.

- Chodź odprowadzę ciebie.

Ruszyłam za chłopakiem, jednak droga w ciszy nie uśmiecha mi się.

- Kim jest dla ciebie Zed?

Moja ciekawość mnie kiedyś zabije, a podejrzewam, że może to nastąpić niedługo. Jackie już dość wścibskich pytań.

- To mój brat, w prawdzie przyszywany, jednak nikt tutaj nie ma biologicznego rodzeństwa więc nie widzę różnicy. Poza tym to on mnie uratował. Jestem jego dłużnikiem do końca życia.

- A ja twoim. Zastanawiam się, co by się teraz ze mną działo gdyby nie ty i Luna. Pewnie znowu traktowaliby mnie jak szczura laboratoryjnego.

- W sumie przypominasz go, przynajmniej kolor twoich włosów, taki mysi.

Project Constellation |Release|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz