Rozdział XI

1K 79 14
                                    

|Dedykowane wszystkim czytającym|

|Mogą występować błędy|

Stoję sztywno, strach odbiera mi możliwość wykonania jakiegokolwiek ruchu. Patrzę uważnie na Zeda, jak zaciska szczękę, a jego oczy przymykają się. Nadal ma rękę tuż obok mojej głowy, wbitą w ścianę, drugą natomiast zaciska nerwowo. Uciekam wzrokiem od jego twarzy i przyglądam się żyłom, które zaczynają przybierać coraz to ciemniejszy odcień. Moje serce zaczyna bić coraz szybciej, niemal słyszę jak jego dźwięk wypełnia pustą arenę. Wargi drgają mi ze strachu, pierwszy raz w życiu boję się kogoś innego od lekarzy tak bardzo. Nagle Zed odejmuję swoją rękę od ściany i wyjmuje coś z kieszeni. Nim jednak zdążę przyjrzeć się przedmiotowi czuję ukucie na szyi.

- Co ty wyprawiasz?

Głos mi się załamuje i czuję, jak ciepła łza spływa po moim policzku. Chwilę potem, nie czuję nic, zupełnie. Ani ukucia, ani strachu, a moje serce momentalnie spowalnia swoją pracę, praktycznie do zera. Zed oddala się ode mnie na znaczną odległość i przybiera pozycję gotową do sparingu. On sobie na prawdę żartuje, czy on myśli, że ja go znowu zaatakuję i nabiorę się na jego dziwne sztuczki? W sumie ma rację.

Szybko podchodzę do niego i próbuję uderzyć go z pięści jak za pierwszym razem wcześniej. Tym razem jednak czuję jak zaciska on swoją dłoń na mojej i widzę wykonywany ruch jego prawej ręki w moim kierunku. Szybko wykonuję obrót i kiedy jestem plecami do jego klatki piersiowej uderzam łokciem w dolną część jego żeber. Jednak sekundę później trzyma mnie on już w uścisku.

- Nadal za wolno.

Coś zaczyna się we mnie gotować, mam już dość jego i wszystkiego co z nim związane. Staram się uwolnić, jednak żaden mój cios nie daje rezultatu. Nie trzyma mnie on, aż tak mocnym uścisku, więc odwracam się w jego stronę. Patrzy na mnie zdezorientowany, lecz jeszcze bardziej kiedy staję na palcach, aby moje oczy były mniej więcej na wysokości jego, podpierając się rękami na jego torsie, aby utrzymać równowagę. Podniosę wzrok i zaczynam wpatrywać się w jego ciemne źrenice, w których nie tylko widzę swoje odbicie, ale i bursztynowe plamki.

Co robić, co robić? Zamiast w jaki kolwiek sposób próbować uwolnić się z pułapki, wpatruje się w jego oczy. O dziwno Zed lekko luzuje swój chwyt, jednak jego ramiona nadal sprawiają wrażenie klatki dookoła mnie, z której nie mam jak się wydostać. Brunet również na mnie patrzy, jednak jego spojrzenie jest puste, choć może jest coś w nim. Tak, zdecydowanie, jednak nie potrafię go rozszyfrować. Nagle cisze panującą na sali przerywa odgłos zamykanych drzwi. Zed mnie uwalnia i odchodzi szybko krok w tył, za szybko, ponieważ tracę oparcie i lecę do przodu. Jednak udaje mi się w porę utrzymać równowagę i nie ląduje na podłodze.

- Przeszkodziłem wam w czymś?

W progu stoi wyraźnie czymś zirytowany Tom i patrzy na nas gniewnie. Przełykam ślinę i już mam się odezwać, kiedy Pan Wspaniały podchodzi do mnie i wciska mi coś w rękę, a następnie kieruje się do wyjścia. Mija swojego brata, rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie. Patrzę na prezent od Zeda i widzę jakby mały pistolet i kilka małych kapsułek w dwóch kolorach - czarnym i czerwonym.

- To czerwone to serum, to drugie to surowica, antyserum. Ono sprawia, że stajesz się tym...

- Chwila, chwila, ja?

- Tak, jeśli pozwolisz udowodnię tobie.

Tom podchodzi do mnie powoli, a kiedy jest już tuż obok, patrzy mi uważnie w oczy pytając w ten sposób o zgodę. Kiwam głową, a wtedy on wyjmuję dziwne urządzenie z mojej dłoni i wkłada do niego czarną ampułkę. Następnie wyciąga w moją stronę dłoń, a ja podwijam rękaw bluzy i wyciągam rękę przed siebie. Ostrożnie dotyka tym czymś wewnętrznej części mojego przedramienia. Jeszcze raz patrzy na mnie i klika guzik. Czuję ukucie i znowu ogarnia mnie uczucie pustki. Uważnie przyglądam się, jak żyły na mojej ręce stają się bardziej wyraźne i ciemniejsze. Jednak to nadal nie jest taki sam efekt, jaki zaobserwowałam u Zeda.

- U ciebie nie widać jeszcze wpływu antyserum, bo twój chip nie uaktywnił się jeszcze.

- Nie uaktywnił?

- Tak jak u Zeda, to się dzieje z czasem. Póki co musisz się wspomagać tym.

- A kto powiedział, że chcę? Nie zamierzam stać się tym czymś, czym jest twój brat i najprawdopodobniej ty.

- Mylisz się, ja nie jestem taki jak ty i Zed.

Jak ja i Pan Wspaniały możemy być podobni? To nie ma sensu, jednak sądząc po smutnej minie chłopaka jest prawdopodobieństwo, że to jest prawda. Moje serce, które dotychczas po specyfiku wolniej biło, przyspiesza swoją pracę, aż czuję ból. Zaczynam szybciej oddychać, nie ja się duszę. Czuję jak nogi stają się jak z waty i upadam, jednak Tom niezgrabnie łapie mnie. Kilka sekund mija, aż czuję ukucie i chłód zaczyna rozprzestrzeniać się po moim ciele zaczynając od przedramienia. Kiedy wraca mi stabilność w nogach, staram się jak najdelikatniej odepchnąć od siebie szatyna. Ten zmieszany, reaguje w końcu. Biorę od niego dziwny przedmiot wraz z ampułkami i kieruję się w stronę drzwi.

- Gdzie idziesz? - Tom próbuje swoim wołaniem zatrzymać mnie, jednak ja się nawet nie odwracam, aby mu odpowiedzieć.

- Muszę zamienić jeszcze jedno słowo z twoim bratem, spotkamy się na obiedzie.

Korytarz jest jak zawsze pusty, czyżby ludzie bali się tędy chodzi? W sumie nie dziwnie się, bo jeśli natrafią na niego, jak jest nie w humorze, to lepiej uciekać, gdzie pieprz rośnie. Stojąc pod drzwiami sali narad nie słyszę nic, więc bez pukania wchodzę do środka. Na swoim fotelu siedzi Zed i przegląda papiery przed sobą, a tuż obok niego opierając się o tył jego krzesła Valentina. Kobieta, gdy tylko mnie widzi, rzuca mi mordercze spojrzenie. Czy ona jest niespełna rozumu i myśli, że ja za tym arogantem się uganiam? W końcu Zed spogląda na mnie i wyraźnie się spina, no tak Jackie równa się kłopoty.

- Gdzie byłeś przez ten cały tydzień, kiedy zamknąłeś mnie w izolatce?

- Nie wiem, o czym mówisz.

Jest zły, że jestem ciekawska, nic nowego. Ściąga brwi i prostuje się na krześle, natomiast Valentina uśmiecha się chytrze. Jak mnie to boli, że tracę w jego oczach coś co w ogóle nie istnieje. Jednak to ja mam asa w rękawie. Staję do drugiej stronie stołu, tuż przed przywódcą i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

- Och, czyżby? To może zapytasz się jej o to?

Ciemnowłosej od razu schodzi uśmiech z twarzy, za to pojawia się na mojej. Zed odwraca głowę w jej kierunku, a ona wręcz odskakuje na bezpieczną odległość. Valentina jest wręcz przerażona, nie dziwię się jej, bo znam to spojrzenie Zeda, ono zabija. Kobieta kreci kilka razy głową i szybko ucieka się z sali, zostawiając mnie ze wściekłym przywódcą. Jednak nie przemyślałam tego dobrze.

- Nie będę wnikać, gdzie byłeś, ale wiem, że ma to związek z Nimi, dlatego na następny taki wypad idę z tobą.

- Wiec szykuj się. Dziś po kolacji, chcę cię widzieć tutaj. I zgłoś się do Iana, będzie miał coś dla ciebie.

| Zły Polsat pozdrawia gorąco. Jestem już w domu i nie boję się wszelakich ataków na mnie. Rozdział jest, w sumie krótki trochę. Postaram się pisać dłuższe, ale na komputerze schodzi mi z tym więcej czasu, niż na telefonie, ale powinno być mniej błędów. A właśnie, w ciągu ostatniego tygodnia Project podskoczył na 29 miejsce, potem na 27, aż w końcu 22❤. Jestem po prostu prze szczęśliwa, nawet nie dajecie sobie z tego sprawy. Dodatkowo wybiło ponad 550 wyświetleń (562 w tej chwili), ponad 50 gwiazdek i jest 112 komentarzy. Jesteście najlepsi, jeszcze raz dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję ❤ Wracając na ziemię, życzę miłego dnia, ewentualnie nocy, ściskam mocno, do następnego|

Project Constellation |Release|Where stories live. Discover now