Rozdział XIV

887 67 19
                                    

|Starałam się sprawdzić rozdział, ale jeśli występują błędy proszę o wybaczenie|


- Jacqueline musimy iść. Zaraz ktoś przyjdzie po jego ciało.

Chwilę mi zajęło, abym przetworzyła wypowiedź bruneta. On używa pełnego imienia i choć może jest ono ładne, dla mnie zbyt oficjalnie brzmi. Z innej strony kiedy on ostatnio użył go? Na arenie, a od tego czasu odzywa się do mnie bezimiennie, jakbym była nic nie ważnym pionkiem, którego zapamiętanie to strata czasu.

Ostatni raz spojrzałam na broń i schowałam ja za pasek spodni. Mam nadzieję, że jej nie zauważy Pan Wszytskowiedzący, ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Ruszyłam za Zedem nie przyglądając się nawet drodze, której znacznym plusem był brak biegania po dachach i skakania. Mam zdecydowanie dość adrenany na dziś.

Zatrzymałam się tuż przed drzwiami do bazy, nie miałam ochoty tam wchodzić. Zed właśnie "przekazuje" rannego jakiemuś chłopakowi i wydaje jednocześnie polecenia Ianowi, który jak robót kiwa głową na każde słowo Przywódcy.

Podchodzę do schodów przeciwpożarowych, po których dosłownie kilka minut temu wchodziłam z brunetem i siadam na nich. Opieram głowę o przyjemnie zimną metalową konstrukcję. To nie tak wszystko powinno wyglądać, ale ten Idiota nie posłucha mnie przecież nigdy. Zaciskam zęby ze złości. Mam coraz mniej czasu, oni nie ustąpią, dolną swego nie zważając na koszty i innych.

Dotąd spokój nocy zagłusza grzmot, a razem z nim zrywa się wiatr. Malutkie krople wody powoli zaczynają kąpać. Wyciągam rękę przed siebie i czekam, aż deszcz dotknie mojej skóry. Jeszcze nigdy, nie widziłam go, jest on dla mnie czymś magicznym, nowym. Uśmiecham się delikatnie, kiedy kolejna kropla rozbija się na mojej dłoni, a za nia jeszcze jedna i następna...

Ciemność nocy na chwilę rozświetla piorun, a za nim pojawia się grzmot, tym razem o wiele głośniejszy. Wzdrygam się, ale nie mam zamiaru wracać do mieszkania, choć deszcz zaczyna mocniej padać. Odchylam się do tyłu i opieram o ścianę, tak aby na moją zawartą do góry twarz padały krople.

Czuję ulgę, kiedy deszcz miesza się z moimi łzami. Nie słyszę już rozmów na dachu, ludzie musieli się już rozejść. Jeśli nawet jednak ktoś teraz mnie widzi, nie będzie myślał, że płaczę. Emocje są słabością, kontrolują nas, a w obecnych okolicznościach powinnam być opanowana, lub sprawiać wrażenie takiej. Te stwory wiedzą już, że jestem słaba, wrażliwa. Muszę im pokazać że to było jednorazowe.

Kurtka skutecznie chroni mnie przed wodą, ale ja nie chcę jej omijać. Zdejmuje ją szybko, razem z paskami z dziwnym sprzęcikiem i bronią, którą chowam do rękawa, a następnie zwijam odzienie. Teraz czuję, jak moja bluzka staje sie coraz cięższa, a namokniete włosy są już ledwo co trzymane przez gumkę. Uwalniam moje mysie pukle i przeczesuje się dłońmi. Czyję jak na palcach zostaje wiele pojedynczych włosów. Może powinnam je jeszcze bardziej skrócić?

- Nie zadręczaj się to nie jest twoja wina.

- Masz rację nie moja. - Wstaję powoli i zbliżam się do mężczyzny. - Tylko twoja.

Patrzy na mnie bez wyrazu, pusto. Kręcę głową i próbuję go wynikać, ale łapie mnie za ramię. Zaciskam mocno szczękę i szykuje się na jego kazanie. Ale brunet nie wypowiada ani jednego słowa. Nie odwracam się w jego stronę, lecz kroku naprzód również nie wykonuje. Czekam, tylko nie wiem na co? Przyzna mi rację? Nigdy, przecież to uraziłoby jego dumę!

Kolejne krople deszczu nie są już dla mnie przyjemne, ich zimno drażni moje nerwy i powoduje, że zaczynam mieć dreszcze. Zaciskam mocniej pięści, zaczyna mnie ta cała sytuacja denerwować.

Project Constellation |Release|Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt