Rozdział XV

881 63 17
                                    

|Rozdział nie sprawdzony|
|Mogą występować błędy|


- Jackie coś ty zrobiła?!

Moje chwile szczęścia przerywa Tom. Losie dlaczego nie dasz mi się niczym nacieszyć? Odwracam się do chłopaka i otwieram usta, ale uprzedził mnie gestem ręki.

- Nie chcę nawet słuchać, po prostu powinnaś odpuścić - mówi i mija mnie - Mam dość waszych dziecinnych kłótni.

Patrzę przed siebie z otwartymi ustami. Wyruszam powietrze z płuc, kiedy drzwi za mną zamykają się głośno. Próbuję wyrównać oddech patrząc na lekarza, który usilnie stara się mnie zignorować notując coś w swoim zeszycie.

Odpuścić, niby co? To, że ten idiota nie posłuchał mnie i zginął chłopak? Albo to, że nie dał mi broni i nie mogłam nic zrobić? Czy może moje przestrogi, aby w końcu coś zrobić z całą tą sytuacją ze Stworami?

- Zjawię się tutaj rano - wrzucam z siebie słowa najszybciej jak potrafię i wychodzę.

Idę korytarzem jakby w amoku, prosto do celu nie oglądając się na boki. Wchodzę do mieszkania nie pukając i rzucam się na kanapę. Pochylam się do przodu i chowam twarz w dłonie.

- Chcesz się napić, czy będziesz mówić bez wspomagacza?

Luna siada obok mnie i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu. Spoglądam na nią i kręcę głową, to nic mi nie pomoże.

- Ten Idiota nie posłucha się mnie, ale gdyby tylko to zrobił wszystko byłoby łatwiejsze.

Ciemnowłosa ściska moje ramie, a ja prostuje się i zaczynam patrzeć się w okno, o którego szybę rozbijają się krople wody. 

- On jest taki jak ty, nie przekonasz do do innych racji niż swoich.

Ściągam brwi i przestaję bawić się dłońmi. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam to robić, czyżbym miała tiki nerwowe? Zielonooka zabiera swoją dłoń widząc moją minę i spuszcza wzrok.

- Mówisz zupełnie jak Tom, on też mi wypomina, że...

- Bo taka jest prawda Jackie, tylko ty i on nie potraficie tego zaakceptować.

- Żartujesz sobie chyba? - Mam już dość, wstaję z kanapy i podchodzę do okna. - Ja wiem o tym, tylko że te wszystkie sprawy dookoła mnie wykańczają.

Nie poznaję swojego głosu, jest on wyprany i brzmi jakby opuszczał gardło jakieś osoby zmęczonej życiem. Opieram czoło o chłodną szybę i wsłuchuje się w odgłos deszczu. Luna wstaje również, a mebel przeraźliwie skrzypi, sprężyny w nim wyjawią każdy, nawet najmniejszy ruch. 

- Kiedyś może uda wam się dogadać.

- Ale wtedy będzie już za późno, bo Jego do tego może zmotywować tylko śmierć kogoś bliskiego.

- Dramatyzujesz, na pewno nie jest tak źle. - Otwieram oczy i patrzę na mały budynek po drugiej stornie ulicy, a raczej na jego praktycznie nie widoczny zarys. - Niedługo sytuacja się ułoży.

Ciszę przerywa grzmot z towarzyszącym mu piorunem, który na sekundę rozświetla ciemność nocy. Mrugam oczami, proszę, niech mi to się przewidziało.

- Przepraszam Luna, że cię tak naszłam, pójdę już.

Uśmiecham się przepraszająco do dziewczyny i wychodzę. Wdech i wydech Jackie, bo się udusisz. Nie masz się o co martwić, wszystko będzie dobrze.

Project Constellation |Release|Where stories live. Discover now