|Rozdział nie sprawdzony|
|Mogą występować błędy|
- Jackie coś ty zrobiła?!
Moje chwile szczęścia przerywa Tom. Losie dlaczego nie dasz mi się niczym nacieszyć? Odwracam się do chłopaka i otwieram usta, ale uprzedził mnie gestem ręki.
- Nie chcę nawet słuchać, po prostu powinnaś odpuścić - mówi i mija mnie - Mam dość waszych dziecinnych kłótni.
Patrzę przed siebie z otwartymi ustami. Wyruszam powietrze z płuc, kiedy drzwi za mną zamykają się głośno. Próbuję wyrównać oddech patrząc na lekarza, który usilnie stara się mnie zignorować notując coś w swoim zeszycie.
Odpuścić, niby co? To, że ten idiota nie posłuchał mnie i zginął chłopak? Albo to, że nie dał mi broni i nie mogłam nic zrobić? Czy może moje przestrogi, aby w końcu coś zrobić z całą tą sytuacją ze Stworami?
- Zjawię się tutaj rano - wrzucam z siebie słowa najszybciej jak potrafię i wychodzę.
Idę korytarzem jakby w amoku, prosto do celu nie oglądając się na boki. Wchodzę do mieszkania nie pukając i rzucam się na kanapę. Pochylam się do przodu i chowam twarz w dłonie.
- Chcesz się napić, czy będziesz mówić bez wspomagacza?
Luna siada obok mnie i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu. Spoglądam na nią i kręcę głową, to nic mi nie pomoże.
- Ten Idiota nie posłucha się mnie, ale gdyby tylko to zrobił wszystko byłoby łatwiejsze.
Ciemnowłosa ściska moje ramie, a ja prostuje się i zaczynam patrzeć się w okno, o którego szybę rozbijają się krople wody.
- On jest taki jak ty, nie przekonasz do do innych racji niż swoich.
Ściągam brwi i przestaję bawić się dłońmi. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam to robić, czyżbym miała tiki nerwowe? Zielonooka zabiera swoją dłoń widząc moją minę i spuszcza wzrok.
- Mówisz zupełnie jak Tom, on też mi wypomina, że...
- Bo taka jest prawda Jackie, tylko ty i on nie potraficie tego zaakceptować.
- Żartujesz sobie chyba? - Mam już dość, wstaję z kanapy i podchodzę do okna. - Ja wiem o tym, tylko że te wszystkie sprawy dookoła mnie wykańczają.
Nie poznaję swojego głosu, jest on wyprany i brzmi jakby opuszczał gardło jakieś osoby zmęczonej życiem. Opieram czoło o chłodną szybę i wsłuchuje się w odgłos deszczu. Luna wstaje również, a mebel przeraźliwie skrzypi, sprężyny w nim wyjawią każdy, nawet najmniejszy ruch.
- Kiedyś może uda wam się dogadać.
- Ale wtedy będzie już za późno, bo Jego do tego może zmotywować tylko śmierć kogoś bliskiego.
- Dramatyzujesz, na pewno nie jest tak źle. - Otwieram oczy i patrzę na mały budynek po drugiej stornie ulicy, a raczej na jego praktycznie nie widoczny zarys. - Niedługo sytuacja się ułoży.
Ciszę przerywa grzmot z towarzyszącym mu piorunem, który na sekundę rozświetla ciemność nocy. Mrugam oczami, proszę, niech mi to się przewidziało.
- Przepraszam Luna, że cię tak naszłam, pójdę już.
Uśmiecham się przepraszająco do dziewczyny i wychodzę. Wdech i wydech Jackie, bo się udusisz. Nie masz się o co martwić, wszystko będzie dobrze.
![](https://img.wattpad.com/cover/63774145-288-k768851.jpg)
YOU ARE READING
Project Constellation |Release|
Science Fiction| Wolni, ale tylko teoretycznie | Nie wiem kim jestem. Do nie dawna znałam tylko kilka białych pomieszczeń, zapach lekarstw i detergentów, ciągłą kontrolę żołnierzy oraz niezliczoną ilość badań. Ale to wszysko przepadło, bo jestem na zewnątrz poza...