Rozdział 1

11K 403 223
                                    

— Do zobaczenia, Glonomóżdżku — szepnęła do mnie Annabeth i szybko pocałowała, uśmiechając się przy tym promiennie w moją stronę. Odkąd została moją dziewczyną ciągle się tak zachowuje. Ściska, całuje, i przytula znienacka. Nie, żebym ja też się tak nie zachowywał, a możliwe, że byłem jeszcze gorszy. Związki od wewnątrz są zdecydowanie bardziej ciekawe niż z zewnątrz. To pewnie tłumaczy to, że gdy jest się samotnym, widok zakochanych par jest wręcz piekielnymi katuszami.

Był trzydziesty pierwszy sierpnia, a ja i Ann rozstawaliśmy się przed rokiem szkolnym. Całe dziesięć miesięcy bez tej walecznej blondynki, obozu, Grovera i innych. To będzie niewiarygodnie ciężki rok. Pomijając nawet całą tęsknotę, nie chciałem wracać na Manhattan.

— Dzwoń często – odpowiedziałem, siląc się na niewielki uśmiech. Odkąd dzieci Hefajstosa wynalazły telefony, które nie przyciągają potworów życie stało się lepsze. Po śmierci Beckendorfa cały domek boga ognia wziął się do pracy i zasypuje nas coraz to nowszymi nowinkami. Chejron dowcipkował, że niedługo wynajdą maszyny sprzątające i Harpie będą musiały szukać nowego zajęcia. Nie miałem nic przeciwko, szczerze nienawidziłem tych istot.

— Wiesz, że będę — rozpromieniła się ponownie córa Ateny. Rozstawaliśmy się po raz pierwszy od bitwy o Manhattan, po której duża część obozu zaczęła uznawać mnie za swojego „bohatera". Nie, żebym na to narzekał. Miło jest dla odmiany posłuchać na swój temat czegoś dobrego zamiast docinek ze strony mieszkańców domku Aresa.

Tak strasznie nie chciałem, aby te wakacje się zakończyły, jednakże po kilku sekundach ujrzałem plamę ostrej czerwieni przemykającej pomiędzy drzewami. Jak już się domyśliłem, to ojciec Annabeth przyjechał po nią swoim czerwonym jeepem. Pan Chase zaparkował swój samochód kilka metrów przed nami, po czym opuścił szybę i z serdecznym wyrazem twarzy przywitał się ze mną oraz machnął ręką do swojej córki, aby wsiadała do samochodu. Przed nimi długa droga. Nie miałem pojęcia, jak moja dziewczyna wytrzyma taką podróż.

Od pewnego czasu uwielbiałem określenie „moja dziewczyna". To brzmiało tak genialnie.

— Będę tęsknić — powiedziałem na pożegnanie i pocałowałem moją dziewczynę. Annabeth chyba się nie spodziewała, że zrobię to na oczach jej ojca. Widząc jego roześmianą twarz spłonęła rumieńcem, a ona sama lekko pacnęła mnie w ramię.

— Będę musiała się tłumaczyć – przedrzeźniła mnie z iskierkami w oczach, po czym oddaliła się ode mnie i wrzucając swoją pękatą bordową torbę z setką naszywek z różnych stanów, wskoczyła zgrabnie na miejsce z przodu i wyruszyła w drogę powrotną do San Francisco. Ja natomiast musiałem zmarnować jedną monetę i przecierpieć podróż upiorną taksówką wraz z Grajami.

***

Stałem na zatłoczonej uliczce na obrzeżach Manhattanu przed czteropiętrową, miejscami już zniszczoną i obtłuczoną przez okolicznych chuliganów kamienicą. Nie chciałem tam iść. Znów miało się zacząć, przez całe dziesięć miesięcy, dzień w dzień. Ale cóż, nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Musiałem jakoś wytrzymać, choćbym miał moje nerwy trzymać z całych sił na wodzy, a to nie było łatwe. Z natury byłem dość wybuchową osobą. Poza tym, nie siedziałem sam w tym bagnie.

Wszedłem na klatkę schodową i wolno udałem się na czwarte piętro, gdzie mieściło się mieszkanie mojej mamy. Po przebyciu niekończącego się łańcucha schodów, stanąłem przed drzwiami i wziąłem głęboki wdech. W najdalszych zakątkach mojego umysłu pragnąłem stamtąd zwiać i zaszyć się w gdzieś w Nowym Jorku. Szybko jednak odgoniłem te bezsensowne myśli. Nacisnąłem klamkę i z bijącym sercem otworzyłem drzwi. Od razu po przekroczeniu progu można było wyczuć dym i drażniące gardło opary alkoholu. Tak, mój ojczym z pewnością był w domu.

Oczy Koloru MorzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz