Rozdział 35

2.6K 160 154
                                    

Nie można byłoby opisać żadnymi słowami mojej ulgi, gdy moje oczy ujrzały zarysy Obozu Herosów wyłaniające się zza konarów drzew. Czułem się jak nowonarodzony. Zdawałem sobie sprawę, że obóz stał się naprawdę moim jedynym i prawdziwym domem. Nie żałowałem tego, a radość Briana ochoczo podskakującego u mojego boku tylko mnie w tym upewniała.

Wspólnie z Annabeth i Brianem weszliśmy na teren Obozu Herosów. Uświadomiłem sobie, że ile razy bym nie wracał w to miejsce, to jeszcze nigdy nie byłem tymi powrotami znudzony. Prawdopodobnie było to spowodowane tym, że, jak powiada Grover, nie umiem wparować do Obozu inaczej, niż dzięki co najmniej wielkiemu wybuchowi, który zniszczy pół pól truskawek. Miałem jednak nadzieję, że przez wszystkie lata mojej egzystencji nie zdążyłem wyrządzić w domu wszystkich herosów znaczących szkód. Co jak co, ale z dzieciakami Hermesa wolałem nie zadzierać. Nie miałem zamiaru i chęci być głównym celem ich wybryków, oczywiście poza dietetyczną colą Pana D.

Wchodząc do obozu, prawie zapominało się o tym, że gdzieś za jego barierą rozciąga się całkiem inny świat. Trochę to smutne, ale w dzisiejszych czasach rzadko można spotkać kogoś, kto potrafi się obyć bez telefonu i komputera przez co najmniej dzień, nie mówiąc już o tygodniach i miesiącach. Nie usprawiedliwiam siebie. Wiem, że także byłem, jestem i będę dzieckiem dwudziestego wieku. W obozie czas jednak był inaczej odczuwany. Cały szary, śmiertelny świat pozostawał za wzgórzami i lasem, natomiast za naszą barierą nie sposób było się nudzić, chyba że ktoś obijał się cały dzień, tak jak to robiły niektóre córki Afrodyty.

Nie mogłem wyobrazić sobie w żadne sposób, jak będzie wyglądać moje życie w obozie. Mieszkanie tu jedynie wakacyjnie nie było tym samym, co zostanie tu na cały rok, a w zasadzie na całe życie. Niby przed wyjazdami na obóz, za czasów „normalnego" życia wyjeżdżałem niemalże co roku do internatu, ale miałem nadzieję, że w obozie nie będzie tak okropnie, jak tam. Na Styks, nawet nie chciałbym sobie przypominać, jakim byłem wtedy popychadłem. Całe szczęście, że tamte czasy minęły. Biorąc pod uwagę możliwość bycia ślepym, uzależnionym od komputera śmiertelnikiem, walka z potworami nie wydawała się taka zła. Nawet pomimo tego, że zdecydowanie wyczerpałem swój limit ocierania się o powolną i bolesną śmierć, to nie byłbym w stanie zrezygnować z tego życia. Chejron kiedyś mi powiedział, że to, co kochamy, zabija nas najszybciej. Nie mogłem jakkolwiek zaprzeczyć, centaur niestety miał rację.

– Idziemy do Chejrona? – zapytała znienacka Annabeth, wyrywając mnie z zamyślenia. Córka Ateny nawet nie wie, jakie ma wyczucie. Mówić o Chejronie akurat wtedy, gdy o nim myślę? Dla niej to pestka. Miałem nadzieję, że nie czyta mi w myślach. To ewidentnie nie byłoby przyjemne.

– Po co? – odparłem, nie widząc celu w tym, aby udawać się do koordynatora naszego obozu. Blondynka w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami, nie dając mi żadnego znaku co do tego, co powinienem teraz zrobić czy powiedzieć. Dlaczego kobiety czasami są tak nieokiełznane? Facet nigdy nie zrozumie, jak można sto razy na godzinę zmieniać humor, sposób zachowania i osobowość. Dlatego właśnie to kobiety są lepszymi szpiegami i zwiadowcami. Małe, chytre, zwinne i sprytne.

Wypuściłem powietrze z płuc, zerkając z ukosa na Briana, który trzymając mnie za rękę, dreptał u mojego boku. Uśmiechnąłem się i korzystają z nieuwagi małego, poderwałem go z ziemi i posadziłem sobie na barana. Brian krzyknął cicho i zaśmiewając się wesoło, objął rączkami moją szyję. Uwielbiałem, gdy mały zachowywał się w ten sposób. Kiedyś nie lubiłem dzieci, a będąc nic nie wiedzącym o świecie dwunastolatkiem, wręcz nimi gardziłem. Szczerze mówiąc, gdy urodził się Brian, nie byłem wcale tak uradowany, jak można byłoby sądzić. Dopiero po tych sześciu latach dotarło do mnie, jak świetnym dzieciakiem jest mały. Chyba nim więcej czasu spędzamy z dziećmi, tym sami stajemy się bardziej dziecinni. Pani Rose kiedyś mi mówiła, że tylko dziecko może zrozumieć dziecko. Według mnie to bzdura, bo każdy z nas był kiedyś dzieckiem, chociaż ciężko mi byłoby wyobrazić sobie Zeusa czy Hadesa w wieku kilku lat. Zapewne nie chodzili w śpioszkach i nie wyglądali jak kaczki z założoną pieluchą.

Oczy Koloru MorzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz