Rozdział 13

2.7K 181 86
                                    

Na początek ostrzegam, że rozdział jest słaby, krótki, niedopracowany i masakryczny :/ Przepraszam za to, jednak ostatnio cierpię na lekki brak weny, dużą ilość zdanych prac domowych oraz przygotowania do konkursu przedmiotowego. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie, kiedy rozdziały będą pojawiać się troszeczkę rzadziej? Prowadzę jeszcze drugie opowiadanie, które ostatnio zostało przeze mnie zaniedbane, więc będę musiała pisać dwa jednocześnie :) Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że ten rozdział nie będzie aż tak zły, jak zapowiedziałam.

OoOoOoOoOoOoO

Przepowiednia. Kolejna. Sam już nie wiem co mam myśleć. Z jednej strony jestem wściekły, z drugiej mam ochotę spakować się, wyruszyć na misję i mieć to wszystko z głowy, a z jeszcze boję się, że jedno z nas nie wróci żywe. Mam dość swojego życia. Ratuj świat, bądź dobrym synem, nie wychodź z obozu, kochaj wszystkich dookoła i bądź happy, jakby nic się nie stało. W takich sytuacjach naprawdę mam ochotę się utopić. Tylko że jestem cholernym synem Posejdona i nie mogę!

Po wygłoszeniu przepowiedni przez Rachel (nie wiem, skąd ona wzięła się w obozie, to zbyt skomplikowane jak na mój glonowaty mózg) od razu poszedłem na plażę. Co ja mogę na to poradzić, że potrzebowałem chwili samotności? Nie nadaję się do bycia herosem.

Nie pamiętam, od jakiego czasu siedzę pod drzewem na plaży i obserwuję ocean. Annabeth ma rację. Czasami za dużo myślę. Powinienem wrócić do Wielkiego Domu, bo jeżeli harpie mnie tu znajdą, a nie mam przy sobie żadnej broni... to może nie być ciekawie. A może tak byłoby lepiej. Żadnych przepowiedni, zero popapranego życia herosa i koniec z wypełnianiem wymagań innych.

Usłyszałem ciche kroki tuż obok mnie. Nie odwróciłem jednak głowy, wiedziałem, że to córka Ateny. Nikt inny nie zadawałby sobie trudu, żeby tu do mnie przychodzić.

- Pięknie, prawda? - szepnęła, dotykając mojego ramienia i siadając obok mnie. Nie odpowiedziałem. Nie odwróciłem nawet głowy.

- Percy... - zaczęła znowu.

- Dlaczego zawsze ja? Nie ma innych herosów na świecie? - powiedziałem, nadal wpatrując się w zachód słońca na horyzoncie.

- Jesteś wyjątkowy.

Ale ja nie chciałem być wyjątkowy. Zdałem sobie jednak sprawę, że o Annabeth też jest mowa w przepowiedni. Dziecko Ateny drogę im utrudni... nie pamiętaj już dokładnie. Tak czy inaczej, to ona mogła nie wrócić z tej misji. Objąłem ją ramieniem i przygarnąłem do siebie.

- Więc... co robimy? - zapytałem cicho.

- Ratujemy świat, Glonomóżdżku - odpowiedziała. Nagle przyszła mi do głowy całkiem dobra myśl. Wstałem z ziemi, otrzepałem spodnie z piaski i podałem rękę Annabeth.

- Mam lepszy pomysł, Mądralińska - powiedziałem, pomagając jej wstać. Popatrzyła na mnie zdziwiona. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwyciłem ją w talii i przerzuciłem sobie przez ramię. Oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, a córka Ateny zaczęła uderzać mnie otwartą dłonią w plecy. Wbiegłem do wody zanurzając się razem z Annabeth i stworzyłem wokół nas bąbel powietrzny. Normalnie woda byłaby teraz lodowato zimna, ale nauczyłem się kontrolować jej temperaturę. Był to efekt jednej z tych... bardziej nieudanych podróży cieniem, podczas której przez przypadek wylądowałem w wodzie z setką pingwinów niedaleko któregoś bieguna. Dość długa historia.

- Je..stes... wreny... - usłyszałem niewyraźne słowa dziewczyny. Pod wodą jej głos brzmi trochę niewyraźnie. Roześmiałem się, przyciągając ją jeszcze bardziej do siebie.

Nagle poczułem, jakby ciało przeszył mnie prąd pod wysokim napięciem. Annabeth spojrzała na mnie, szeroko otwierając szare oczy, a ja wiedziałem, że znowu tracę nad sobą kontrolę.

Oczy Koloru MorzaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon