Rozdział 32

2.5K 169 120
                                    

Tona cukru na jeden rozdział to za dużo. Uprzedzam, cukrzykom wstęp wzbroniony. Przepraszam, to nie w moim stylu.

OoOoOoO

Minął tydzień. Jeden głupi, milczący, cholerny tydzień, a z dnia na dzień nie czuję żadnej poprawy. Oczywiście chodzi mi o poprawę psychiczną. Jeżeli chodzi o poprawę z praktycznego punktu widzenia, to nie jest tak źle. Mogłem już siedzieć oparty o poduszki i dość sprawnie poruszać rękami. Jednakże możliwość odrobinę większej samodzielności nie poprawiała mi samopoczucia. Stałem się tak nieznośny, że nawet Grover zaprzestał prób przemknięcia obok Asklepiosa i wemknięcia się do mojej sali.

Annabeth za to przychodziła często. Widziałem, że stara się bardziej niż kiedykolwiek, jednak nie umknęło mi to, że stała się dziwnie milcząca, jakby bała się, że wypapla coś, czego nie powinienem wiedzieć. Ojciec nie pojawił się u mnie po raz drugi, co mogłem uznać za ulgę. Miałem po dziurki w nosie jego złotych rad.

Powoli zaczynałem mieć dość samego siebie. Nie, nawet nie samego siebie, a przebywania sam ze sobą. Wstyd mi było przyznać się przed innymi, że odrobinę przesadziłem. Zdawałem sobie sprawę, że powinienem szczerze porozmawiać z przyjaciółmi i ojcem, jednak nie było to takie proste. Zwyczajnie nie miałem pojęcia, o czym mógłbym z nimi rozmawiać. Opowiadanie żartów odpadało, obgadywanie olimpijczyków na Olimpie nie byłoby zbyt dobrym pomysłem, a na wspomnienie o powodzie mojego pobytu w szpitalu chciało mi się wymiotować. Annabeth przekazała mi, że Brian jest bezpieczny i nie powinienem się o niego martwić, więc wypytywanie o małego też nie wchodziło w grę. Reasumując, tematów do rozmów nie było zbyt wiele.

Nie chciałem też przyznawać, że tęskniłem za normalnością. Chciałem, aby wszystko było znów jak dawniej. Z wyjątkiem Gabe'a, on jest dla mnie skreślony. Cholera, dlaczego przez całe życie musiałem być takim słabeuszem? Nawet zwykły nastolatek dałby radę skopać tyłek temu śmierdzielowi, a ja dawałem mu się lać przed kilkanaście lat. Dopiero podczas wielogodzinnej samotności i akompaniamentu szpitalnej aparatury zdałem sobie sprawę, że przyjmując na siebie cały gniew ojczyma, tak naprawdę nie chroniłem Briana i mamy. Dawałem się katować, bo tak było łatwiej. Wygonienie tej kanalii z mieszkania wymagałoby ode mnie większego wysiłku, jednakże z perspektywy czasu zrozumiałem, że jedynie takie wyjście zapewniłoby bezpieczeństwo małemu i mamie.

Dziwiłem się, że Brian wyrósł na tak silnego chłopaka. Po wieloletnim oglądaniu wyczynów pijaka, który podawał się za jego ojca, mógłby mieć trwały uraz psychiczny. Nie mogłem wykluczyć, że takowego nie posiada. Jak tylko się ogarnę, muszę się nim porządnie zająć. Nie skażę pani Rose na wieczną opiekę nad tym brzdącem. Po wyjściu ze szpitala zajmę się bratem, poproszę synów Hermesa, aby w moich dokumentach sfałszowali mój wiek, żebym mógł mieszkać sam, a sam zatroszczę się o jakąś pracę na siebie. Szkołę sobie daruję, są ważniejsze rzeczy. Za to Brianowi nie odpuszczę, jeszcze wychowam go na wspaniałego faceta. O ile po drodze nie zjedzą mnie potwory, ale to szczegół. Dla szczęścia ukochanej osoby jesteśmy gotowi całkowicie zmienić swoje życie. O ile nie zmienię mojego na gorsze – wszystko powinno się udać.

Mając w głowie ułożony plan na kolejne kilkanaście lat, oparłem się wygodnie o poduszki i zacząłem bawić się rurką od kroplówki, z którą rankiem Asklepios mocował się dobre dziesięć minut. Moja ręka była już tak pokłuta, że nie mógł znaleźć miejsca na wszczepienie nowego wenflonu.

Przymknąłem oczy i odetchnąłem pełną piersią. Rany na torsie prawie całkowicie się zagoiły, a prawie wszystkie kości wróciły na swoje miejsce. Jedynie prawą nogę miałem nadal unieruchomioną od kostki do biodra, jednak bóg medycyny oznajmił mi, że niedługo powinienem stanąć na nogi. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wyczekiwałem tego momentu. Przykucie do łóżka nie jest niczym miłym, gdy jest się dzieciakiem z ADHD, nieumiejącym usiedzieć w miejscu.

Oczy Koloru MorzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz