Rozdział 27

3K 181 205
                                    

Zaznaczam na wstępie, że niespecjalnie wiem, jak odmieniać imiona Luke i Nico. Za błędy przepraszam.

Z perspektywy Annabeth

Trzy kreski. Łyk kawy. Kilka poprawek. Ostatnie spojrzenie na plan bogato zdobionej fasady.

- El krakas - zaklęłam, zgniatając przy tym kartkę w kulkę i wrzucając ją do mojej torby.

Powinnam mieć już wszystko dopięte na ostatni guzik. Każdy rysunek, każde obliczenie czy plan powinien być już skończony. A tymczasem prace na Olimpie są opóźnione, z powodu roztargnienia dzieci Hefajstosa, które już tydzień zwlekają z dostarczeniem do siedziby bogów ozdób do metalowego ogrodzenia w kształcie róż, jakiego zażyczyła sobie Afrodyta.

Wbrew pozorom, zachcianki bogów są bardzo trudne do spełnienia. Jak dotychczas najbardziej wybredna była Hera, która zażyczyła sobie sto posągów w wymyślnych formach do swojego zajmującego ogromną powierzchnię ogrodu. Jednak jej życzenie, aby na jego środku postawić pięciometrową fontannę ze szczerego złota, było prawie nie do wykonania. Prawie. Bogów nie za bardzo obchodzi to, że czegoś nie można zrobić. Zeus jest wściekły za opóźnienia, a to, że jest nieśmiertelny, wcale nie wydłuża jego cierpliwości. Moja matka cudem go przekonała, że celowo trwa to tak długo, aby wszystko było perfekcyjne.

Powód tego opóźnienia był jednak zupełnie inny. Wstyd mi było się przed sobą przyznać, że dokończenie pozostałych planów uniemożliwiał mi natłok myśli w mojej głowie.

Myśli, które przez cały czas krążyły wokół Percy'ego.

Zdawałam sobie sprawę, że potraktowałam go odrobinę za mocno. Wiedziałam, że przeżywa śmierć mamy, jednakże mi nikt nie dawał taryfy ulgowej, gdy własny ojciec kazał mi zabierać swoje rzeczy i wyprowadzić się z domu. Miałam siedem lat, była mała, głupia i naiwna. Śmierć Thalii, a później zdrada Luke'a. Czasami myślałam, że Percy nie zdaje sobie sprawy, że ja też mam prawo do chwili słabości.

Nie lubiłam się nad sobą użalać. Starałam się być silna, swój ból zawsze ukrywałam pod twardą maską obojętności.

Do Percy'ego nie docierało również to, że tkwię w tym bagnie dużo dłużej niż on. Chłopak dostrzegał w Thalii jedynie konkurencję, a w Luku wroga, który za wszelką cenę chce zagłady Olimpu. Nigdy nie pojął, ile nasza trójka razem przeszła. Nigdy nie zrozumiał, że oboje byli dla mnie jak starsze rodzeństwo.

Nie mógł wiedzieć też, co oznacza bycie odrzuconym przez najbliższych. Był szczęściarzem. Miał kochającą rodzinę, matkę poświęcającą się dla synów, wspaniałego braciszka, od którego wiało entuzjazmem na milę. Nawet Posejdon interesował się nim bardziej, niż Atena mną. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy w życiu rozmawiałam z matką.

Zawsze wszystko przychodziło mu tak łatwo. Już po dwóch latach bycia herosem został najlepszych szermierzem w obozie, natomiast ja na rangę jednego z najlepszych strategów pracowałam latami. Bycie najpotężniejszym herosem od dziesięcioleci? Pestka. Zdobycie dziewczyny? Z jego urodą i ciałem kochało się w nim pół damskiej części obozu i połowa dziwek z Manhattanu. Z jedną nawet całował się na stole.

Istny przykład lojalności i dobroci.

Nie zaskoczyło mnie też to, że przyjaciół ma także wśród śmiertelników, o czym ja mogłam jedynie pomarzyć. Kto bowiem chciałby przyjaźnić się z kujonką, która zbiera same laury od nauczycieli? Nawet dziewczyny z mojej klasy obrzucały mnie pogardliwymi spojrzeniami.

Zawsze zastanawiałam się, dlaczego on jest taki idealny. Cóż, jego po prostu nie dawało się nie kochać, nawet pomimo tego, że czasami zachowywał się jak typowy głupek. Do tego jego żałosne przedstawienie, gdy prosił mnie o wybaczenie. Czy nie mógł normalnie ze mną porozmawiać? Nie, wielki heros musi odstawić szopkę i zgrywać potulnego, z miną zbitego psa na twarzy.

Oczy Koloru MorzaWhere stories live. Discover now