Rozdział 13 - Płacz

19.7K 1.5K 178
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Liana

Wybiegłam z budynku, zbytnio się nie zastanawiając, przemieniłam się i pobiegłam w pierwszą lepszą stronę. Łapy niosły mnie na przód, nie zwalniając nawet na ułamek sekundy. Jak zawsze w takich sytuacjach zastanawiałam się, jak to jest, że jeszcze nie potknęłam się o żaden wystający korzeń czy gałąź, ale za to odpowiedzialna była moja wilczyca, więc ufałam jej i wiedziałam, że nie pozwoli, abyśmy upadły.

Moje oczy zalewały łzy. Nawet nie wiem kiedy i dlaczego, ale znalazłam się przed domem watahy. Zawyłam żałośnie, schowana w drzewach. Widziałam ciekawskich gapiów w oknach, ale ja nie ich chciałam. Wiedziałam, że teraz może mi pomóc tylko moja Luna, która najlepiej zrozumie moje smutki.

* Carmen, potrzebuję cię - przedostałam się na jej „linię" i powiedziałam jej w myślach.

* Już idę - nie potrzebowała niczego więcej.

Za to lubiłam naszą Lunę. Nie pytała od razu. Nie wyciągała z innych na siłę zwierzeń. Wiedziała, że jeżeli ktoś będzie chciał, to sam powie. Ja mam zamiar jej powiedzieć, ale pierwsze chcę, żeby zabrała mnie do siebie.

Zanim się zorientowałam, Carmen stała koło mnie, okrywając się grubym płaszczem. Ten dzień nie był za ciepły. Słońce było schowane, a wiatr był zimny i przeszywający. Przemieniłam się i skuliłam w sobie. Kobieta od razu zareagowała i ściągnęła z siebie płaszcz, po czym nałożyła go na mnie. Wyprostowałam się, a ona objęła ramieniem i w milczeniu ruszyłyśmy w stronę jej prywatnego domu. Chociaż byłam od niej wyższa, to żadnej z nas to nie przeszkadzało, a nawet czułam się teraz od niej niższa, o wiele niższa.

Carmen otworzyłam drzwi i weszła jak pierwsza, a ja zaraz za nią.

- Maleńka, dlaczego wyszłaś na zewnątrz bez płaszcza?! Będziesz chora! - zza rogu wyszedł Richard, nie był zadowolony widząc Lunę wchodzącą do domu w bluzce z krótkimi rękawkami.

- Nie teraz, Richard - powiedziała twardo. Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja spuściłam głowę, aby nie widział moich łez. - Chodź, zrobię ci herbaty - objęła mnie ramieniem i pociągnęła w głąb domu. - A ty zdaj się na coś i poszukaj jej jakiś ubrań - rzuciła w stronę swojego męża.

Alfa posłuchał i zaraz go nie było.

Ich jadalnia nie była za wielka, ale po co im większa? W tym domu tylko czwórka jadła, więc nie potrzebowali nie wiadomo czego. Mimo to poszłyśmy do kuchni, gdzie na środku znajdował się blat, a przed nimi krzesła jak z baru. Usiadłam na jednym z nich i szczelniej opatuliłam się płaszczem. Patrzyłam jak Carmen wlewa wodę do czajnika, a potem odchodzi. Palnik sam się zapalił. Kobieta otworzyła szafkę, gdzie na najwyższej półce były herbaty. Miałam wstać i jej pomóc, ale ona sama sobie poradziła. Skupiła na nich wzrok i jedna z nich przesunęła się nieznacznie, po czym wpadła prosto w dłonie wampirzycy. Wyciągnęła trzy torebki. Jedną włożyła do zwyklej szklanki, a dwie do potężnego kufla. Gdy zakończyła swoje czynności, odwróciła się do mnie przodem i uśmiechnęła sympatycznie. Także to zrobiłam, chociaż z moich oczu kolejny raz popłynęły łzy. Szybko je starałam, ale doskonale wiedziałam, że ona je widziałam. Spojrzałam na nią dyskretnie, a jej uśmiech zmienił się teraz w pocieszający.

Czajnik zapiszczał. Carmen nalała wody do kubków i postawiła je na blacie. Usiadła naprzeciw mnie i podsunęła mi ten większy kubek. Chciało mi się śmiać. Przygotowała się na to, że rozmowa może być dłuższa lub że jako wilk będę chciała więcej. Chociaż twarz teraz miała poważną, to w jej oczach widziałam rozbawione iskierki. Chyba każdego tak rozbawiała, kiedy przychodził do niej na rozmowę.

Wojownik AlfaWhere stories live. Discover now