Rozdział 26 - Zaślubiny

17.9K 1.3K 196
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Sam

Dzwony zadźwięczały. Był to znak dla panny młodej, aby już się zbierała, bo ceremonia się zaczyna. Stałem przy ołtarzu i uważnie skanowałem ludzi. Większość stanowiła wilkołaki, ale pojedyncze jednostki to były także wampiry i dwójka ludzi. Ta... Lianie zachciało się zapraszać ekspedienta ze sklepu z sukniami ślubnymi. Po prostu cudownie. Westchnąłem ciężko.

Spojrzałem na bok, gdzie stał Richard, jako mój świadek stał obok mnie i uśmiechał się delikatnie. Obok niego stał Carlos, który jakoś nie był zadowolony z tego, że musi mieć na sobie garnitur. Bardzo długo Carmen i Richard toczyli z nim walkę, ale zgodził się założyć elegancki strój. Prawdę powiedziawszy na początku też nie mogłem tego znieść, ale ostatecznie pomyślałem o tym, że Liana chciałaby mnie zobaczyć w garniturze, więc założyłem go.

Teraz stałem i rozglądałem się po ludziach już chyba dziesiąty raz. To z nerwów. Chociaż na zewnątrz byłem spokojny, to w środku po prostu telepałem się jak galareta. Czy bałem się tego, że zwiążę się na zawsze z jedną kobietą? A może tego, że to mnie przerośnie? Nie. Bałem się tego, że Liana nie będzie ze mną szczęśliwa, ale ja mam zamiar dać jej wszystko, czego będzie tylko chciała.

Na wiadomość, że poniekąd mam zajmować się Carlosem, ucieszyła się niezmiernie. Lubiła tego chłopaka, a ja czułem zazdrość, nawet jeżeli to był mój bratanek. Mężczyzna to mężczyzna, czyli potencjalny konkurent, któremu mógłbym skoczyć do gardła.

Po chwili koło ołtarza pojawiły się druhny Liany - Carmen i Maria.

Muzyka zabrzmiała, wszyscy spojrzeli na wejście. Sam tam spojrzałem i o mały włos nie zachłysnąłem się swoją własną śliną. Nabrałem gwałtownie powietrza i oniemiały patrzyłem na Lianę.

Miała na sobie piękną, białą suknię, do tego biżuterię w niebieskich kolorach, która podkreślała jej cudowne oczy. Na ustach miała błyszczyk i teraz nie marzyłem o niczym innym jak tylko wbić się w jej pełne usta i zasmakować ich jeszcze raz. Delikatny, subtelny makijaż podkreślał jej naturalną urodę.

Zaschło mi w gardle. Jak ja teraz powiem słowa przysięgi?

- Tylko nie podniecaj się za bardzo, bo garnitur ci pęknie w jajach - szepnął do mnie Richard.

- Ty też tak miałeś, jak zobaczyłeś Carmen? - spytałem ochrypłym głosem, którego nie potrafiłem opanować.

- Jeżeli chodzi ci oto, że najpierw uważałem, że wygląda przepięknie, jak księżniczka i jest taka tylko dla mnie, a potem, miałem ochotę zedrzeć z niej suknię jak najszybciej, to... nie. Nie miałem tak.

Warknąłem cicho w jego stronę, a on się zaśmiał.

- Nie czułem tak, bo na początku byłem zły na Carmen. Jej sukienka trzymała jej się tylko na cyckach, więc wiesz. Zazdrość - przytaknąłem mu.

Liana wreszcie znalazła się przy mnie. Przytuliła ojca, ująłem ją za rękę i razem podeszliśmy bliżej ołtarza. Przez cały czas promieniała. Nie mogłem oderwać od niej wzroku i co kilka chwil musiałem spojrzeć na nią.

Miałem wrażenie, że to wszystko to pojebany sen. Przecież to było niemożliwe, aby Liana wychodziła za mnie! Po prostu nie mogłem w to uwierzyć. A jednak. Stała koło mnie, mówiła słowa przysięgi, że będzie ze mną do końca. Ja też to zrobiłem. Nie zawahałem się ani razu. Kiedy wypowiadałem te słowa, widziałem, jak jej oczy błyszczały z satysfakcji.

Nadszedł ten czas, kiedy zakładaliśmy sobie obrączki. Kiedy dotknąłem jej ręki, zadrżała delikatnie, ale chyba nikt tego nie zauważył, prócz mnie. Uśmiechnąłem się na to.

Kiedy ceremonia się skończyła, ludzie obdarzyli nas ryżem i groszami jak to bywa w tradycji. Liana zaczęła ze śmiechem je zbierać, a ja wzruszyłem oczami i pomogłem jej. Pozbieraliśmy niemal wszystko, a następnie podaliśmy je Carlosowi. Nie mam pojęcia, co się potem z nimi stanie.

Stanęliśmy z boku i przyjmowaliśmy od wszystkich życzenia i prezenty, które wręczaliśmy naszym drużbom. Na pierwszy ogień poszli moi rodzice. Wręczyli nam jakieś wielkie pudło, które podałem Carlosowi, a ten zaniósł je do domu watahy, skąd je kiedyś weźmiemy. Ojciec ucałował dłoń Liany, na co zawarczałem cicho. Aleks roześmiał się.

- Spokojnie, Sam, mam swoją kobietę - objął ramieniem mamę, która uśmiechnęła się szeroko.

Puścił ją, złapał mnie za ramię i przybliżył się do mojego ucha.

- To jest Alfa, nie daj się zdominować. To ty masz mieć jaja w tym związku.

- Przecież wiem, nie jestem głupi - szepnąłem do ojca.

- Weź ją tam w nocy mocno i porządnie, aby wiedziała, kto rządzi.

Prychnąłem śmiechem.

- Tato, nie mów mi, że mówisz Samowi, aby przeleciał Lianę tak mocno, żeby potem nie mogła chodzić - rzucił obojętnie Richard. Spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami.

No nie mówcie mi, że ojciec to samo mówił Richardowi, gdy ten się żenił. Spojrzałem na Lianę, która zdziwiona spojrzała na mnie i na mojego ojca, który zresztą uśmiechał się cwaniacko, a mama szturchnęła go łokciem w żebra.

- No co? Nie chcę wam nic mówić, ale to tradycja. Waszym braciom powiem to samo. Mam nadzieję, że wy waszym synom też to powiecie.

W tym momencie wrócił Carlos; Carmen i Richard spojrzeli na niego, a on popatrzył na wszystkich, nie wiedząc, co się dzieje. Wreszcie odezwał się Richard.

- Myć może - odezwał się beznamiętnie, a Carmen uderzyła go pięścią w ramię.

- Ale o co chodzi? - spytał Carlos.

- Twój tatuś zachowuje się jaskiniowiec-zboczeniec - odezwała się Luna, z wyraźną pretensją w głosie.

- Okey - powiedział pomału chłopak, patrząc na nas podejrzliwie.

Wszyscy zaśmialiśmy się, a moi rodzice odeszli. Ich miejsce zastąpił ojciec Liany. Uśmiechnął się do mnie i podał mi rękę. Ścisnąłem ją. Jego uścisk był mocny i pewny.

- Spróbuj ją zranić, a obiecuję ci, że wypruję z ciebie flaki - wysyczał mi. Przewróciłem teatralnie oczami.

- Może być pan pewny, że będzie przy mnie szczęśliwa i spełniona.

- Nie masz innego wyjścia, inaczej po tobie.

Podał jeszcze Lianie prezent, co było białą kopertą. Odszedł. Reszta poszła o wiele szybciej. Oczywiście byli ludzie, których widziałem pierwszy raz na oczy, bo byli od strony Liany, był też ten pioruński ekspedienta i jego partnerka.

Kiedy było po wszystkich, spojrzałem na Lianę i pocałowałem ją w usta. Następnie udaliśmy się do namiotu, gdzie już wszyscy na nas czekali, aby rozpocząć kolejny etap wesela. Były pieśni, picie wódki i toasty. Po którymś już pocałunku przyssałem się do ust Liany i przyciągnąłem ją do siebie. Ludzie zaczęli się śmiać i rzucać tekstami, że na to będzie czas w nocy poślubnej.

Potem pierwszy taniec, zabawa, oczepiny i pożegnanie gości. Wreszcie wszyscy ulotnili się, a ja złapałem Lianę za rękę i wsiedliśmy do samochodu. Rzuciłem tylko spojrzenie na Richarda, a on skinął głową, rozumiejąc, o co chodzi.

Jechaliśmy do domu.

Wojownik AlfaWhere stories live. Discover now