Rozdział 24 - Suknia

18.6K 1.4K 88
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Liana

Sam miał rację. Następnego dnia Carmen zadzwoniła do mnie, że nie może ze mną jechać do sklepu.

- Ale dlaczego? - jęknęłam zawiedziona, chociaż chyba znałam odpowiedź.

Cisza w słuchawce. A po chwili usłyszałam szum i jakieś głosy.

- Carmen ma aktualnie tygodniową karę. Bardzo intensywną karę - usłyszałam głos Richarda. Na jego słowa spaliłam buraka. Powiedział to tak intensywnym głosem, że aż sama nabrałam powietrza.

- Jak możesz mówić mi takie żenujące teksty! - jęknęłam w słuchawkę i ukryłam twarz w dłoni.

Ktoś złapał mnie za rękę i wyciągnął telefon bez żadnego słowa. Spojrzałam na Sama i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on już rozmawiał z Richardem.

- Możesz, z łaski swojej, zachować swoje chore fantazje dla swojej Carmen? Nie chcę, aby Liana wyobrażała sobie nie wiadomo co przed naszym ślubem. Wolę, aby nie wiedziała, czego się spodziewać na naszą noc poślubną - tutaj spojrzał na mnie i mrugnął okiem.

Prychnęłam. To on nie będzie się spodziewać, co będę wyprawiać, jeszcze mu pokażę, na co mnie stać.

Czekałam, aż przestanie rozmawiać ze swoim bratem i łaskawie odda mi mój telefon, ale nie miałam na co liczyć. Po pół godzinie dałam sobie spokój i zaczęłam się ubierać. Zanim wyszłam, krzyknęłam, że jadę do miasta po suknię ślubną. Zanim jeszcze wyszłam, Sam oderwał się od telefonu.

- Naciesz się nią w przymierzalni, bo po naszej nocy poślubnej będzie nadawała się tylko do wyrzucenia!

- Jesteś żenujący! - odkrzyknęłam mu.

Wyszłam z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Moje policzki paliły, ale w głębi serca ucieszyłam się. Im bliżej było do naszego ślubu, tym bardziej Sam walił dwuznacznymi tekstami, a ja zaczęłam się denerwować. Nie ślubem, ale właśnie tymi tekstami. Przecież sam mi powiedział, że miał przede mną wiele kobiet. A ja nie miałam nikogo. Może jestem odważna i pewna siebie, ale w łóżku nie mam żadnego doświadczenia i boję się, że mogę mu nie wystarczyć.

Z tą myślą odjechałam i udałam się w stronę miasta. Z samego rana razem z Samem pojechaliśmy pod klub po moje auto, więc teraz mogłam spokojnie pojechać swoim BMW.

Sklepów było dużo, więc miałam naprawdę duży wybór.

Przeważały suknie bez pleców, krótkie, bez ramiączek. Chyba była teraz taka moda. Szukałam czegoś... bardziej przyzwoitego. I tradycyjnego. Jeżeli kupiłabym coś takiego, to Sam udusiłby mnie na oczach wszystkich. Byłby wściekły jak jeszcze nigdy. Na samą myśl aż mnie wzięła chętka, aby to zrobić, ale powstrzymałam się. Sam jest rozdrażniony i jeszcze nie panuje nad swoją naturą Alfy, więc mógłby naprawdę się nie powstrzymać. Wolałam nie ryzykować.

Ekspedientki podchodziły do mnie i proponowały mi najnowsze szyki mody, które raczej więcej odsłaniały niż zasłaniały.

Został mi ostatni sklep. Weszłam do środka z przyklejonym uśmiechem, bo miałam już dość oglądania dosłownie tych samych sukienek. Zaczęłam oglądać po kolei przepiękne suknie, gdy podszedł do mnie mężczyzna z bardzo przyjazną twarzą. Uśmiechał się do mnie miło, było widać, że to nie fałszywy uśmiech. Aż sama się uśmiechnęłam tak szczerze.

Wojownik AlfaWhere stories live. Discover now