Rozdział 16 - Ceremonia

17.9K 1.3K 82
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Liana

Zrobiłam protest głodowy, przynajmniej minimalny. Jak dotąd pięć razy dostałam jedzenie, ale zjadłam tylko raz. Oczywiście wodę piłam cały czas, bo bez niej się nie obeszło. Słyszałam jak moi oprawcy szepczą, że to bardzo niedobrze, iż nie jem, gdyż jak „bogini" przejmie moje ciało, to będzie długo się regenerować. Ha! I dobrze jej tak, oto mi właśnie chodzi!

Jeżeli moja śmierć jest nieunikniona, to na pewno im tego nie ułatwię, nie jestem typem dziewczyny, która siada w kąt i płacze, użalając się nad swoim losem. Wolę działać i uprzykrzać życie moim oprawcom.

Drzwi otworzyły się z łomotem. Nawet nie raczyłam spojrzeć na osobę, która stała w drzwiach. Siedziałam sobie na kanapie z jedną nogą założoną na drugą i rękami zaplecionymi na piersiach. Uniosłam wysoko podbródek i czekałam na to, co się stanie.

- Wstawaj, idziemy - odezwał się Brzetysław. Nie zareagowałam.

Kompletnie go olałam, jakby go w ogóle nie było w tym pokoju. Usłyszałam szybkie i głośne kroki. Mężczyzna podszedł do mnie, stanął naprzeciw mnie i patrzył na mnie z góry, a ja jak idiotka patrzyłam w mój poprzedni punkt. Nawet nie mrugnęłam.

Nie mogłam jednak długo się sprzeciwiać, bo mężczyzna chwycił mnie za podbródek i zmusił, aby na niego spojrzałam.

- Powiedziałem, że wychodzimy - syknął mi w twarz. Miałam okazję zobaczyć jego białe kły.

- To sobie wychodź, ja nigdzie nie idę. Spodobało mi się w tym pokoiku.

- Radze ci być grzeczna, suko.

Złapał mnie boleśnie za ramię i bez najmniejszego problemu dźwignął w górę. Musiałam wstać. Swoje ostre pazury wbił w moje ramię, poczułam ból, ale nawet nie jęknęłam. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Ciągnął mnie przez korytarze. Wprawdzie nie miałam za dużo siły, bo bardzo mało jadłam, ale mniejsza z tym. Musiałam wytężyć moje zmysły i umysł. Rozglądałam się dookoła, aby zapamiętać ewentualną drogę ucieczki.

Korytarze były obskurne, białe, z pleśnią w rogach. Skrzywiłam się z niesmakiem. Wszędzie czułam smród wampirów, które mijaliśmy na każdym zakręcie.

Wszędzie były jakieś stare, poniszczone drzwi. Korytarze nie różniły się od siebie zupełnie niczym. Jedynie, co mogłam zapamiętać, to w jaką stronę skręcałam, bo żaden korytarz nie miał niczego charakterystycznego.

Wreszcie dotarliśmy do celu naszej podróży. Zostałam brutalnie wepchnięta do jakieś wielkiej sali. Sufit był zrobiony ze szkła, przez co promienie słoneczne wpadały do środka. Ściany zaś były ciemnozielone w jakieś wzroki, ale nie wiedziałam czy to farba, czy fototapeta. Nie byłam w stanie rozpoznać. Wszędzie znajdowały się jakieś rośliny, najprzeróżniejsze kwiaty, krzaki i kilka drzew. Rozejrzałam się dookoła. Wewnątrz było pełno wampirów. Wszystkie były wampirami klasy E, prócz Brzetysława, który był wampirem klasy B.

Przede mną znajdowało się coś w rodzaju pozytywki. Jeden z nich otworzył ją, a z niej zaczęło wylatywać jakieś światło i otworzył się... portal? Wielka, czarno-fioletowa dziura przypominające ogromne zwierciło w kształcie jaja. Po prostu pięknie. W nim pojawiła się jakaś błękitna postać, ale nie byłam w stanie rozpoznać czy to mężczyzna, czy kobieta, czy jeszcze coś innego. To była taka jedna, wielka bryła jakieś flegmy.

Wojownik AlfaWhere stories live. Discover now