Rozdział 22 - Bójka

17.4K 1.4K 81
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Liana

Warknęłam groźnie w stronę facetów. Jeden zwrócił na mnie uwagę, ale reszta kompletnie mnie olała, zresztą tak samo jak tamten facet. Natarczywie przystawiali się do dziewczyn, a szczególnie do Carmen, która próbowała kulturalnie odpędzić natręta, ale jej nie wychodziło. Może Carmen była wampirem, ale miała wielki szacunek do ludzi i nigdy żadnego nie skrzywdziła, nie lubiła tego. Jedynie piła z nich krew, ale ponoć to nie robiło nikomu krzywdy.

Reszta dziewczyn miała podobnie. Nie mogłam tego wytrzymać, być może to alkohol jeszcze popchał mnie w tym kierunku, ale podeszłam do pierwszego lepszego i z rozpędem przywaliłam mu pięścią prosto w mordę. Mężczyzna upadł na ziemię, jęknął i najprawdopodobniej stracił przytomność. Nie dziwię się. W końcu jestem wilkołakiem, wcale nie jestem słaba.

Reszta facetów spojrzała na mnie, ale ja się nie patyczkowałam. Sięgnęłam po najbliższego, wzięłam go za fraki i położyłam go na blacie. Kątem oka spojrzałam na dziewczyny. Żadna nie zareagowała, a Carmen nawet wyraźnie odetchnęła z ulgą, co jeszcze bardziej podsyciło mnie do działania. Niestety, rozwścieczony wilkołak to nie przelewki, a tym bardziej Alfa i jeszcze kobieta. Kobiety są bardzo emocjonalne i inaczej reagują od mężczyzn. Ja niestety nie panowałam nad sobą i po prostu musiałam.

Przywaliłabym temu facetowi, gdyby nie to, że kolejnych dwóch wzięło mnie za ręce i odciągnęło od tego leżącego na barze. Teraz to dopiero wywołali wilka z lasu. Warknęłam, jak to miały w zwyczaju wilki. Nadepnęłam jednemu z impetem na stopę, przez co mnie puścił. Drugi niestety miał pecha i dostał od dołu pięścią w podbródek. Żeby jednak była sprawiedliwość, poprawiłam drugiemu kolankiem w brzuch, przez co padł i zaczął głośno kaszleć.

I wtedy dopiero się zaczęło. Grupka mężczyzn podeszła do mnie, na ich twarzach widziałam wielką złość. Uśmiechnęłam się cierpko. Nawet jako człowiek mogłam sobie poradzić z takimi cieniasami. A oni nie potrafili zachować resztki dumy i po prostu odejść, a najlepiej wyjść. Teraz to dopiero czeka ich manto.

Czekałam na ich pierwszy ruch. W takich przypadkach nie lubiłam zaczynać, żeby nie było. Jeden z nich wyciągnął rękę i chyba próbował złapać mnie za włosy, ale ja chwyciłam jego nadgarstek w żelaznym uścisku i ścisnęłam mocno. Syknął cicho, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Zacisnęłam rękę jeszcze mocniej i usłyszałam nieprzyjemne chrupnięcie. Widziałam jak jego twarz wyginał się z bólu, ale nie krzyknął. No proszę, czyli jeszcze panowie mają jakąś dumę.

Nie chciało mi się więcej patrzeć na jego obleśną mordę, więc mocno pociągnęłam go w moją stronę, a sama zrobiłam krok w bok, tak że mnie ominął i padł na tańczące pary, które chyba niezbyt się przejęły.

I zaczęła się zabawa. Kolejni podchodzili do mnie i próbowali jakoś okiełznać, ale nie dałam się. Po chwili dołączyła do mnie Carmen, a także Maria, inne tylko patrzyły z boku z uśmiechami na twarzy. Niestety, wilki Alfa mają od urodzenia duszę wojownika i nie potrafią powstrzymać się od bójki, a Carmen... to Carmen. Nie boi się pobrudzić sobie rączek, szczególnie że jesteśmy z jej stada, a ona czuje wielką odpowiedzialność i zawsze nam pomaga.

Po chwili weszłam na blat, tam o wiele lepiej się biło, szczególnie że było dużo szkła pod ręką i z chęcią rozbijałam je na głowach tych palantów. Robiłam to specjalnie? Nie. Gdyby dali sobie spokój, ja bym ich nie ścigała, ale oni sami lgnęli do mnie jak komary do świeżej krwi (Carmen chyba by się obraziła). Z mojej twarzy nie zniknął uśmiech, najlepsze było to, że my się bijemy, barman ma nas gdzieś, policji nie słuchać, a ludzie tańczą w najlepsze. I to ja rozumiem!

Niestety, do czasu...

***Sam

Zaraz za Richardem podjechałem pod klub, a potem pozostali. Na naszych twarzach było widać wielką determinację. W pobliskim mieście był tylko jeden nocny klub, więc raczej nie mogliśmy się pomylić. Ruszyłem jako pierwszy w stronę wejścia, gdzie ciągnęła się naprawdę długa kolejka młodych dziewczyn i napalonych chłopaków. Na samą myśl, że takie oblechy miałyby dotykać mojej Liany, aż mnie krew zalewała i jeszcze bardziej miałem ochotę tam wejść.

Od razu podszedłem do ochroniarza, ignorując ludzi, którzy krzyczeli, że przecież jest kolejka. Barczysty mężczyzna stanął mi na drodze. Był ode mnie wyższy, co rzadko się zdarzało, ale zdarzało. Warknął w moją stronę. Nie, nie był wilkołakiem, ale najwyraźniej miał ochotę pokazać wszystkim, że on tutaj rządzi. Uśmiechnąłem się cierpko.

Złapałem go za kark w żelaznym uścisku w taki sposób, że jeden ruch i nie żyje. Facet chyba zorientował się, o co chodzi i uspokoił się, a my spokojnie weszliśmy do środka. Standardowo kolorowe światełka wszędzie migały, przez co było można dostać epilepsji. Nie powiem, kiedyś to był mój chleb powszedni, ale teraz, odkąd jestem z Lianą, gardzę takimi miejscami, gdzie najczęściej dochodzi do zdrad i gdzie bez skrępowania obcy obmacują siebie nawzajem.

Dziewczyn nie dało się nie zauważyć. Już z daleka wyczułem jej zapach, a także usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzałem w stronę baru, a Liana stała na blacie i wymachiwała rękami. Tylko nie mówcie mi, że się upiła i zaczęła robić striptiz dla ubogich!

Moje przypuszczenia rozwiały się, kiedy zauważyłem faceta, który podszedł do niej i próbował zwalić z blatu, ale ona skutecznie go unieszkodliwiła ciosem butelki w łeb. Pięknie. Mimo to i tak na jej widok poczułem wielką złość, że faktycznie tutaj jest. W głębi serca miałem jeszcze nadzieję, że może jej tutaj nie będzie. Ale była.

Dumnie wyprostowany, jak na prawdziwego Alfę przystało, skierowałem się spokojnym krokiem w stronę baru. Liana mnie wyczuje, a wtedy przekona się, że nie ma tym razem przelewek. Richard zrobił to samo.

Nie myliłem się. Po kilku sekundach Liana spojrzała na mnie oniemiała. Zatrzymała się w pozycji, jakiej stała ostatnio i patrzyła na mnie jak na ducha. Po chwili jej niepewny wzrok przeniósł się na mate mojego brata, ale ona sama była zapatrzona na swojego męża, jakby co najmniej wyszedł z podziemi i nagle przed nią stanął.

Nie zastanawiając się zbytnio, podszedłem do tego głupiego baru. Liana śledziła każdy mój ruch, ale widziałem w jej oczach niepewność i strach. Nie dziwię się. Pewnie teraz miałem na twarzy wymalowaną chęć mordu. Nie bawiąc się w ceregiele, złapałem ją za nogi i popchałem w stronę bary, aby straciła równowagę i wpadła prosto na mnie. Drugą ręką zamortyzowałem jej upadek i przerzuciłem ją sobie przez ramię. Oczywiście szamotała się, piszczała i waliła mnie pięściami po plecach, ale miałem to daleko gdzieś. Zasłużyła sobie na takie traktowanie. Chciała, to teraz ma.

Kątem oka widziałem, jak Richard przycisnął Carmen do ściany i się z nią całował, a po chwil i on zrobił to samo co ja, przez co jego mate także była przewieszona przez ramię. Tylko że ona nie krzyczała, nie wierzgała się i go nie biła. Dlaczego musiałem trafić na taką kobietę? Nie może siedzieć cicho i dać mi działać? Oczywiście, że nie, bo przecież ona też jest pieprzoną Alfą!

Wojownik AlfaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ