Rozdział 1 - tragedia

1.5K 149 19
                                    

  Nie wyobrażałam sobie nigdy takiego przechodzącego wzdłuż mnie bólu. To było nie do opisania. Krew ciekła z każdej mojej części ciała, nikt nie mógł tego powstrzymać. Czułam jak powoli się wykrwawiam. Świadomość, że nigdy już nie zobaczę swoich bliskich był jak cios w serce. Serce do którego było blisko. Opadłam i ostatkami spojrzałam na oprawcę, którego uśmiech był malowany od początku moich tortur. Zdążyłam zobaczyć tylko jego piękne oczy w których malował się ogień i nienawiść do drugiego człowieka.

Następnie zmarłam.
Przez niego.
Przez tego cholernego mordercę. 




  Claire POV.

Obudziłam się jak zwykle o ósmej. Minęła chwila zanim doszło do mnie, że to jest następny dzień pełen niewiadomych. Ptaki śpiewają, babcie chodzą z wnukami na spacery, morderca grasuje. Przecież to normalne życie, prawda?
Choć nie wszystko jednak pasuje do normalności. 
Wyciągnęłam pierwsze lepsze ubrania i cichym, spokojnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki.
Zbiegłam po dziesięciu minutach na dół do kuchni. Ubrana w białą koszulkę, jeansowe spodenki z wysokim stanem i kokiem na głowie. W końcu mamy lato, trzeba sobie radzić.
Usiadłam do stołu i zerkając chwilę w telefon zauważyłam, że rodziców znów nie ma. Zazwyczaj nie było ich tylko wtedy, kiedy  budziłam się przed ósmą. Byłam lekko zdezorientowana. Nigdy wcześniej rodzice nie zrobili mi takiej niespodzianki, ale mimo to zrobiłam sobie śniadanie i wyszłam z domu. Mogłam co prawda do nich zadzwonić, ale myślałam, że mają ważne spotkanie, wyjazd czy coś innego w czym nie można im przeszkadzać. Miałam nadzieję, że niedługo się odezwą, ale nie było mi dane zbyt szybko się tego doczekać. Potajemnie w sercu liczyłam na to, że kiedy wrócę ze szkoły będą już w domu i wytłumaczą mi dlaczego zostawili siedemnastolatkę nieradzącą sobie samą w domu. Przecież to karygodne. Tak, wyczujcie ten sarkazm. Zmierzając w stronę szkoły zahaczyłam o sklep spożywczy, aby kupić sobie drugie śniadanie. Nie to, że nie potrafię go sama zrobić, ale od zawsze to mama mi je robiła. Tak, jestem zależna od rodziców i jeżeli nie oni to umrę z głodu i nie będę potrafiła się ubrać. Po prostu należę do bogatej rodziny i nie osądzajcie mnie, od najmłodszych lat miałam wszystko co chciałam. 

Na drzwiach wejściowych był widoczny duży plakat, a raczej list gończy. Dużymi literami było napisane "Poszukiwany!" a pod tym mniejszą już czcionką było "Shawn Mendes, lat osiemnaście. Od dwóch lat zabija bez skrupułów. Nagroda za pomoc w odnalezieniu będzie sięgać dziesięciu tysięcy funtów."
Spojrzałam jeszcze raz na jego zdjęcie i równie szybko wyszłam ze sklepu jak do niego weszłam.
Wiedza, że kiedy będę iść do szkoły może na mnie wyskoczyć morderca była źródłem strachu i nienawiści do świata. Mimo że kocham Shawna jako artystę, powinni go zabić na miejscu, kiedy tylko go zobaczą. Przecież to nienormalne, żeby takiemu artyście jak on aż tak pomieszało się w głowie.

Kiedy niemalże wbiegłam do szkoły z powodu dziesięciominutowego spóźnienia zauważyłam, że jest zdecydowanie zbyt cicho. Podeszłam cicho do szatni, żeby spojrzeć czy ktoś jeszcze jest spóźniony i dotrzyma mi towarzystwa w tej głuchej ciszy. Zauważyłam jakąś małą osobę, która zwinięta najprawdopodobniej ze strachu siedziała w kącie szatni. Nie widziałam twarzy tej osoby i nie mogłam stwierdzić czy to chłopiec, czy dziewczynka, ale byłam pewna, że dziecko nie miało więcej niż osiem lat. Chwilę się wahałam, żeby do niego podejść, ale mogło się zgubić, albo być przestraszone. Powód skąd dziecko się wzięło w szatni szkoły ponadgimnazjalnej nie bardzo mnie w tamtej chwili obchodził. 

- Przepraszam? - Wypowiedziałam cicho. -Co tu robisz?

Dziecko nie podniosło głowy. Wcale wręcz się nie poruszyło. Przeszedł po mnie dreszcz, który sprawił, że chciałam stamtąd uciec do klasy, ale i tak już miałam spóźnienie, więc ucieczka nie byłaby idealnym wyborem. 

- Halo? - Niepewnym krokiem podeszłam do kąta i chwyciłam jego ramienia. Lekko zatelepałam i przerażona brakiem czucia jakiegokolwiek życia w dziecku odbiegłam kawałek do tyłu. 

- Kto tam jest? - Usłyszałam głos najprawdopodobniej woźnej, która akurat w tym momencie wybrała sobie porę na mycie podłóg. Niewiele myśląc schowałam się za bluzę, którą zostawił jakiś chłopak. Nie wiem po co komu bluza przy trzydziestu stopniach ciepła, ale dziękuje temu komuś za nią - Eh, cholerne szczury.

Kiedy wyszeptała to kobieta wyjrzałam lekko zza bluzy. Nikogo już nie było. Spojrzałam w bok i zauważyłam, że obok mnie leży to dziecko. Pisnęłam cicho, kiedy zauważyłam krew. Byłam na tyle wystraszona, że mogłam wybiec ze szkoły prosto do domu, ale gdyby mnie ktoś zauważył to mogłabym zostać osądzona o zabójstwo. Niczym sprinter wybiegłam z szatni krzycząc do kogokolwiek.

- POMOCY! - Krzyczałam biegnąc w stronę mojej klasy. Wbiegłam do niej uderzając się mocno w rękę o klamkę - Prosz..Pro..Proszę Pana tam leży dziecko!

- Claire, jesteś spóźniona! Co ty wyprawiasz!? - Krzyknął na mnie nauczyciel, a klasa widząc moje zwijanie się z bólu zaczęła się śmiać. 

- Dziecko... W szatni leży zakrwawione dziecko, nie rusza się! 

- Matko Boska -W jednej sekundzie do nauczyciela dotarło jaka jest powaga sytuacji. Zostawiając klasę wybiegł z klasy - Prowadź Claire.

- Dobrze... - Kierując nauczyciela do szatni nadal nie mogłam wytrzymać bólu ręki, która chyba była złamana, ale w tej sytuacji byłam najmniej ważna - To tutaj.

Nauczyciel wbiegł do szatni biorąc chłopca na ręce i kierując się w stronę wyjścia przed szkołę. Kazał mi wracać do klasy, co zrobiłam niechętnie. Miałam nadzieję, że on tylko stracił przytomność, a krew leciała mu z nosa... Tak, to na pewno była taka sytuacja. Nie ośmieszaj się Claire.  

____________________________________________________________________________

Hej, hej:)
Oto mamy pierwszy rozdział "Calmly Princess". Chciałam się was zapytać, czy taki styl pisania, układ tego wszystkiego, etc wam się podoba? Piszcie śmiało, będę czytać:)

Wesołych świąt🎄🎄🎄

Calmly Princess |S.M.  (1&2)Where stories live. Discover now