2: Rozdział 4 - miałem łzy w oczach...

279 44 17
                                    

Podjechałem z Mią pod dom Taylor. Znów zobaczyłem te skromne cztery ściany, a przed nimi ubraną w lekką, zwiewną i uroczą sukienkę. W oczach Mii od razu zobaczyłem zażenowanie, które wiedziałem, że nie ustąpi zbyt szybko.

- Coś nie tak? - spytałem się małej, jakbym głupi nie wiedział.

- Ona jest cała nie tak - oho, będzie działo się coś ciekawego.

- Dlaczego? - mówiąc to, pomachałem Taylor i dałem znak, żeby wsiadała do samochodu - co Ci w niej nie pasuje?

- To, że patrzysz na nią maślanym wzrokiem? To powinna być mama, a nie ona.

- Przesadzasz - spławiłem ją tak samo szybko, jak zachęciłem do rozmowy.

Odwróciłem swój wzrok najpierw w stronę Mii, a później wróciłem do Taylor, która była już tylko kilka kroków od samochodu. Widziałem, że moja prośba na ubranie się stosownie jakoś zadziałała. Wyglądała bosko. Niebieska sukienka przed kolano, białe, wysokie szpilki i lekko falowane włosy. Cały czas ją widziałem przed moimi oczami, ale nie jako osoba, którą niedawno poznałem. Uczucie, że znam ją dłużej niż te ostatnie godziny naprawdę dawało mi mocno w kość.

- Hej - otworzyła drzwi i uśmiechnęła się lekko.

- Hej, wsiadaj - zachęciłem ją do tego gestem ręki - zawiozę Cię do miłego miejsca.

- Czyżby? - spytała, siadając jednocześnie na przednie miejsce w samochodzie - pamiętaj, że jedziemy na obiad, za który ja płacę, do tego miałeś do mnie jakąś sprawę, więc może się pośpieszmy? Nie lubię czekać.

- Jasne - uniosłem lekko kąciki ust - nie wygłupiaj się, ja zapłacę za obiad. A jaką mam sprawę dowiesz się na miejscu.

- Obiadu Ci nie odpuszczę - puściła mi oczko - no ale dobrze, ruszajmy już.

- Już, już - odpaliłem samochód i odjechałem.

Nie wiedziałem co się wydarzy przez te kilkanaście minut, przez które będziemy jechać. Miałem nadzieję, że nic strasznego.

- Hej, - Taylor odwróciła się do Mii - jestem Taylor. Ty Pewnie jesteś Mia, miło mi Cię poznać.

- Nie - odburknęła i odwróciła wzrok, kiedy opiekunka podała jej rękę - idź sobie.

- Mia! - uniosłem się lekko - uspokój się.

- Nic się nie stało - wtrąciła się Taylor - wiem, że może mnie nie lubić, dopiero mnie poznała. Na pewno się zaprzyjaźnimy.

- No chyba nie, lafiryndo.

- Mia! - wtedy nie wytrzymałem.

Zatrzymałem się na poboczu. Nie byłem w stanie kierować przez nerwy, które mnie wtedy obeszły. Od razu spojrzałem na Taylor, która była w lekkim szoku. Jednocześnie widziałem zawiedzenie i smutek. Skąd Mia znała takie słownictwo? Przecież ja nigdy przy niej nie używałem takich słów.

- Uspokój się natychmiast! - odwróciłem się do niej i krzyknąłem dosyć głośno - nie możesz się tak zachowywać, bo nie podoba Ci się, że jakaś kobieta może zastąpić Twoją cholerną matkę!

Dopiero wtedy, kiedy to powiedziałem, zrozumiałem, że to mogło mocno zranić moją kochaną córeczkę.

- Przepraszam - wyszeptała cicho Mia i od razu zalała się łzami.

- Jezu - zakryłem twarz, bo sam byłem bliski płaczu - Mia, wybacz...

- Może ja... - kolejny raz wtrąciła się Taylor - może wrócę do domu?

- Nie, nie, nie... - ogarnąłem się szybko - yyy... zaraz...

- Shawn, spokojnie - odkręciła moją twarz dłońmi w jej stronę - jesteś zdenerwowany, musisz się uspokoić.

- To po prostu nie powinno mieć miejsca... - patrzyłem jej prosto w oczy - teraz Mia przeze mnie płacze, to nie jest normalne...

- Chce do mamy - wyszeptała cicho pomiędzy płaczem Mia - chce do niej, błagam...

Teraz już sam nie wiedziałem co mam robić. Przekręciłem znów głowę w stronę drogi, odpaliłem samochód i odjechaliśmy dalej. Byłem na siebie cholernie zły, ale wiedziałem, że nie panowałem nad sobą. Wyklinałem siebie w duchu za swoją niekompetentność, ale jednocześnie błagałem samego siebie, żeby Claire wróciła...

Mała tak o nią prosi... Sam nie wiem czy dopiero po sześciu latach zaczynam rozumieć, że zabranie matce dziecka jest najgorszą rzeczą w życiu, jednak nie mogłem nic zrobić, bo nie miałem wyboru... Nie miałem cholernego wyboru.

Musiałem sobie zająć pustkę w sercu po stracie Aaliyah. Może gdyby ona nadal ze mną była, to Mia nie musiała mi jej zastępować. Chciałem znów przekazywać komuś moją miłość, ale co z tego, skoro moja przybrana córka najprawdopodobniej mnie teraz nienawidzi.

- Shawn? - z myślenia przerwała mnie Taylor - jeżeli nie czujesz się na siłach, żeby prowadzić samochód, to może ja pokieruję?

- Nie - warknąłem - dam sobie radę.

- To może chociaż się zatrzymaj i pozwól mi, żebym przesiadła się do tyłu do Mii? - mimo tego, że Mia dała jej wyraźny znak, że jej nienawidzi, to ona nadal chce się o nią troszczyć.

W sumie nie ma innego wyboru, bo będzie jej opiekunką. Z tego będzie miała kasę, która będzie dla niej wystarczająca. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Po prostu jedźmy dalej - ominąłem jej słowa - chcę szybko dojechać do celu, żeby powiedzieć Ci to, o czym myślę od jakiegoś czasu. Tylko to teraz się dla mnie liczy.

- No dobrze - westchnęła - najwidoczniej nie mam wyboru.

- Mia? - spojrzałem w górne lusterko - już wszystko jest ok?

- Ok? - warknęła na mnie cicho - nakrzyczałeś na mnie i pokazałeś mi, że nigdy nie zobaczę się z mamą, a teraz pytasz czy wszystko jest ok?

- Nie chciałe...

- Ale to zrobiłeś - nie pozwoliła mi dokończyć.

Być może tak było. Nie chciałem dalej jej ranić, więc wróciłem do patrzenia się na pustą drogę. Pustą tak samo jak moja głowa i serce. Jestem cholernym egoistą, który nie potrafi nawet dać swojej córce dobrego przykładu. Nad czym się zastanawiam? Powinienem po prostu wrócić do Claire, oddać jej Mię i odjechać w swoją stronę.

Wtedy przestałbym każdego ranić.

Calmly Princess |S.M.  (1&2)Where stories live. Discover now