Rozdział 7 - Ty chory psycholu

1K 120 23
                                    

  Wybiegłam z pokoju i mimo mojego własnego zakazu wychodzenia z domu pokierowałam się do drzwi, a następnie do najbliższego parku. Możecie sądzić, że jestem kretynką. Że z jednej strony boję się o swoje życie i chodzę na policję, a z drugiej sama je narażam. Nie wiem, czy to normalne, wydaje mi się, że nie. Może i liczyłam na to, że go spotkam. Mogłam zostać przecież jego ofiarą, to na ulicy je znajduje. 
Chodziłam od ławki do ławki w parku pełnym drzew, szukając swojego miejsca na ziemi. W pobliżu nie było nikogo, ani żywej duszy. Wiedziałam, że to jest moja jedyna okazja na zrozumienie tego wszystkiego. 

- SHAAAWN! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam. Zabolało mnie gardło, ale się nie poddawałam - MENDES, PRZYJDŹ TUTAJ NATYCHMIAST TY CHORY PSYCHOLU! 

 W którymś momencie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i po prostu zamarłam. Moje serce znów nie wytrzymało, kolejny raz zemdlałam. Chciałam tego, ale moje serce najwidoczniej nie.

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, śmierdziało w nim stęchlizną i od jakiegoś smrodu szczypało mnie w oczy. Otaczała mnie czarna przestrzeń, w której nie czułam żadnej innej żywej duszy. Poglądowo. 

- Szybka jesteś, księżniczko - usłyszałam ten głos. Ten cholerny, idealny głos. Różnił się milionami cech niż w piosenkach, które śpiewał - po pół godziny się obudziłaś.

- Boże, to Ty - odparłam z lekkim egoizmem i ironią. 

- Bogiem jeszcze nie jestem, ale miło z Twojej strony - odpowiedział jednocześnie zapalając światło. 

- O matko... - byłam zszokowana. Moim oczom ukazał się średniej wielkości pokój z siwymi ścianami, nowoczesnymi czarnymi meblami i mocno brązowymi panelami. Cały pokój jak na właściciela był dobrze zadbany, miał "ładne", udekorowane ściany - ktoś taki jak Ty mieszka w takich luksusach? 

- Zadziwiające, prawda? - usiadł naprzeciw mnie. Byłam usadzona na kanapie, która jak wszystko praktycznie tutaj była koloru czarnego. Podsunął się bliżej mnie, z czego ja odsunęłam się z nerwów do tyłu tak, że prawie spadłam - nie bój się mnie, gdybym chciał Cię zabić to leżałabyś martwa w parku już godzinę temu. 

- Więc czego ode mnie oczekujesz? Skąd masz mój numer? Mój adres? Skąd mnie znasz? Czemu ja? Jesteś normalny w ogóle psycholu?

- Nieładnie tak kogoś obrażać, księżnicz... 

- Przestań. Mnie. Nazywać. Księżniczką. Bo. Cię. Chyba. Uduszę. - przerwałam mu jednocześnie wypowiadając te słowa z agresją. 

- Agresywna, lubię takie - odburknął uśmiechając się do mnie. Kiedy to zrobił odsłonił swoje białe, duże i proste zęby. Czułam jak moje nogi stają się jak z waty, mimo że siedziałam. 

- Odpowiedz mi na pytania. 

- Magiczne słowo? - uniósł jedną brew.

- W każdej chwili może tu być policja, odpowiesz mi łaskawie na pytania? - skłamałam. Nie miała prawa być tutaj żadna policja, tym bardziej, że nie miałam w ogóle pojęcia gdzie jesteśmy. Jednak po jego twarzy stwierdziłam, że nie ruszyło go to wcale.

- No dobrze, gdzie ich prześlesz? Ulica? - cały czas się uśmiechał, czułam, że olśniewa mnie po prostu swoim całokształtem.

- IP? - Wypowiedziałam po czym sama uśmiechnęłam się ironicznie. 

- Jak Ci je wykryją? Masz je wbudowane w mózg czy jak? 

- Mam coś, czego nie widzisz - nadal siedzieliśmy naprzeciw siebie, ale nie przeszkadzało nam to. Znaczy, może jemu. Mi trochę. Odległość między nami była niebezpiecznie bliska.

- Tak? 

- Tak - nudziła mnie już ta zabawa w kotka i myszkę. W sumie obiecywał mi poniekąd, że będziemy się w to bawić, ale kurde... - słuchaj, mów czego ode mnie chcesz bo chcę iść do domu.

- Słucham? Do jakiego domu? - odsunął się lekko ode mnie co wskazało, że naprawdę go to zdziwiło - Ty już nie masz domu. Od teraz musisz mi pomagać, wybrałem Cię spośród milionów dziewczyn na świecie i tysięcy z Wielkiej Brytanii. Równie dobrze mógłbym Cię zabić i znaleźć kolejną, która się nie będzie opierać.

- No to mnie po prostu zabij znie wierzyłam w to, że to powiedziałam. Momentalnie zaczęłam tego żałować.

- Chcesz tego? - zapytał i po chwili wpatrywania się we mnie wstał i podszedł do jednej z wielu szafek, które były zawieszone na ścianie. Moment później szafka była już otwarta, a moim oczom ukazała się najgorsza rzecz, którą widziałam w ciągu całego mojego życia. 

- Ja pierdole - wymsknęło mi się, kiedy zobaczyłam zawieszone noże od największego do najmniejszego. Te ostre, tępe, ząbkowate i proste. Kuchenne i do zabijania świń. To było okropne - chce stąd wyjść. Natychmiast.

- Księżniczce nie przysługuje przeklinać - uśmiechnął się, po czym wyjął jeden z większych ząbkowatych noży i spokojnym krokiem do mnie podszedł.

- Po prostu mnie zabijesz? - spytałam z odwagą, którą przed nim nie powinnam mieć. Momentalnie przystawił mi nóż do policzka, a ja czułam jak łzy zaraz będą mi lecieć rzekami - zapomniałam, przecież jesteś Mendes. Nawet cholerne dziewięcioletnie dziecko musiałeś zabić. No dalej.

- Nie mogę - odsunął ode mnie nóż i westchnął - jesteś mi potrzebna, niż każda inna. Sama widzisz, jak na Ciebie działam. Jesteś dziewczyną, która jest nieśmiała i boi się wszystkiego. Jesteś gnębiona w szkole i uważana za sukę, ale jednak potrafisz sprzeciwić się osobie, która jednym zamachem mogłaby Cię zabić. Już widzisz swoją siłę?

 -Nie widzę. Znaczy... W ciągu kilku dni wydarzyło się więcej niż przez całe moje życie... Powiedz mi po prostu czego chcesz, zrobię to i odejdę. 

- O nie, nie, nie. Nie ma tak łatwo - rzucił nożem i kolejny raz znalazł się blisko mnie - jesteś mi potrzebna do końca. Zrozum to w końcu, nie zabiję Cię, ale też nigdy już nie wrócisz do rodziny. 

- A co jeżeli się sprzeciwię i nie będę chciała nic robić? - oparłam głowę o bok sofy - daj mi się z nimi spotykać, albo po prostu do nich wrócić i będę robić co będziesz chciał.

- Claire, posłuchaj. Jeszcze chwila i mogę Cię tutaj zamknąć, pójść zabić Twoich rodziców, spalić dom i nie będziesz miała dokąd wrócić - zamurowało mnie. Nie wiedziałam co robić. Choć uczucie, że obok mnie siedzi mój idol, który w sumie niedługo mnie może zabić dawało wiele do myślenia - więc co wybierasz?

- Ja...

Calmly Princess |S.M.  (1&2)Where stories live. Discover now