Rozdział 50 - morderca

405 72 59
                                    

Obudziłam się rano ze świetnym humorem. Mogłam przenosić góry. Zauważyłam, że kolejny raz nie ma obok mnie Dave'a. Zaczynałam się powoli do tego przyzwyczajać, ale jednak sprawiało to u mnie trochę niekomfortu i przykrości.

Zwlokłam się z łóżka i w piżamie ruszyłam do salonu. Przy schodach zauważyłam już Dave'a, który nerwowo kroczył w kółko po pokoju, wydreptując dziurę. Rozmawiał z kimś przez telefon, jednak chwilę później stanął w miejscu, spojrzał na mnie i uśmiechnął się szarmancko.

- Wyspana? - odłożył telefon do kieszeni - mam dla Ciebie parę dobrych wieści.

- Powiedzmy, że tak - burknęłam, przecierając oczy ze zmęczenia - no to chwal się.

- Załatwiłem mordercę - uśmiechnął się szeroko, na co i ja się uśmiechnęłam - za parę dni będzie już u nich. Nie będzie jej szczędził, zabije ją w najgorszy sposób na oczach Mendesa.

- Mistrz zła - zaczęłam się śmiać. Mój śmiech przypominał dźwięki diabła - a potem już tylko z górki.

- Dokładnie - podszedł do mnie i objął rękami moją talię - za to już jutro będziemy mieć zaproszenia na ślub.

- Już? - spytałam zszokowana - przecież jeszcze nawet nie ustaliliśmy kogo zaprosić...

- Ale... - przerwał mi - ale to będzie małe, kameralne wesele. Zaprosimy około dwudziestu osób, z czego nasi służący zajęli się już tym wszystkim.

- A chociaż będzie ktoś z mojej rodziny?

- A masz jakąś? - auć, zabolało.

- Ech - westchnęłam i odsunęłam się lekko od niego - mogę chociaż wybrać wystrój sali, albo sukienkę dla siebie? Cokolwiek?

- Jasne - puścił mi oczko i nie zważając na moje odejście od niego, ruszył w stronę drzwi na dwór.

Nie szłam za nim. Wręcz przeciwnie. Wróciłam się do kuchni, żeby zjeść coś pożywnego, smacznego i zdrowego. Ciąża to nie przelewki, a czasu do porodu z dnia na dzień jest coraz mniej. 

Miałam już w głowie plan, kiedy Mendes załamany zgłasza się na policję, bo nie ma już dla kogo żyć. Chce zgnić w więzieniu i oddaje się nawet opcji krzesła elektrycznego. Ewentualnie sam się zabije i będzie gryzł piach. Tego mu serdecznie życzę.

Chwilę później Dave wrócił do środka i widząc, że jem śniadanie, przysiadł się do mnie z nadzieją, że się z nim podzielę.

Jednak moje ciążowe humorki nie pozwolą na dzielenie się jedzeniem.

- A myślałam, że chcesz coś zobaczyć - przewrócił oczami.

- Jasne, że chcę - podekscytowana zaczęłam tupać nogą o podłogę - podzielę się z Tobą, ale mów szybko!

- No ok - uśmiechnął się - proszę.

Położył na stoliku, naprzeciw mnie małą gazetkę, z kolorową okładką. 

- Co to jest? - byłam trochę zmieszana.

- Otwórz i przejrzyj kartki, to się dowiesz.

Tak zrobiłam. Otworzyłam pierwszą, a później drugą stronę. Przede mną leżała gazeta o pokojach dziecięcych. Spojrzałam na te wszystkie kolorowe ściany, meble i zabawki... Moje oczy zaczęły nabierać łez, aż w końcu nie kryłam się i zaczęłam płakać. To było takie wzruszające...

- Cudne - zakryłam usta z zachwytu - ale nie znamy jeszcze płci...

- Mniejsza - zbył mnie - możemy strzelać, prawda?

- A jeżeli obstawisz źle? 

- Wtedy w dwa dni zmienimy kolory i meble - oparł się o siedzenie - co to dla nas?

- Co to dla Ciebie - poprawiłam go - ja nie mam pieniędzy.

- Żartujesz chyba - spoważniał - przecież budżet tego domu jest zarówno mój jak i Twój.

- Mimo to ja nie pracuję - kontynuowałam - a właśnie. Kiedy idziesz do pracy? Od kiedy się tu wprowadziliśmy zamykasz się tylko w pokoju i nie wychodzisz z niego przez godziny. Czyżby obiecana praca tutaj opierała się tylko na pracowaniu przed ekranem komputera?

- Nawet jeżeli, to co? - zaczynał się denerwować. Weszłam nie na tą ścieżkę, co trzeba - nie pasuje Ci coś?

- Nie, nic - spłoszyłam się - przepraszam, że to powiedziałam.

Wstał i zostawiając przede mną katalog odszedł. Czułam narastającą atmosferę, która dryfowała po pokoju. Byłam jego cholerną niewolnicą, która za każde złe słowo może oberwać. Nigdy mnie jeszcze nie uderzył, nie to co Mendes, więc nie będę tak przesadzać, ani fantazjować. Byłam prawie porwana, uprowadzona czy cokolwiek innego, co najgorsze. Jednak prawda jest zupełnie inna. Dlaczego nikt nie może zrozumieć, że mój związek to moja sprawa? Ostatnio nawet służąca Dave'a spytała mnie, czy nie jestem z nim tylko dla majątku, albo luksusu. Twierdzi, że zrobił mi dziecko, bo ja go do tego namówiłam, żeby zabrać mu kasę.

Wstrętna kobieta. Gdyby znała prawdę może nie trzepała by japą na lewo i prawo.

Na szczęście jest to jedna z kobiet, które dzięki mnie mogą stąd wylecieć. Jedno słowo do Dave'a i już ich tu nie ma. 

Wstałam od stołu i tym razem to ja pokierowałam się na dwór. Wzięłam ze sobą katalog, aby w spokoju przejrzeć to, co oferuje mi gazeta. Chciałam się przewietrzyć, bo od ciągłego siedzenia w domu zaczyna mi się kręcić w głowie. Co z tego, że wczoraj byłam na świeżym powietrzu praktycznie przez pół dnia. Muszę codziennie wychodzić, bo inaczej będzie źle.

Dopiero teraz, kiedy usiadłam na huśtawce zrozumiałam, że Shawn wyrządził mi więcej krzywdy, niż Dave. Dave bronił swojego, chciał się zemścić na Mendesie nawet moim kosztem. Mniejsza z tym. A Shawn? Nie dość, że przez niego miałam złamaną rękę, to do tego teraz ucierpiała moja warga. Co będzie następne? Zabije mnie? Nie zdziwiłabym się. 

Ja może i nie, ale Dave gdyby się o tym dowiedział znów by go zabił. On go zabija od miesięcy, jednak coś mu nie wychodzi. Mogę się założyć, że w myślach oboje się już pozabijali co najmniej pięćdziesiąt razy, a to tylko przeze mnie. 

Co taka bezbronna osiemnastoletnia Claire Lautner może zrobić w życiu dwóch mężczyzn? 

Zbyt dużo.

Otworzyłam znów gazetę i zaczęłam czytać od strony, na której wcześniej skończyłam. Doszłam do zabawek, dla dzieci powyżej trzech lat. 

Chce zobaczyć, jak moje dziecko bawi się tymi zabawkami. Jak zaczyna kochać wszystko, co je, lub ją otacza. 

Dziewczynka to byłby cud, ale chłopak też byłby niczego sobie.

Najważniejsze, żeby tylko było zdrowe.

Calmly Princess |S.M.  (1&2)Where stories live. Discover now