PART XX [CELLY]

5 0 0
                                    

Z nagłego napadu śmiechu z moich przemarzniętych, spierzchniętych ust wydostaje się czkawka. Dobrze wiem, że nie powinnam akurat w tym momencie, ale widok naszej trójki siekającej potwory w ciemności stacji nowojorskeigo metra musi być niezwykle zabawna dla Maisie. Jako śmiertelniczka nie ma prawa widzieć przecież, jak cali mokrzy od potu i złotego ichoru odpychamy się od bestii, a przerywany napadami duszności śmiech dziewczyny utwierdza nas tylko w przekonaniu, że jesteśmy jak pajacyki, skaczące od jednej ściany do drugiej i wymachujące szczotą i miotłą. Nerwy mi pusczają, nie jestem zaprawiona w walkach, dotychczas ćwiczyłam przecież tylko na manekinach i na Hope, a tymczasem muszę nauczyć się jak wyrównywać oddech, odskakiwać i uchylać w odpowiednim momencie. Krzyczę, gdy szpona bestii rozrywa mi kradzioną kurtkę i chwytam Maisie za rękę, siłą ciągnąc do nadjeżdżającego metra. Nico płynnym skokiem zatrzymuje się na zamykających się właśnie automatycznych drzwiczkach. Will pomaga mu wstać i wskazuje na zdziwiony przerzedzony o tej porze tłum metra. Reflektują się obaj i rozsiadają się na krzesłkach, nam radząc, byśmy uczyniły to samo.

— Gorgony — szepcze syn Apollina, chowając strzały do kołczanu, które zmniejszają się do miniaturowej wersji breloczków przytwierdzonych do paska spodni. — Dotychczas wiedziałem tylko o jednej, Meduzie...

— Percy, Annabeth i Grover rozprawili się z nią podczas misji szukania pioruna — rzuca szybko Nico, nie otwierając nawet oczu. — To muszą być siostry Meduzy, Steno i Eurydale, i zapewniam, że bez ochrony śmierdzimy herosem tak bardzo, że znajdą trop przed dzisiejszym wieczorem i przyjdą się zemścić.

— Musimy się schować — mówię całkiem trzeźwo, a chłopcy kiwają głowami w zamyśleniu. — Gdzie? Na ile? Chyba, że...

— Chyba, że wybierzemy się pod Empire State Building — mówi w końcu Nico, wpatrując się w zamyśleniu w zaciemnione szyby sunącego metra.

— Składamy rodzinną wizytę? — śmieje się Will, ale zaraz poważnieje. — Nikt nas nie wpuści, Nico. Dobrze o tym wiesz. Tylko na to czekają, tylko czekają na Celly... myślisz, że wpuszczą zarzewie wojny domowej, boginię zrodzoną ze związku dwóch bogiń, i do tego jeszcze sióstr?

— Ale to przecież także dom Calanthe — zaprzecza Nico, a ja widzę w jego oczach niebezpieczne czarne iskierki. — A to nasza ostatnia i jedyna szansa, by porozmawiać z bogami, chętnymi do współpracy. A tak swoją drogą, zażyłości rodzinne godne fabuły wybitnego melodramatu, Willu. Mam nadzieję, że uwiecznisz naszą misję w swoim pierwszym filmie... nie pomijając żadnych szczegółów oczywiście.

Callope i Boska ApokalipsaWhere stories live. Discover now