PART XXIV [CELLY]

7 0 0
                                    

Jeśli w szkole będę musiała napisać wypracowanie o najciekawszej wycieczce, w jakiej kiedykolwiek brałam udział... Hades znajdzie się na pierwszym miejscu. I tu nie chodzi nawet o przenikliwe ciemności mi towarzyszące, nawet nie o tuziny tuzinów dusz błąkających się po polach i równinach! Raczej o świadomość bliskiego spotkania ze śmiercią. Tak bliskiego, że niemal bliźniaczego. Stąpającego ci po piętach, równo i miarowo.

Ares obdarowuje mnie paczką na wpół zjedzonych frytek z Olimp Kinga i nakazuje, bym kierowała się do ogrodów Persefony, by w rezydencji samego Hadesa uzyskać pomoc i dalsze wskazówki. Bliskie spotkanie z Panem tego miejsca jakoś nie nastraja mnie optymistycznie, ale wiem, że muszę myśleć o tym spotkaniu jako o pierwszej poważnej rozmowie ze... sztywnym gościem od kościotrupów? Przyszłym teściem? Częścią boskiej rodzinki, która nigdy nie zbierze się na wspólne świętowanie Dnia Dziękczynienia? Jego żona, to co innego! Podobno i ona została tu przywiedziona siłą, można uznać więc, że jest po naszej stronie. Ale co mi po niej, skoro i tak nie wiem, jak wydostać stąd Hope? Nie mówiąc już w ogóle o tym, że najpierw muszę ją odnaleźć i zmusić do powrotu... A jak zakochała się już w jakimś umarłym? Można flirtować z duszą? To... ciała astralne, więc dużo jej po takim flircie nie przyjdzie, aczkolwiek...

Kręcę głową i zupełnie niepokrzepiona takimi myślami przyspieszam kroku, potykając się w ciemnościach i upadając co rusz. Idę na oślep, choć rezydencja Hadesa z ogrodami Persefony jawi się przede mną jak neonowy drogowskaz. Moje oczy przyzwyczajają się do panujących tu mroków w momencie, w którym przekraczam pokryte cierniowym bluszczem altanki. Kobieta schyla się nad szumrzącym strumyczkiem spływającym z ułożonych w mozaikę kamyczków. Jej ciemne włosy także spływają falami a gdy się odwraca, jej jasne oczy śmieją się na mój widok.

— Pani... Persefono? — zaczynam, bezradnie przystępując z nogi na nogę.

— Chodź tu do mnie, dziecko — zgarnia mnie w swoje objęcia, przyciągając delikatnie a ja, całkowicie zdębiała, wpatruję się, jak gładzi mnie po włosach. — Oczy po Atenie, choć tak samo zimne jak Kojosa, dziadka Artemidy. Musiałam przyjrzeć ci się z bliska, mała bogini. Patrzeć na coś pięknego to zawsze miła odmiana w tej paskudnej krainie!

— Przepraszam, że nachodzę, ale przyszłam po...

— Po Hope. Przyszłaś po Hope, by dopełnić przepowiedni i zbawić Olimp — wzdycha, wzruszając ramionami — Znowu. Ares o wszystkim mnie już powiadomił, a ja jakiś czas temu wysłałam Castellana, by uwolnił dziewczynę i przywiódł ją tutaj. Córeczka tatusia! — prycha. — Małej uaktywniły się już zdolności Dziecka Pana Śmierci, więc stary zmusił ją do przebudzenia Hekatonchejrów. Sytucja z I Wojny Tytanów się powtarza, a ja znów muszę uchodzić za tą złą tylko dlatego, że siedzę w Podziemiach!

— A nie jesteś... — chrząkam — ...zła?

Brzęczący w ciszy śmiech Bogini dudni jeszcze przez chwilę, gdy kobieta bierze mnie pod ramię i kieruje się ze mną w stronę rezydencji.

— Jestem nieszkodliwa, ale zła na pewno nie. A gdybym miała jakikolwiek wybór, stanęłabym po stronie twoich matek, Calanthe. Wyobrażasz sobie wygraną mojego małżonka? Za tym zawsze idzie sieczka, wojny i oblężenia. Trupy tysiącami spływałyby do nas. A pewnie wiesz, że już i tak zagraża nam przeludnienie!

— Dlatego pomagasz mi, by... — zaczynam cicho, Persefona otwiera pierwsze lepsze drzwi a moim oczom ukazuje się sypialnia z ogromnym łożem małżeńskim w centrum.

— Pomagam ci z dobrego serca! — cmoka, widocznie niepocieszona — Tak trudno to zrozumieć?

Kiwam głową żarliwie i przysiadam na skraju łóżka.

Zasada numer jeden. Bogowie nigdy nie pomagają z dobrego serca.

— Luke Castellan zaraz przyprowadzi tu Hope, a ja sprowadzę Hadesa tak, by widział, że Hope została porwana z powrotem na ziemię, a nie sama uciekła. To bardzo ważne. Bo, podczas gdy mój mąż będzie myślał, że Hope wypełnia jego wolę na górze, ona stanie się boginią z Przepowiedni. Więc taki jest plan!

I tak oto trafiam w sam środek kłótni rodzinnej rodziców, których córka została przyłapana ze swoim chłopakiem w sypialni.

— Zostaw biedną dziewczynę w spokoju, to on ją tu przyprowadził! Na pewno nie miał złych intencji, ale...

— Ale Hope ma swój rozum, na grzmoty Zeusa! Poza tym, to ty mnie tu zawołałaś, Persefono!

— Pamiętasz? Przyłapałam ich na ucieczce w tym samym miejscu, w którym kochałeś się z Ateną!

— To ta wielka zemsta za moje błędy z przeszłości, tak? No to szambo wyjebało, moja droga!

— Moja matka znowu ma się poskarżyć Zeusowi? Tego chcesz?

— Niech leci do papy siedmiu gromów jasna cholera no! Bo obchodzi mnie zdanie tego zapyziałego dziada! To on nie potrafi utrzymać w ryzach jednej żony, nie ja!

Zdumiona umiejętnościami aktorskimi Persefony przybliżam się do winowajców zamieszania. Blondwłosy chłopak, najpewniej Luke Castellan, kiwa w moją stronę głową z podziękowaniami, ale ja nie odpowiadam bo zauważam że ściska Hope za rękę. Zasępiona staję po jej drugiej stronie i też wsuwam dłoń w jej bladą dłoń, na co ona odpowiada pobłażliwym pokręceniem głową. Nie wykręca jednak dłoni, a delikatnie ją ściska.

— Porywam panią na randkę. Madame — wyciągam z kieszeni dwie ostatnie frytki od Aresa, te z greką wypaloną na brzegu. — Wcinaj frytkę, myśląc o miejscu, do którego chcemy się udać. Niech to będzie Brooklyn.

— Przecież to się nie uda, Celly! — kręci głową z rozbawieniem, a wtedy ten cały Luke odrywa się od niej, głaszcząc ją po raz ostatni po bladym policzku.

— Uwierz swojej przyjaciółce, skarbie. I ocal dla mnie Świat.

Skarbie? Ja ci dam skarbie, padalcu niedorobiony!

Wciskam frytkę do otwartych ze zdumienia ust Hope i chwytam ją mocniej za rękę, kurczowo myśląc o Brooklynie, tak jak przykazała Persefona. W jednej chwili świat wywraca się do góry nogami, wirując w oszałamiającym tempie. Widzę przerywającą kłótnię Boginię puszczającą do mnie oko, ciskającego gromami Hadesa i Luke'a na pierwszym planie, a potem następuje kolejne mocne szarpnięcie i budzimy się wciśnięte na stertę śmieci w najciemniejszym i najbardziej obskórnym zaułku Nowego Yorku.

— Świetne miejsce na randkę, nie ma co — burczy Hope, gramoląc się ze sterty i rozglądając się z zainteresowaniem wkoło. Podaje mi dłoń, a gdy chwytam ją mocno puszcza, przez co znów upadam na śmierdzące śmieci. Niebieskowłosa śmieje się czystym śmiechem, ale ja widzę krople łez jakby na przekór spływające po jej policzkach.

I naraz przypominam sobie o ostatnich słowach Persefony. Luke, Hades, wszystko inne staje się zamazanym, nic nieznaczącym, wyblakłym wspomnieniem.

Musisz zrobić wszystko, by Hope nie chciała wrócić do Hadesu. Z jej potężnymi mocami byłaby dla was prawdziwym zagrożeniem. A mówiąc wszystko, mam na myśli...

— No, wstawaj! Musimy odnaleźć Willa i Nico — szturcha mnie oglanowaną stopą. — Chyba, że mam cię tu zostawić?

I znowu podaje mi dłoń, a ja znowu przyciągam ją do siebie, tym razem jednak przybliżając swoją twarz do jej twarzy i całując w usta żarliwie i nie przestając, dopóki ona nie odpowiada tym samym.

Callope i Boska ApokalipsaWhere stories live. Discover now