Hogwart

6K 200 43
                                    

Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych. Dręczyły mnie koszmary, w których wciąż pojawiali się moi zmarli rodzice. Mówili do mnie, ale ich nie słyszałam. Oprócz nich pojawiała się w nich moja przyjaciółka Lilly, która łkała nad czyimś martwym ciałem a gdy tylko do niej podchodziłam obraz znikał, a ja szłam dalej korytarzem Hogwartu. Tyle, że ściany były pokryte krwią i słyszałam za sobą czyjeś kroki, ale gdy się odwracałam nikogo nie widziałam. Ze snu obudził mnie tak dobrze znany mi głos pani Cole.

- Wood, pobudka! Spóźnisz się na pociąg.

- Już wstaję, proszę pani.

Kobieta wyszła trzaskając drzwiami a ja otworzyłam szerzej oczy. Nienawidziłam tej kobiety ale innej rodziny nie miałam. Nikogo nie licząc tego sierocińca. Traktowałam tą zgorzkniałą i lubiącą gin kobietę jak ciocię. Westchnęłam i zwlekłam się z łóżka po czym poszłam do łazienki, która o tej godzinie była pusta. Po trzydziestu minutach byłam już gotowa. Czekałam przy wyjściu z sierocińca wraz z Tomem Riddlem na moją przyjaciółkę Lilly, która jak zwykle się spóźniała.

- Nie rozumiem dlaczego jeszcze tutaj jestem. - wymamrotał szatyn.

- Ja też nie. - mruknęłam. - Z łatwością dałybyśmy sobie radę same.

Naszą wymianę zdań przerwała wychodząca z budynku blondynka.

- Przepraszam, że tak długo czekaliście – uśmiechnęła się szeroko. - Pani O'Kelly mnie zatrzymała.

- Nic mnie to nie obchodzi. - chłopak wyminął nas i wsiadł do samochodu pani Cole, która czekała na nas już dobre pięć minut.

- A jemu co się stało?

- Taki się urodził. Nie zwracaj na niego uwagi. - uśmiechnęłam się i wsiadłam do czerwonego samochodu.

Droga minęła nam w krępującej ciszy, na szczęście siedziałam obok Lilly. Pierwszy września był moim ulubionym dniem w roku, ponieważ wracałam do mojego prawdziwego domu. Hogwartu. Tylko tam czułam się chciana. Mimo sympatii do pani Cole i tak w Hogwarcie czułam się lepiej niż w sierocińcu pełnym rozpuszczonych dzieciaków typu Riddle'a.

- Już jesteśmy, stacja King's Cross. - oznajmiła znudzonym tonem.

Wraz z Lilly pożegnałyśmy się z panią Cole a potem wyszłyśmy z samochodu, który po chwili odjechał z piskiem opon. Na dworcu odczekaliśmy chwilę kiedy zrobiło się pusto i po kolei wbiegliśmy na peron 9 i 3/4. Na miejscu Tom od razu zostawił nas i podszedł do swoich przyjaciół, którzy przyglądali się nam z zagadkową miną. Na peronie stała już czerwona lokomotywa zwana Ekspresem Hogwart i wydmuchiwała już strugi pary na uczniów i ich rodziny. Szłyśmy w kierunku lokomotywy kiedy zatrzymało nas wołanie.

- Dziewczyny, czekajcie! - obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Gabriela Smitha. Naszego przyjaciela.

Chłopak był wysoki, jego kruczoczarne włosy jak zwykle roztrzepane unosiły się na wietrze a bystre spojrzenie niebieskich oczu utkwione było w naszej dwójce. Chłopak uśmiechnął się szeroko i mocno przytulił każdą z nas.

- Wołam was już od początku stacji. - mruknął. - Na święta kupię wam aparaty słuchowe. Jak minęły wam wakacje?

- Jak zwykle, dużo obowiązków.

- Dużo upierdliwego ślizgona z 6 roku. - przewróciłam oczami. - A tobie, Gabe?

- Byłem w Egipcie z rodzicami, ale nie martwcie się mam coś dla was. - uśmiechnął się szeroko i wyjął z torby dwa średniej wielkości pakunki.

- Nie musiałeś. - Lilly uśmiechnęła się a jej oczy zaświeciły się z podekscytowaniem.

- Jasne, że tak. Jesteśmy przyjaciółmi.

Enemies || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz