2.

3K 151 3
                                    

Pociąg pędził dalej na północ, a pogoda wciąż była w kratkę. Najpierw deszcz siekł w szyby, potem pojawiło się blade słońce, ale nie na długo, bo szybko schowało się za ciemnymi chmurami. Kiedy zapadła ciemność i w wagonach zapaliły się światła, Myrtle włożyła książkę do torby i zaczęła się przyglądać po kolei każdemu w przydziale.  Siedziałam z czołem przyciśniętym do szyby, próbując uchwycić spojrzeniem zarys wież Hogwartu, ale brudna od deszczu szyba uniemożliwiała widok czegokolwiek. 

- Lepiej już się przebierzmy. - zaproponowała  Lilly. 

W końcu pociąg zaczął zwalniać, w korytarzu i w przedziałach zrobiło się zamieszanie, gdy wszyscy ściągali kufry i klatki ze zwierzętami. Gabe i Lilly przypomnieli sobie o swoich obowiązkach prefektów, pozostawiając nam pod opieką Xaviera i Wookiego. 

- Mogę ponieść tą fretkę, jeśli chcesz. - powiedziała Myrtle do mnie, podczas gdy Will chował Teodorę do kieszeni.

- Och...dzięki. - uśmiechnęłam się do dziewczyny, wręczając jej klatkę z Xavierem i obejmując klatkę z Valentine. Niewielkim czarnym kotem o szmaragdowych oczach.

Wyszliśmy z przedziału i dołączyliśmy do zgromadzonego na korytarzu tłumu, powoli przysuwaliśmy się w stronę drzwi. Jako pierwsza wydostałam się z pociągu i rozejrzałam się dookoła nasłuchując znajomego wołania. 

(***)

Kołysząc się i skrzypiąc powozy toczyły się drogą w długim rzędzie. W końcu wjechaliśmy na teren szkoły, mijając kamienne kolumny po obu stronach bramy, zwieńczone skrzydlatymi dzikami. Wychyliłam się do przodu, wypatrując światełek w chatce gajowego na skraju Zakazanego Lasu, ale błonia były pogrążone w całkowitej ciemności. Widać było coraz wyraźniej zamek Hogwart, czarny masyw na tle nieba, najeżony szczytami wieżyczek i baszt.  Powozy zatrzymały się przed kamiennymi stopniami wiodącymi do dębowych drzwi. Sala wejściowa jarzyła się od blasku pochodni. Prawie całą jej długość zajmowały cztery stoły, każdy z nich przypisany do jednego z domów uczniowskich. Czarne sklepienie było tym razem bezgwiezdne, tak niebo, które można było dostrzec przez wysokie okna. Nad stołami unosiły się w powietrzu zapalone świece, których blask wydobywał z mroku srebrzyste duchy, polatujące to tu, to tam. Twarze uczniów zajętych wymianą zdań i opowieściami o wakacjach, witających się głośno z kolegami i koleżankami z innych domów, łowiąc spojrzeniem nowe fryzury i szaty. Myrtle odeszła do stołu Krukonów, a Will i Gabe do Gryfonów. Razem z Lilly skierowałam się do stołu Ślizgonów, gdzie usiadłyśmy obok najmniej irytującej osoby - Violet Nott.  Violet była wysoką dziewczyną o czarnych jak smoła oczach i długich do pasa czarnych włosach. Wyglądem nie różniła się od swojego brata, ale charakterem znacznie. 

- Cześć, Violet. - przywitała się Lilly i uśmiechnęła się szeroko. - Jak minęły ci wakacje?

- Część, dziewczyny - czarnowłosa odwzajemniła uśmiech i przytuliła każdą z nas. - Byłam z rodzicami w Paryżu. Moja mama uwielbia to miasto, a wy gdzie byłyście? 

- Nad jeziorem i włóczyłyśmy się po mieście  tylko po to aby nie widzieć Riddle'a, prawda Lilly? 

- To ty tak mówisz, ja po prostu chciałam iść na lody. - zaśmiała się blondynka a do niej dołączyła Violet.

Przewróciłam oczami i sięgnęłam po budyń aby go sobie nałożyć, ale moja ręka spotkała się z drugą. Zdecydowanie nie dziewczęcą. Spojrzałam w górę i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha Abraxasa Malfoya , najbardziej znienawidzony przeze mnie człowiek. Nie licząc Toma Riddle'a. Uniosłam brew i spojrzałam na niego wyczekująco a on mrugnął do mnie po czym zabrał budyń i odszedł, siadając na swoim miejscu obok wspomnianego wcześniej bruneta. Patrzyłam przed siebie, ponieważ apetyt minął mi tak szybko jak tylko pojawił się blondyn. Spojrzałam w stronę moich przyjaciółek które były zajęte rozmową o najnowszej płycie ich ulubionego zespołu a ja pogrążyłam się w swoich myślach. 

Enemies || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz