7.

1.9K 100 0
                                    

- Nie musimy tego robić, przecież Vi już dobrze się czuje a ja w ogóle nie ucierpiałem... - Gabe nadal próbował nakłonić mnie do zmiany decyzji.

Ignorowałam chłopaka do czasu gdy wdepnęliśmy w wodę. 

- Co jest grane? - mruknęłam a Gabe tylko uśmiechnął się.

- Pewnie Berny znów zatkał toaletę. - przewróciłam oczami i szłam dalej. 

Przecież na tym piętrze nie znajdowała się toaleta chłopców. Przeszliśmy prawie całe drugie piętro ale słyszałam tylko przyśpieszony nasz przyśpieszony oddech i dudnienie kroków odbijających się w wodzie. W końcu zatrzymaliśmy się na końcu korytarza.W głębi korytarza coś zamigotało. Podeszliśmy  niepewnie, przyglądając się uważnie, żeby zobaczyć coś w ciemności. Między dwoma oknami na ścianie wielkimi literami napisane było:

KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA. STRZEŻCIE SIĘ, WROGOWIE DZIEDZICA.

Obróciłam się na pięcie aby napotkać leżące w wodzie ciało. Zbliżyłam się bardziej do leżącego ciała i nagle się poślizgnęłam. Na szczęście Gabe złapał mnie w ostatniej chwili. Oboje przyglądaliśmy się dokładnie leżącemu ciału i nagle krew stanęłam w moich żyłach. Lilly. Odskoczyliśmy od niej jak oparzeni wpadając przy tym  w kałużę. Przez długą chwilę, żadne z nas się nie odezwało tylko siedzieliśmy zmoczeni w kałuży przypatrując się dziewczynie.  Po chwili Gabe się odezwał. 

- Zmywam się stąd. - podniósł się a ja patrzyłam na niego w szoku.

- Jak możesz przecież to nasza przyjaciółka! - zatrzymałam go i obróciłam w moją stronę. - Ona by cię nie zostawiła. Nigdy!

- To co innego... - przewrócił oczami i wyszarpnął swoją rękę z mojego uścisku. - Nikt nie powinien nas tu widzieć. Będziemy mieć problemy, Rose!

- Powinniśmy spróbować jej pomóc lub chociaż iść po kogoś. 

- Rosie, ona nie żyje!

Wybuchnęłam i uderzyłam go w policzek.- Nie mów tak!

Uklęknęłam obok przyjaciółki próbując ją ocucić, ale było już za późno. Usłyszałam hałas co oznaczało, że uczta właśnie się skończyła. Z obu końców korytarza dobiegał stukot setek stóp wspinających się po schodach. W następnej korytarz zalał się uczniami i ich rozmowami oraz śmiechem, ale gdy zobaczyli mnie i Lilly wszystko to nagle ucichło. Uczniowie dzielili się na dwie grupy, na oniemiałą, która stała z otwartą buzią i na tą, która cisnęła się do przodu aby zobaczyć ponure zajście. I wówczas ktoś krzyknął.

- Strzeżcie się wrogowie dziedzica! Ty będziesz następna, Szlamo!

Był to brat Violet, Theo Nott. Przepychał się przez tłum i stanął w pierwszym rzędzie. Jego zimne oczy zapłonęły, a jego zwykle bladą twarz pokrył rumieniec, kiedy uśmiechał się mściwie na widok ciała blondynki leżącego na moich nogach.

- Co tu się dzieje? - zwabiony krzykiem Nott'a na korytarzu pojawił się dyrektor wraz z profesorem Dumbledorem - Drogie dziecko, co tutaj się stało?

- Nie wiem, znalazłam ją tutaj. 

(**)

Weszliśmy do gabinetu dyrektora a postacie z portretów szeptały coś miedzy sobą patrząc to na mnie to na siebie i kręciły głową z dezaprobatą lub zwyczajnie chichotały. Nienawidzę ich. Do pomieszczenia wszedł profesor Price, wyraźnie wstrząśnięty. 

- Wszystko wskazuje, że zabiło ją jakieś silne zaklęcie...prawdopodobnie Tortura Transmutacji. Widziałem skutki tego zaklęcia, ale... - Price przerwał pogrążając się w myślach.

Siedziałam na krześle skulona, nie mogąc wypowiedzieć słowa. Moja przyjaciółka Lilly nie żyła. Zakryłam dłońmi twarz płacząc, nie miałam pojęcia kto mógłby chcieć zrobić krzywdę osobie tak dobrej jaką była Lilly. Poczułam dłoń na moim ramieniu i zobaczyłam profesora Dumbledore.

- Ona żyje, Rose. - powiedział łagodnie.

- Żyje? - wykrztusiłam, zerkając na profesora przez palce. - Ale...dlaczego jest taka sztywna?

- Została spetryfikowana. - odezwał się dyrektor. - ale jak i przez kogo tego nie wiemy.

- Czy mogę coś powiedzieć, panie dyrektorze? - odezwała się znikąd profesor Adelaide Masters, której wejścia nawet nie zauważyłam. - Panna Brooks,mogła się po prostu znaleźć w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. - lekki drwiący uśmiech wykrzywił jej wargi, jakby sama w to wątpiła. - Ale po co była tam panna Wood? Nie sądzicie, że to podejrzane?

- Bo...bo...- wyjąkałam, a serce waliło mi jak oszalałe, ponieważ wiedziałam, że cokolwiek powiem nikt mi nie uwierzy, a szczególnie profesor Masters. - byłam zmęczona i chciałam się położyć.

- Tak po prostu ją tam znalazłaś? - kobieta uniosła brew i spojrzała na mnie podejrzliwie, a na jej szczupłej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech. Potrafiła wyczuć kłamstwo a ja nie potrafiłam kłamać. Bądźmy szczerzy...  - Uważam panie dyrektorze, że nie można wierzyć pannie Wood. Proponuję, by pozbawić ją pewnych przywilejów do czasu, kiedy stanie się bardziej rozmowna i wytłumaczy nam co stało się naprawdę. 

-  Nie przesadzajmy, Adelaide. - mruknął dyrektor. - Ja osobiście nie widzę powodu, aby zawieszać Rose w prawach ucznia. Nie ma żadnego dowodu, że zrobiła to, Panna Wood.

Dumbledore przyglądał mi się badawczo, spojrzenie jego bystrych, bladoniebieskich oczu sprawiało, że czułam się prześwietlana na wskroś. 

- Jest niewinna, dopóki nie udowodni się jej winy, Adelaide. - oznajmił stanowczym tonem Dumbledore .

Kobieta zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem i fuknęła. Zdecydowanie mnie nie cierpi. 

- Zostaw nas samych, Rose. - oznajmił spokojnym tonem dyrektor a ja wyszłam.








Enemies || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz