42.

1K 87 6
                                    

Do Rochefort en Terre dotarliśmy późnym wieczorem. Nina spała na przednim siedzeniu, głowę miała opartą o szybę i mamrotała imię Nicka pod nosem z małym uśmiechem. Ja natomiast rozglądałam się dookoła. Wieś w której mieszkała Eve mieściła się aż 264 mil od Paryża i każda z nas była okropnie zmęczona podróżą. 

- Jesteśmy na miejscu - odezwała się cicho, Evelyne, gasząc silnik samochodu - witaj w domu, Vivien.

Z ciemności wyłonił się piękny wiejski dwór, przez kratki szyb dolnych okien sączyło się światło. Gdzieś z boku, spoza żywopłotu, z pogrążonego w mroku ogrodu dobiegł cichy plusk fontanny, która stała na środku ogrodu. Obudziliśmy śpiącą dziewczynę, która wciąż mamrotała pod nosem imię ukochanego. 

- Co się stało? - przetarła oczy piąstką i spojrzała na nas swoimi ciemnymi oczami.

- Dojechaliśmy - oznajmiłam z lekkim uśmiechem - przespałaś całą drogę.

- Wypraszam sobie - oburzyła się dziewczyna, wysiadając z auta - zdążyłam narobić ci wstydu.

- Tak, nie mogę zaprzeczyć.

Naszą rozmowę przerwał śmiech mojej siostry i kogoś jeszcze, więc niepewnie odwróciłam się, aby zobaczyć chłopaka w naszym wieku, który wpatrywał się w nas z uśmiechem.

- Witaj, Vivien- powiedział, ale nie odpowiedziałam - nazywam się Victor Perrier, jestem twoim kuzynem.

Zamarłam, wiedziałam, że Eve wychowywała się u wujostwa, ale nie sądziłam, że nadal z nimi mieszka. Nie sądziłam, że ich poznam.

Nie wiedząc jak się zachować - miło mi cię poznać.

- Mi również - uśmiechnął się ciepło, po czym pstryknął palcami a obok niego pojawiła się skrzatka ubrana w czarną sukienkę z kokardką pomiędzy uszami - Błyskotko, zabierz walizki dziewczyn i odstaw je do ich pokoi.

Skrzatka pokiwała głową i zniknęła a my udaliśmy się w stronę dworu. Ścieszka, którą szliśmy oświetlana była przez małe lampiony po jej bokach. Weszliśmy do wielkiego, ciemnego holu, którego kamienną posadzkę pokrywał wspaniały, puszysty dywan. Oczy postaci z portretów na ścianach uważnie śledziły każdy nasz krok i szeptały do siebie. Stanęliśmy przed masywnymi drewnianymi drzwiami do salonu zza których słychać było rozmowę kilku osób. Victor otworzył drzwi a nam ukazał się bogato urządzony salon w którym siedziało dwóch mężczyzn, kobieta i trzech nastolatków. Kobieta od razu zwróciła na nas uwagę, wstając z eleganckiego fotela. 

- Już jesteście! - ucieszyła się najstarsza kobieta a w kącikach jej oczu pojawiły się urocze zmarszczki - Vivien, jak dobrze cię w końcu widzieć - przytuliła mnie - i do tego przyprowadziłaś przyjaciółkę! - przyjrzała się Ninie, która patrzyła na nią przerażona - im nas więcej tym weselej, prawda kochani!

- Mamo, uspokój się - westchnął Victor, podchodząc do matki i prowadząc ją na fotel na którym siedziała - powinnaś już dawno leżeć w łóżku, lekarz zabronił ci... - blondynka przerwała mu machnięciem ręki.

- Wychowałam was wszystkich - odburknęła kobieta - byle zaklęcie mnie nie zabije - dodała wstając - mamy gości, musimy się cieszyć a nie smucić - uśmiechnęła się lekko - chodźcie dziewczynki, zaprowadzę was do pokoju.

Kobieta poprowadziła nas przez długi korytarz, który jak reszta domu był utrzymany w ciemnych kolorach i bogato zdobiony. Ciocia Marie, bo tak miała na imię kobieta, odprowadziła każdą z nas do pokoju i życzyła miłej nocy. Mój tymczasowy pokój był duży, zdecydowanie większy od tego w sierocińcu. Na środku pokoju stało ogromne dwuosobowe łóżko a naprzeciwko niego ciemna szafa. Przed łóżkiem stał mały stolik na którym leżało kilka książek. Czarne biurko stało ukryte w kącie a nad nim wisiał obraz łąki latem. Dywan był puszysty i biały a na nim stał mój kufer i walizki. Nocna lampka stała na małym stoliku nocnym, który stał obok łóżka. Zauważyłam też półkę na książki nad łóżkiem i ucieszyłam się, ponieważ uwielbiałam czytać. Zmęczona usiadłam na fotelu, który stał obok stolika i wpatrywałam się w okno przez które było widać niebo. 

Wstałam i zaczęłam się rozpakowywać, ale moje natrafiłam na dziennik Riddle'a. Wzięłam go do ręki i przekartkowałam. 

- Po co nosiłeś pusty dziennik? - mruknęłam do siebie.

Odłożyłam go na biurko i chwyciłam za pióro, które wcześniej wyjęłam, po czym zanurzyłam je w atramencie. 

Cześć, jak minęła ci podróż? Ja i Nina niedawno dojechałyśmy, rodzina Eve jest taka miła. Szczególnie ciocia Marie.

Z zafascynowaniem patrzyłam jak litery znikają w stronach dziennika a kilka minut później pojawia się odpowiedź.

Witaj, podróż do sierocińca minęła mi na słuchaniu historyjek pani Cole, ale cieszę się, że dojechałaś bezpiecznie. Jak się czujesz? 

Dobrze, po prostu jestem zmęczona. Przepraszam za to co powiedziałam, wiem, że ten dziennik wiele dla ciebie znaczy i dziękuje, że mi go dałeś. 

Nawet nie wiesz jak ważny, Vivien. To część mojej duszy.

Dziennik był jego horkruksem. Tom rozszczepił swoją duszę i podarował mi jej fragment. Miałam teraz chaos w głowie a chłopak, który się temu przyczynił czekał na moją odpowiedź a ja nie wiedziałam co napisać. Nie wiedziałam nawet co mam sądzić. Dlaczego, akurat ja?

Zanurzyłam pióro w atramencie i niepewnie odpisałam.

Dlaczego to mi dałeś dziennik? Dlaczego go nie ukryłeś? Nie boisz się, że go zniszczę?

Nie wiesz czym można zniszczyć Horkruksy, więc go nie zniszczysz.

Jesteś zbyt pewny siebie, to cię kiedyś zgubi.




Enemies || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz