43.

1K 66 0
                                    

Nie kontaktowałam się z Riddlem tydzień. W tym czasie poznałam moją rodzinę. Xaviera i Alex najstarsze dzieci cioci Marie i naszych młodszych kuzynów. Xavier był wysokim mężczyzną o kręconych blond włosach, chłodnych niebieskich oczach, wąskich ustach i jasnej cerze. Blondyn był poważnym, troskliwym, ale też aroganckim człowiekiem.  Alex była jego przeciwieństwem. Wysoka szatynka o zielonych oczach i uroczych dołeczkach, które ukazywały się, gdy się uśmiechała. Co robiła bardzo często w porównaniu do Xaviera. Dziewczyna była beztroską, ciekawą świata młodą kobietą, która czasem bywała humorzasta a jej humory musiał znosić jej narzeczony Henry, którego jeszcze nie dane było mi spotkać. Najmłodsi byli Adelaide,Fabienne i Louis. Adelaide była siostrą bliźniaczką Victora i była w naszym wieku. Miała długie czarne włosy, zielone oczy, oliwkową cerę i pełne malinowe usta. Ciemnowłosa była małomówna, nieśmiała, ale czasem też zazdrosna o resztę rodzeństwa. Fabienne z kolei była podobna do cioci Marie. Niebieskooka, niska blondynka o filigranowej budowie ciała. Fabienne była pomocna, towarzyska, ale łatwo wpadała w złość. Jedenastolatka podczas ataku furii wysadziła w powietrze altankę w ogrodzie i roztrzaskała kilka antycznych mebli, dlatego postanowiono oddać ją pod opiekę Hortense Molière - dobrej przyjaciółce Marie, która zajmowała się trudnymi przypadkami w Mungu, ale przeprowadziła się do Francji po śmierci jej męża. Louis sam w sobie nie pasował mi do rodzeństwa Pierrer. Chłopak był nieuprzejmy, humorzasty i zbyt pewny siebie, co przypominało mi o pewnym Ślizgonie. Z wyglądu piętnastolatek nie różnił się od swojego rodzeństwa. Miał brązowe włosy, błękitne oczy, wąskie usta i bardzo jasną cerę a w kącikach oczu formowały się zmarszczki podobnie jak u jego matki. Chłopak należał do bardzo wątłych i chorowitych ludzi, przez co uczył się w domu. W domu obecny był też Nathan. Wysoki blondyn o niebieskich jak lód oczach i jasnej cerze. Z jego osoby emanował chłód a w oczach kryło się coś tajemniczego. 

- Tu jesteś, Vivien - powiedziała ciocia Marie, stając w drzwiach biblioteki, gdzie spędzałam w ostatnim czasie najwięcej czasu - dlaczego nie zejdziesz do nas? - podeszła do mnie, obejmując mnie delikatnie - Nathan, opowiada o swoich podróżach. To taki ciekawy człowiek.

- Zaraz ciociu, muszę... - nie dokończyłam, ponieważ kobieta przerwała mi. 

- Nie, kochanie - odłożyła trzymaną przeze mnie książkę na półkę - musisz iść ze mną na dół, nic więcej. To nie Hogwart w którym ciągle się uczycie... - zaśmiała się i spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi niebieskimi oczami w których dostrzegłam zmartwienie - chcesz mi coś powiedzieć, Vivien?

- Nie, ciociu - uśmiechnęłam się słabo - wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Kobieta oparła się o stolik i westchnęła - Książka, którą czytałaś... - przerwała a ja zamarłam - ktoś cię przeklął? 

 Coś ścisnęło mi gardło, wiedziałam, że prawda wyjdzie na jaw, ale nie sądziłam, że tak szybko i to akurat w ten sposób. Pokiwałam głową nie będąc w stanie nic powiedzieć.

- Mogłaś mi powiedzieć, Vivien! - krzyknęła przerażona kobieta, podbiegła do mnie i mocno mnie objęła - dopiero cię odzyskaliśmy - zaszlochała a ja po chwili do niej dołączyłam - nie płacz, kochanie, będzie dobrze.

Trwałam w bezpiecznych ramionach cioci i marzyłam, aby wszystko co się wydarzyło było zwykłym koszmarem, ale wiedziałam, że to mało prawdopodobne. Ciocia szeptała mi uspokajające słowa, kiedy płakałam i pierwszy raz poczułam się jak w domu. Było to dla mnie coś nowego, ponieważ nikt nie traktował nas tak w sierocińcu, sami o siebie dbaliśmy. 

Ciocia odsunęła się i otarła moje łzy - Porozmawiamy o twojej sytuacji z moim magomedykiem i jest jeszcze Nathan, on na pewno coś wie...

- To bardzo mroczne zaklęcie, ciociu - opowiedziałam, na co kobieta zmarszczyła brwi.

- Czarna Magia? - przyjrzała się mi dokładnie - Czarna Magia w Hogwarcie a dyrektor nic z tym nie robi?

Potarłam zdenerwowana kark - Nic nikomu nie powiedziałam.

- Vivien, czy ty jesteś poważna? - zdenerwowana kobieta wyrzuciła ręce do góry - wiesz co to Czarna Magia? - jasnowłosa kobieta nie czekając na moją odpowiedź kontynuowała swój monolog - te zaklęcie, o ile poprawnie zostało rzucone - spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek - już wprowadza zmiany w twoim organizmie.

- Ale ja nie czuję, aby działo się ze mną coś złego - wzruszyłam ramionami, za co zostałam nagrodzona uderzeniem w głowę.

Naszą wymianę zdań przerwało wejście Louisa, chłopak patrzył na nas lekceważąco trzymając w dłoniach książkę, którą odłożył na półkę.

- Victor martwił się dlaczego nie schodzicie - powiedział i zniknął za drzwiami, nie oglądając się ani razu - przekażę mu, że się kłócicie.

Czy ja już mówiłam, że nienawidzę tego dzieciaka?

Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na mnie a w jej oczach nadal tkwił smutek - Louis, boryka się z pewnym problemem, Vivien - wyjaśniła, na co uniosłam brwi zaskoczona jej wypowiedzią - Mimo młodego wieku cierpi na Likantropię, wiesz o czym mówię?

- Jest wilkołakiem? - zapytałam kobietę. 

- Tak - pokiwała głową - miał sześć lat kiedy jeden z ludzi Grindelwalda go zaatakował, od tego czasu... - westchnęła a ja złapałam ją za rękę, chcąc dodać jej otuchy - prawie go wtedy zabili, gdyby nie Nathan.

- Nathan? 

- Tak, uratował go - uśmiechnęła się - uratował moje dziecko.

Ciocia zaprowadziła mnie do salonu, gdzie Nathan opowiadał o swoim przyjacielu z którym nie utrzymuje już kontaktu. Usiadłam obok Louisa, który ze znużeniem przyglądał się każdemu z osobna.

- Mam do ciebie prośbę, ale o tym porozmawiamy na osobności, dobrze? - powiedziała Marie do Nathana, który tylko przytaknął głową - opowiadaj, jak się miewa twoja ciotka?

- Ciocia Bathilda ma się dobrze - uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach dostrzegłam skrywaną niechęć - pytała kiedy ją odwiedzisz.

Marie się zaśmiała, na co siedzący obok mnie Louis przewrócił oczami - Możesz jej przekazać, że niedługo - mężczyzna przytaknął - a jak interesy, wszystko w porządku?

- Tak, w jak najlepszym - odpowiedział jasnowłosy a ja dostrzegłam dziwny błysk w jego jasnych oczach.

Xavier, Marie i Nathan wyszli do gabinetu kobiety a my zostaliśmy w salonie jedząc ciastka i pijąc herbatę.

- Jak ja go nie znoszę - mruknął Louis, przewracając oczami.

- Louis! - upomniała go Alex, siedząca naprzeciwko mnie z filiżanką w ręce - Nathan uratował ci życie, jak ty się zachowujesz!

- Nic o nim nie wiecie! - krzyknął, rzucił filiżanką z której wylała się herbata, po czym wybiegł z salonu.

Alex wstała i wybiegła za chłopakiem, który prawdopodobnie wybiegł do ogrodu, gdzie spędzał całe dnie, ale to nie to mnie zastanawiało. O czym mówił, Louis? Czyżby wiedział coś o Nathanie czego reszta nie wie?

Enemies || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz