Rozdział szósty

316 56 42
                                    

Następnego dnia Pansy pozwala Dafne, aby ją umalowała i pożyczyła jedną ze swoich sukienek, które, choć piękne i wykonane z najdroższych materiałów, tylko podkreślają chudość Parkinson w miejscach, gdzie ich właścicielka ma łagodne krągłości. Mimo to nie skarży się — wciąż zapewnia przyjaciółkę, że czuje się dobrze i odlicza godziny do spotkania z dawnymi znajomymi.

Nie wie, jak powinna zachowywać się w stosunku do nich. Zbyt wiele rzeczy zachowała dla siebie i zbyt długo ograniczała z nimi kontakt do minimum, jak nie wcale, by mogła być równie otwarta co kiedyś. Trapi ją, co o niej pomyślą i czy będzie to tak samo złośliwe co rozsiewane wciąż plotki. Nie chce, by Dafne z jej powodu miała zmarnowane popołudnie, więc posyła swojemu odbiciu w lustrze wyćwiczony, uprzejmy uśmiech i przysięga, że aż do końca spotkania nie będzie myśleć o wyjściu. Szczypie się w policzki, w nadziei na zdrowszy wygląd, a potem wstaje od toaletki i wychodzi z pokoju gościnnego.

— Och, ślicznie wyglądasz, Pansy.

Dziewczyna z rezerwą spogląda na nadchodzącą Océane Greengrass, mrucząc pod nosem podziękowanie. W przeciwieństwie do niej nie uśmiecha się.

— Wiedziałam, że Dafne pożyczy ci jedną ze swych sukienek, ale nie spodziewałam się akurat tej, która była szyta na miarę i idealnie pasuje do niej jak ulał. Swoją drogą, chciała ją wyrzucić, bo już jest trochę niemodna, więc przynajmniej nie zmarnuje się. O, i nawiasem mówiąc, nie powinnaś więcej nosić takich fasonów, skarbie.

Pansy z trudem opanowuje drżenie rąk. Te wszystkie subtelne, z pozoru nic nieznaczące obelgi zostały jej podane pod osłoną troski i życzliwości, i to boli ją najbardziej. Kiedyś nie powstrzymywałaby się przed odpowiedzeniem tym samym, a może nawet gorszym. Teraz jednak czuje, jakby była zrobiona ze szkła i każde uderzenie mogło doprowadzić do nieodwracalnych zniszczeń. Czeka, aż kobieta odejdzie i opiera się o ścianę, chowając twarz w dłoniach. Bierze kilka głębokich oddechów, przywołuje na twarz sztuczną wesołość i z gulą w gardle rusza do pachnących kwiatami salonów Dafne, gdzie czeka na nią jej przeszłość.

— Dobrze, że już jesteś, Pansy — wita ją Dafne w bawialni, zaklęciem rozsyłając kwiaty po pokoju. Ma na sobie jasną sukienkę w kwiaty i w swojej szmaragdowej Parkinson czuje się przy niej wyjątkowo źle. — Na razie przyszedł tylko Draco, ale jest z Astorią w hallu. Pewnie niedługo przyjdą.

Dziewczyna w milczeniu kiwa głową i siada na skraju fotelu stojącego najbliżej wyjścia. Zauważa, że dostawiono jeszcze dwa fotele i długą sofę, a stolik stał się jakby większy. Zastanawia się, ile osób przyjdzie, a to napawa ją dodatkowym lękiem. Ma dość fałszywych uprzejmości i rozmów, które za zadanie mają jedynie wypełnić krępującą ciszę. Nagle całe to towarzystwo wydaje jej się strasznie płytkie i musi mocno zacisnąć dłoń na podłokietniku w obawie przed niepohamowaną chęcią wyjścia. Jeszcze nawet się nie zaczęło, myśli, a ty już złamałaś obietnicę, Parkinson.

— Cześć, Pansy! — Słysząc radosny świergot młodszej Greengrass, gwałtownie wstaje i już ma odpowiedzieć, kiedy dostrzega za plecami Astorii zmieszanego Malfoya z rękami wbitymi w kieszenie. — Wybacz, że ci wcześniej o tym nie powiedziałam, Draco, ale pomyślałam, że to będzie cudowna niespodzianka.

Przez chwilę wymieniają pełne niedopowiedzeń spojrzenia, a potem on burczy pod nosem lakoniczne powitanie i rusza w stronę sofy. Nie wyciąga rąk do uścisku, ani nie wysila się na uśmiech. Zachowuje się, jakby jej nie znał. Jakby nie była jego przyjaciółką.

— Przepraszam, nie przejmuj się nim — mówi bezgłośnie Astoria, pokrzepiająco ściska dłoń Pansy i idzie do chłopaka.

Parkinson nie wini go. Zbyt dobrze pamięta, jak go potraktowała, gdy zaraz po zerwaniu z Harrym przyszedł do niej. Chyba nigdy głośniej nie krzyczała, rzucając przedmiotami i ciskając przekleństwa. Widziała w jego oczach narastające cierpienie, a mimo to nie przestawała, ogarnięta rozpaczą i gniewem. Uciekał wtedy jak zranione, zaszczute zwierzę, a ona szlochała, dławiąc się własnymi łzami. Na jego miejscu nie zamieniłaby ze sobą słowa nawet po tylu dniach ciszy.

Spacer w pokrzywach [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now