Rozdział dwudziesty drugi

162 39 13
                                    

Ma wrażenie, jakby siedziała pod drzwiami kilka godzin — tyle łez z niej uleciało. Boli ją głowa, a wszystkie mięśnie wydają się zwiotczałe. Z trudem podnosi się, a kiedy już to zrobi, niemalże od razu nieruchomieje, usłyszawszy głosy po drugiej stronie.

— Na Merlina, Potter, co ty tu robisz? — Regulus. Pansy instynktownie napina się.

Nie potrafi wychwycić odpowiedzi Harry'ego. A potem słyszy śmiech Blacka.

— Skoro nie chce z tobą porozmawiać, to czemu nadal tu jesteś?

— Mam powód.

— Och, nie wątpię.

Pansy podskakuje, kiedy tuż za jej plecami rozlega się pukanie. Biorąc głęboki wdech, wpuszcza Regulusa i szybko zamyka drzwi przed nosem Harry'ego — ku własnemu zdziwieniu. Black uśmiecha się łagodnie.

— Płakałaś?

I Pansy jak na zawołanie znów wybucha płaczem, jednocześnie próbując włosami zakryć rumieńce wstydu.

Regulus przygląda się przez chwilę, a potem obejmuje ją mocno i zaczyna głaskać po głowie.

Szloch staje się cichszy.


Z początku nie chce mu wyznać, dlaczego właściwie płakała. Siedzą w milczeniu w jej sypialni, a ona przytula do policzka szklankę zimnej wody, nawet na niego nie patrząc. Nie wie, co sobie wyobrażała, wpuszczając go. Teraz tylko tego żałuje — nie wyprosi go jednak, to byłby szczyt grubiaństwa (nawet dla niej). Podnosi na niego wzrok i niemal podskakuje, napotykając jego oczy. Jest w nich ciepło, którego dawno nie doświadczyła. Przygryza dolną wargę, odstawia szklankę na stolik i wyprostowuje się.

A potem zaczyna mówić. Cicho, niemalże nie porusza wargami, a on jednak wyłapuje każde słowo. Jest inaczej niż z Teodorem. Całkowicie inaczej, ale nie oznacza to, że lepiej. Pansy w równym stopniu szanuje Notta i Blacka, chociaż tego drugiego dopiero poznaje. Pozwala sobie na zaufanie. Tak będzie łatwiej, powtarza w chwilach zwątpienia. I może rzeczywiście ma rację.

Gdy kończy, Regulus ujmuje jej dłoń i w milczeniu zaczyna sunąć opuszkiem wskazującego palca po skórze.

— Kiedy byłem mały, dość łatwo dawałem się przestraszyć i potem moja niańka brała mnie na kolana. I właśnie to robiła. Głaskała jak puszystego kota, aż w końcu oswoiła.

— Chcesz mnie oswoić? — odpowiada Pansy z krzywym uśmiechem rozmytym przez łzy.

— To zależy tylko od ciebie.

Rozchyla usta w zdumieniu, a on unosi dłoń i zakłada jej za ucho jeden z niesfornych kosmyków.

— Na razie nie jestem tego pewna. Ale chcę zapomnieć. Teraz. Choć na chwilę.

I przymknąwszy powieki, splata ich wargi w delikatnym pocałunku. Czuje, jak Regulus uśmiecha się, a potem wsuwa palce w jej włosy.

Pansy odchyla głowę, ale nie uśmiecha się. Wpatruje się w niego przez kilka sekund i znów całuje. Mocniej niż poprzednio. Niemalże szaleńczo.


Następnego dnia w przerwie na lunch nie idzie z kolegami z pracy do pobliskiej restauracji. Wymawia się złym samopoczuciem i zaszywa za biurem, gdzie siada na krawężniku, aby następnie odpalić papierosa. Zazwyczaj nie pali — nawet nie kupuje pełnych paczek, a jedynie kilka sztuk i sięga po nie w słabszych momentach. Takich jak ten.

Z gorzkim uśmiechem zauważa, że chyba będzie musiała od teraz kupować więcej. I tak się długo trzymała, biorąc pod uwagę ilość niezałatwionych i załatwionych spraw, które wciąż naglą. Harry, Saoire, Teodor, Draco, Regulus. Przeraża ją to bardziej, niż chce przyznać. Jakby tkwiła w labiryncie, z którego nigdy nie mogłaby wyjść, bo alejki wciąż namnażałyby się i plątały.

Spacer w pokrzywach [ZAWIESZONE]Kde žijí příběhy. Začni objevovat