Rozdział dwudziesty siódmy

156 34 18
                                    

Zgodziła się.

Ma wrażenie, że dla oczu Regulusa zrobiłaby wszystko — co bardzo ją niepokoi. Od razu zaproponował wspólne poszukiwanie stroju, ale pokręciła tylko głową i powiedziała:

— Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę.

Dlatego siedzi właśnie teraz przy ciemnym biurku w gabinecie ojca i wpatruje się w pusty pergamin. Bierze kilka głębokich oddechów, przeczesuje włosy palcami, a potem chwyta za pióro.

Harry,

na wstępie od razu zaznaczam, że nie oczekuję odpowiedzi zwrotnej. Nie rozmawiaj o tym ze mną, nie pisz żadnych listów. Chciałeś wyjaśnień — proszę, oto one, ale na nic więcej nie licz.

Trudno mi od czegokolwiek zacząć. Przedstawię Ci moją perspektywę, wątpię jednak, bym potrafiła przelać emocje na papier. Wszystkiego uzbierało się już po prostu za dużo.

W sumie na początku byliśmy naprawdę dobraną parą. Wady jako tako się uzupełniały, nie było większych sprzeczek. Wydaje mi się, że coś zaczęło się psuć, gdy zmarł mój ojciec. Nie reagowałeś tak, jak się spodziewałam. Oczywiście wiedziałam, że zazwyczaj jesteś lekkoduchem, pozwalasz rzeczom płynąć, nie traktujesz niektórych spraw tak poważnie jak ja. Jestem świadoma, że czasem za bardzo dramatyzowałam — taka moja natura. Nie potrafiłam zaakceptować Twoich zachowań, a Ty moich. Niby drobiazg, ale to było jedną z głównych przyczyn naszego rozstania. Konflikt światopoglądów. Kiedy Ty się śmiałeś, ja zwieszałam nos na kwintę. Nie sądzę, żebyśmy wytrzymali tak na dłuższą metę. Czasem tak się po prostu zdarza, choć to boli. Okropnie.

Byłam też chyba za bardzo zazdrosna. Nie mogłam patrzeć, jak spędzasz czas z Hermioną i Ronem. Wyglądaliście tak radośnie. Jak rodzina. Dlatego przestałam uczestniczyć w Waszych spotkaniach, mimo że mnie zapraszałeś. Nie pasowałam tam. I dlatego też nie pozwalałam Ci się potem z nimi spotykać. Zabraniałam Ci miłości. Poczucia przynależności. Żałuję tego. Przepraszam.

Prócz tego, ta różnica opinii. Ja — urodzona Ślizgonka i arystokratka — miałam w sobie piętno wpajanych od dziecka poglądów i okazywałam je. Ty — wybawiciel świata — nie dostrzegałeś przeszkód, które dla mnie były nazbyt widoczne. To właśnie powód, dla którego skończyłam w mugolskiej pracy, odcinając się od magii i przyjaciół. To moja pokuta, Harry. Pokuta za wszystkie słowa, którymi Cię zraniłam. Tylko Ty jesteś świadom, ile ich było. Przepraszam. Tak bardzo przepraszam.

A potem to przyjęcie... Wolałabym go nie pamiętać. Wolałabym nie pamiętać naszej kłótni po tym, jak prawie nawrzeszczałam na Ciebie w klubie, gdy podpita Ginny tańczyła z Tobą w sposób, w który tylko ja chciałam tańczyć. Gdy nie odstępowała Cię o krok. Przepraszam, jeśli przedstawiam ją jako kogoś złego. Życzę Wam szczęścia. Przepraszam, że wtedy podarłam Twoją koszulę, błagając byś został, a Ty byłeś tym wszystkim tak zmęczony. Wiedziałam, że nie zdradziłbyś mnie. Potem zacząłeś temat Malfoya, to, jakim dupkiem jest, zacząłeś obrażać moich przyjaciół i ojca, a ja tylko słuchałam, bo wiedziałam, że miałeś w pewien sposób rację. A potem wyszedłeś. Powiedziałeś, że musisz odpocząć, a kiedy spytałam na jak długo, nie odpowiedziałeś.

Będąc z Tobą, szczególnie pod koniec, czułam się, jakbym spacerowała w pokrzywach. Wróciłabym do tego uczucia, Harry. Bez wahania. Pokrzywy są tak naprawdę bardzo zdrowe, wiedziałeś o tym? Zacisnęłabym zęby, zignorowała oparzenia. Dla Ciebie. Tylko dla Ciebie.

Nie zrozumieliśmy się, Harry. Chyba zbyt często. Przepraszam za wszystko.

Chciałabym cofnąć czas.

Oboje mieliśmy wyjątkowo trudny okres. Codziennie myślę o tym, codziennie analizuję każdy błąd, który popełniłam. Nie mam do Ciebie żalu. Mam żal tylko do siebie.

Nie zasługiwałam na Twe uczucie.

Wybacz.

Pansy.

PS Błagam, nie odpisuj na to. Błagam.

PS2 Kocham cię. Byłeś i jesteś jedynym mężczyzną, którego kiedykolwiek kochałam i kocham.

Odkłada po omacku biuro i grzbietem dłońmi ściera łzy. Nie czytając ponownie napisanych słów, składa kartkę i wpycha ją do koperty. Machinalnie zapieczętowuje papier, wsuwa go do kieszeni sukienki, a potem wstaje. Podchodzi do okna i opiera się o ścianę, uchylając delikatnie zasłonkę.

Nie czuje się lepiej. Może powinna.

To było takie trudne. Jest świadoma, że prawdopodobnie napisała zbyt wiele rzeczy, które dotąd ukrywała w poduszkach mokrych od łez.

Nie ma sił już nic zmieniać. Jest taka osowiała. Zmęczona. Zdrętwiała.

Musi się położyć.


Sen nie nadchodzi. Pansy przewraca się tylko z boku na bok, z udręczeniem wsłuchując się w krople deszczu uderzające o szyby. Przyciska twarz do poduszki, a potem zrezygnowana odrzuca ją i siada, podciągając kolana pod brodę.

Ma wrażenie, że ten list odtworzył w jej głowie furtkę, którą dotąd rozpaczliwie przytrzymywała i opierała się, by nikt jej nie otworzył. Czuje się taka słaba.

Wspomnienia zaczynają przypominać deszcz, gwałtownie dobijający się do okien. Żałuje, że nie ma przy sobie parasolki.

Jest taka zmęczona. Sytuacją z Harrym, niedopowiedzeniami z Regulusem, chorobą matki. Powinna właśnie spać, by jutro świadomie uczestniczyć z Saorise w wizycie u uzdrowiciela.

Jest na to wszystko za słaba. Jej ramiona zaczynają przypominać wieszak — są zgarbione i spięte, jakby już nigdy nie chciała się otworzyć. Może nie chce. Może marzy tylko o tym, by zasnąć na kolejne sto lat i zapomnieć. Wie, że powinna była wyjechać gdzieś indziej. Na kontynent. Ojciec próbował uczyć ją kiedyś włoskiego. Na początku byłoby trudno, ale poradziłaby sobie, a Astoria Greengrass nie weszłaby do jej mieszkania, uruchamiając całą lawinę kłopotów.

Zsuwa stopy na podłogę, po omacku sięga po szlafrok i zapala świecę. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do magii. Zbyt długo od niej stroniła, by teraz używać jej, jakby szykowała się do OWUTEMów. Chwyta za świecznik i bezszelestnie wychodzi z pokoju.

Boso przemierza ogród, trzęsąc się od płaczu.

Cieszy się, że matka śpi.


Ma wrażenie, że zaraz zwymiotuje, gdy zza rogu obserwuje Harry'ego wychodzącego z szatni. Zauważyła, że zazwyczaj zostawia torbę przed i żegna się z kolegami z drużyny. To jej szansa. Prawdopodobnie jedyna.

Wstrzymuje oddech, wpatrując się w jego potargane loki, napięte mięśnie i okulary zsuwające się z nosa. Musi się powstrzymać, by nie podbiec do niego i nie wpleść palców we włosy. Zaciska usta w wąską linię.

Harry stawia torbę na ławce i podchodzi do roześmianego bruneta. Pansy niepewnie wyłania się zza rogu i najciszej jak się da, rusza w kierunku torby. W ostatniej chwili wrzuca kopertę, a potem przyspiesza, mijając rozmawiających.

Czuje jego wzrok na plecach.


a/n rozdział krótszy niż zazwyczaj, ale chciałam się skupić tylko na liście. jest to bardzo ważny moment, gdy pansy zaczyna naprawdę uwalniać się z łańcuchów przeszłości. automatycznie będzie miało to wpływ na kolejne jej zachowania oraz działania.

mam nadzieję, że wszystko u was w najlepszym porządku! prawdopodbnie od teraz publikacje nie będą tylko raz w tygodniu, mam więcej czasu, więc chcę bardziej skupić się na pisaniu spaceru. spodziewajcie się około dwóch rozdziałów na tydzień <3

do następnego!

Spacer w pokrzywach [ZAWIESZONE]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin