Rozdział dwudziesty dziewiąty

139 35 16
                                    

Zaczyna nabierać pewności siebie, gdy stoi przed lustrem w sukience, a Regulus zapina na jej szyi naszyjnik Saoirse, pamiętający młodość pani Parkinson.

— Wyglądasz pięknie — szepcze i muska wargami jasną skórę tuż nad kolią.

Pansy przymyka oczy i nakrywa swoją dłoń jego, którą złożył na jej ramieniu.

Gdy kupowali sukienkę, nie była przekonana. Czuła się w niej, jakby kogoś udawała. Dopiero jego spojrzenia nadały Pansy tego, czego szukała. Wie, że to niewłaściwie — uzależniać swoją samoocenę od mężczyzny, ale czeka ją jeszcze długa droga, by potrafiła spojrzeć sama na siebie i stwierdzić, że jest piękna. Pragnie być silna oraz niezależna, lecz cechy te buduje się czasami przez lata. Lata, których ona jeszcze nie doświadczyła.

Ostatni raz przesuwa dłońmi po materiale. Pasuje do niej. Albo przynajmniej do jej dawnej wersji. Rozcięcie ciągnące się od połowy uda, głęboki dekolt w kształcie litery V, subtelna satyna. Lubi siebie w tym wydaniu, ale nie jest pewna, czy wciąż powinna się tak ubierać.

Z zamyślenia wyrywa ją Regulus. Okrywa jej ramiona eleganckim szalem i podaje parę rękawiczek, a potem nachyla się, by ją pocałować.

Pansy odsuwa się i rusza w kierunku drzwi.

— Rozmazałbyś mi szminkę.


Zaraz na początku Draco podszedł do niej, rzucił szorstkie:

— Pozwól, że będę cię ignorował przez cały wieczór. Z korzyścią dla nas obojga. — A potem ruszył do łagodnie uśmiechniętej Astorii, słuchającej w skupieniu Dafne.

Pansy nawet nie zwróciła na nich większej uwagi — od razu zaczęła wyglądać Teodora, a kiedy usłyszała, że jeszcze nie przybył, jednocześnie zaniepokoiła się i odprężyła.

— Czuję się dość staro w tym towarzystwie — mruczy Regulus, nachylając się w jej stronę podczas wolnego tańca.

— Zapewniam cię, świetnie wtapiasz się w tłum — odpowiada mimochodem, obserwując ukradkiem wejście.

Black śmieje się i przyciąga ją bliżej. Pozwala mu na to. Wie, że dzisiejszy wieczór jest decydujący pod względem wyrobienia sobie opinii u młodego pokolenia arystokracji. Unosi dłoń i kładzie ją delikatnie na zgięciu jego alabastrowej szyi.

— Och, na litość boską, Milicenta mogłaby sobie oszczędzić... — zaczyna szeptem i wnet urywa, zauważywszy Notta w wejściu. Przełyka ślinę i dokańcza — Irytuje mnie ta dziewczyna. — Subtelnie kieruje Regulusem tak, by uchwycić wzrok Teodora.

Marszczy brwi, rzucając mu zaniepokojone spojrzenie. Nott wywraca oczami, chwyta za kieliszek z szampanem i rusza w stronę Dafne oraz Claude'a.

Pansy w myślach odlicza ostatnie takty utworu, ulega dłoniom Regulusa, które przechylają ją w tył, a potem szepcze krótkie Wybacz na chwilę i lawiruje między gośćmi.

Posyła uśmiech Marcusowi Flintowi, który przyszedł z Olivierem Woodem, przeprasza, że nie może wziąć udziału w partyjce wista, przyjmuje komplement od Tracey Davis, a potem zagaduje Claude'a, gdzie udał się Teodor.

Robi się jej niedobrze, gdy widzi go rozmawiającego z Astorią i zdającego się ignorować Dracona, który chyba zaczyna żałować organizacji przyjęcia. Bierze głęboki oddech.

— Astoria! Cudownie wyglądasz — wcina się do rozmowy i wymienia z Greengrass pocałunek w policzek w powietrzu. — Chodź, muszę koniecznie zamienić z tobą kilka słów, tak dawno się nie widziałyśmy — szczebiocze, nie pozwalając jej dojść do głosu i odprowadza ją kilka kroków dalej.

Wymienia z nią parę uprzejmych fraz, jednocześnie obserwując Teodora. Wydaje się zirytowany. Wychyla do dna kieliszek szampana i sięga po następny.


Później w tańcu, Pansy nie potrafi ukryć, jak martwi ją ta sytuacja.

— Nie możesz robić takich rzeczy przy Draco.

— Teraz jesteś jego przyjaciółką? Wybacz, pogubiłem się. — Prycha sfrustrowany. — Tylko z nią rozmawiałem.

— Nadal sądzę, że powinieneś wyjechać.

— A ja zaczynam sądzić, że na za dużo sobie pozwalasz. — Wypuszcza ją z objąć i dodaje. — Nie mam pięciu lat, Pansy. Nie życzę sobie, byś sterowała każdym moim krokiem. To moje życie i uszanuj to.

A potem wychodzi z sali, szukając papierosów w kieszeniach marynarki.


Gdy siedzą później przy stole w czasie poczęstunku, Pansy zmusza się, by ciągle na niego nie patrzeć. Zamiast tego na przemian rozmawia z Dafne i flirtuje z Regulusem — choć nie jest do końca pewna, czy ona to robi, czy wypite wino.

— Musimy się spotkać w następnym tygodniu — poważnieje nagle Greengrass i ściska dłoń Parkinson.

Pansy marszczy brwi. — To coś ważnego?

Dafne kiwa głową i jakby nigdy nic zaczyna szczebiotać o ogrodzie zimowym, nad którym właśnie pracuje wraz z matką. Parkinson podchwytuje ten ton, choć wciąż obserwuje uważnie przyjaciółkę.

Czuje spojrzenia znajomych na ramionach, sukience, policzkach. Spodziewała się tego, przychodząc z Regulusem, nie znaczy to jednak, że przyjmuje tę sytuację z entuzjazmem.

Wyciąga dłoń w stronę winogron i w pół drogi zamiera, słysząc Milicentę, która mówi:

— Cała ta afera z Potterem, wiecie, ciągłe lawirowanie między Ministerstwem a quidditchem, podobno się zaostrzyła. Słyszałam, że — urywa na moment, upewniając się, że wszyscy jej słuchają. — Że tym razem dostał naprawdę sporo od prezesa klubu. U nas, w Proroku...

— Na twoim miejscu nie chwaliłbym się tak bardzo pracą w Proroku Codziennym — wtrąca chłodno Blaise, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. — To w pewien sposób cios w honor. I dumę. O ile się ją posiada.

Milicenta gromi go spojrzeniem i kontynuuje, jakby przed chwilą jej nie przerwano:

— Och, Pansy, przecież ty pracujesz jako księgowa w tym klubie!

— Jesteś dobrze poinformowana — rzuca cierpko w odpowiedzi i wkłada do ust winogrono.

— No więc? Jak wygląda ta sytuacja od podszewki?

Parkinson prostuje się i przywołuje na twarz wyraz, który jeszcze nigdy jej nie zawiódł, a do którego nie miała ostatnio sił.

— Po pierwsze, czy naprawdę uważasz, że jako księgowa widuję się z nim tak często? Raczej nie uzupełniam dokumentów na środku boiska. Po drugie, czy sądzisz, że gdybym wiedziała, to powiedziałabym ci to? Tobie, która pracuje w tym plotkarskim ścierwie? — Wstaje od stołu i wyciąga wargi w kpiącym uśmiechu. — Wybaczcie, muszę się przewietrzyć.


Jest zaskoczona, gdy na balkonie dołącza do niej Teodor.

— Regulus chciał przyjść, ale kazałem mu zostać — zagaja niepewnie.

Pansy jedynie kiwa głową w odpowiedzi i uśmiecha się do niego delikatnie.

— To było świetne — szepcze Nott. — Znów miałaś ten ogień. Tęskniłem za taką wersją ciebie.

— Ja też, Teodorze. Ale chyba musimy jeszcze trochę potęsknić.

Bez słowa zdejmuje marynarkę, okrywa jej ramiona i w milczeniu staje z nią ramię w ramię.

Spowija ich milczenie, gwiaździsta noc i więź, która niepodobna jest do żadnej innej więzi.

Pansy zamyka oczy i bierze głęboki wdech, wsłuchując się w przygłuszoną muzykę. Zaczyna delikatnie kołysać ramionami, a potem odchyla głowę i nasyca się kolejnym oddechem.

Powietrze jest takie rześkie.

Spacer w pokrzywach [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz