²⁰ - ᴅᴏɴ'ᴛ ᴛʀy ᴛᴏ ᴄʜᴀʀᴍ ᴍᴇ ᴡɪᴛʜ yᴏᴜʀ ᴇyᴇꜱ

359 70 13
                                    

↷ 더 큰 모험엔 언제나
위험이 따르는 법

↷ 더 큰 모험엔 언제나위험이 따르는 법

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───

Po porannej kąpieli w jeziorze i innych niebezpiecznych atrakcjach Jongina, czuł, że się przeziębił.

Strasznie bolała go głowa i ciągle było mu zimno, bez względu na to ile "leczniczych" herbat zrobionych przez swoją nianię z przypadkowych chwastów wypił, czuł jakby miał zaraz umrzeć.

Dawno tak się nie czuł i wcale mu się to nie podobało.

Chociaż jedynym plusem był czas, jaki spędził ze swoimi dziećmi.

Budował z dziewczynkami zamek z piasku oraz grał z Sungminem w siatkówkę, pokonując Tao i Kaia, którzy zachowywali się jak jeden człowiek.

Kończyli za siebie słowa, wymieniali dziwne spojrzenia oraz rzucali patykami, które Sungmin chciał wykorzystać do ułożenia stosu pogrzebowego dla martwego motyla, którego znalazł na trawie.

Byli jak dobra para przyjaciół, chociaż nie znali się wcale tak długo.

On i Xian nie mieli ze sobą takiej więzi.

Łączyła ich przyjaźń, ale taka bardziej czysto biznesowa.

Rozmawiali w pracy - poza nią nie utrzymywali jako takiego kontaktu.

To znaczy Kyungsoo nigdy nie oddzwaniał, gdy Li dzwonił; był wiecznie zajęty, a ten nie zaprotestował jeszcze ani razu.

Gdyby mu to nie odpowiadało, z pewnością by coś powiedział.

Gdy kładł się wieczorem spać do swojego śpiwora, wyglądając jak rozjechany renifer, miał nadzieję, że wszystko się poprawi rano, gdy wstanie.

W środku nocy jednakże obudził go kaszel, który nie chciał przestać.

Czuł, jakby płonęły mu płuca żywym ogniem, a każdy kolejny oddech był na wagę złota.

— Bossman, wszystko okay? — Swoim kaszlem obudził Kima, śpiącego do tej pory jak niemowlę.

Wstał, przecierając oczy i spojrzał na niego spod lekko przymkniętych powiek.

— Tak tak, idź z powrotem spać — Odpowiedział, próbując po omacku znaleźć butelkę wody, którą położył przy sobie kilka godzin wcześniej, gdyby chciało mu się pić.

W zamian, złapał za rękę Kaia, którą niemal natychmiast odrzucił, kaszląc dwa razy.

Wyładował mu się telefon i nie miał jak włączyć latarki, która ułatwiłaby mu poszukiwania.

— Proszę, napij się — Brunet wyręczył go, dając swoją butelkę z wodą i włączając przenośną mini latarkę.

Jego szef wyglądał okropnie.

Załzawione oczy, czerwona buzia i cieknący z nosa katar.

Wychodzi na to, że pan maruda rzeczywiście się przeziębił, zostając pokonanym przez samą matkę naturę.

— Dziękuję

— Nieźle się przeziębiłeś, szefuniu — Pokręcił ze współczuciem głową, patrząc jak jego pracodawca, niczym małe dziecko próbuje odkręcić butelkę, która najwidoczniej była za mocno zakręcona jak na jego małe ręce — Oj, daj mi to

Zabrał mu butelkę, którą łatwo otworzył i podał mu, przysuwając się do niego nieco bliżej - sprawdził czy ma temperaturę (którą miał, co było do przewidzenia) i zaczął myśleć nad tym, co może zrobić by Soo poczuł się lepiej.

Rano wrócą szybciej do domu i zadzwoni po lekarza, który przyjdzie zbada go i wypisze receptę na leki kosztujące połowę jego pensji.

— Może ta woda była za zimna w jeziorze, nie mam pojęcia, Jongin

— Tak, to na pewno to wredne jezioro, bossman — Zaśmiał się na widok jego miny małego dziecka, które siedziało z gorączką i tak obfitym katarem, że gdyby w pobliżu urządzano konkurs na mistrza wydzielin, zająłby pierwsze miejsce.

Wiedział z pewnością po kim Sungmin odziedziczył większość genów - co do jednego dziecka mógł być pewny, że było jego.

Tak samo marudny, męczący i zdolny do bycia złośliwym.

— Jongin, zimno mi jest pod tym śpiworem

— Co ja mam z tym faktem zrobić?

— Ale mi jest zimno, zrób coś — Jęknął,  wydymując dolną wargę do przodu, licząc na to, że zrobi to na nim jakiekolwiek wrażenie.

— Pójdę może do Tao po kluczyki od samochodu i tam się położysz, co? Włączy ci się nagrzewanie, to może te całe — Pokazał palcem na jego czerwony, niczym strój świętego Mikołaja nos, który wyglądał z każdą minutą na coraz  bardziej spuchnięty i zatkany — Smarki z twojego nosa przestaną ci robić małą rzekę Han, która znalazła ujście w.... nie powiem czym

— Chcę spać tutaj, nie mam siły chodzić tak daleko

— To skąd ja ci wezmę ciep... okay, już mam — Rozpiął swój śpiwór, cofając się bardziej do ściany namiotu, robiąc mu tym samym miejsce — Zapraszam do spania przy najlepszym kaloryferze, jaki cała Korea miała kiedykolwiek do zaoferowania

— Mam spać z tobą? Ale ja jestem przeziębiony i nie chcę....

— Dawaj bossman, bo taka oferta się nie powtórzy. Mój śpiwór jest dwuosobowy, także zmieścimy się bez problemu — Złapał go za rękę i pociągnął w swoją stronę, by się ruszył.

Chciał jeszcze pójść spać na dobre cztery godziny.

Sen dla urody był dla niego bardzo ważny i nie mógł pozwolić na powstanie jakiejkolwiek zmarszczki na jego pięknej twarzy.

Kyungsoo wgramolił się do środka i niezdarnie zasunął zamek śpiwora, nie mają  za bardzo jak się ruszyć, będąc zbyt blisko klatki piersiowej Kaia,  od którego biło ciepło jak z przenośnego kaloryfera.

Skąd produkował takie pokłady ciepła?

Jakim cudem było to możliwe?

— Jeśli jest ci zimno, to po prostu się do mnie przytul — Mruknął niezrozumiale, próbując jak najszybciej zasnąć — Nie jest to nic dziwnego, chłopcy tak robią i żaden w tym podtekst miłosny; chcę już spać i nic więcej

— O.... okay — Odpowiedział niepewnie, zmniejszając odległość między nimi i kładąc głowę na jego torsie, zamykając oczy..

Może było to dziwne i niezrozumiałe ale od tamtego momentu spało mu się nieco lepiej i spokojniej, a sam kaszel nie męczył go już tak uciążliwie.

el dorado | d.ks + k.jiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz