9. A więc teraz masz mnie za jakąś dziwkę?

1.1K 104 27
                                    

Rozdział krótki, ale nie dałam rady dopisać więcej, a na moim instagramie (ladygrandenoir) większość osób zagłosowało na wstawienie krótkiego rozdziału dzisiaj, a nie dłuższego  w innym terminie, wiec rozmowa Violyn będzie niestety w kolejnym, mam nadzieje, ze mi to wybaczycie.

Miłego czytanka! Liczę na jakieś komentarze:))

***

Ciszę, panującą do tej pory w mojej sypialni, przerwał odgłos powolnie otwieranych drzwi, a następnie stukot wysokich butów na posadzce, które na pewno nie należały do Ilarii. Podniosłam się do pozycji siedzącej, aby spojrzeć w stronę wejścia i zauważyłam Margaret zmierzającą w moją stronę. Na samym początku chciałam poprosić ją, aby wyszła z mojego pokoju i następnym razem zapukała, bo to niegrzeczne wchodzić bez jakiejkolwiek zapowiedzi do czyjegoś pomieszczenia, ale tę myśl od razu zastąpiła inna. Miałam okazję z nią porozmawiać. Wyjaśnić wszystko, co zdążyła już zrobić podczas tak krótkiego pobytu w rezydencji. Aż strach pomyśleć, co będzie dalej.

— Violet, jak się czujesz? — zapytała z udawanym przejęciem w głosie, którego nie dało się wziąć za jakiekolwiek szczerze uczucie. Wywróciłam w duchu oczami na jej fałszerstwo i spojrzałam na jej twarz, na której błądził zarys zwycięskiego uśmiechu, jaki z trudem powstrzymywała, próbując przykryć go wyrazem zatroskania, jakby była przejęta moim stanem. Jeśli myślała, że uwierzyłabym w to, że się martwiła, to raczej nie była najinteligentniejszą osobą, jaką znałam. Podeszła bliżej mojego łóżka, a następnie zajęła fotel, stojący obok niego. Ten, na którym wcześniej siedział mój mąż oraz przyjaciółka.

— Nie udawaj, że cię to interesuje — odparłam, poprawiając się na materacu. Cały czas siedziałam, przykryta kocem, który dawał dużo ciepła, którego potrzebowałam w tamtym momencie. Szczególnie w chwili, gdy ona znajdowała się w pobliżu. Jej lodowate serce wprowadzało chłód do całego pomieszczenia.

— Dobrze, może w sumie mam to gdzieś. — Już nie ukrywała lekkiego uśmiechu, goszczącego na jej twarzy. Pokręciłam delikatnie głową, bo ta kobieta była wręcz niedorzeczna. Działała mi na nerwy samą obecnością. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czyjeś towarzystwo doprowadzało mnie do takiego zdenerwowania. — Najważniejsze, że nie umarłaś. — Mogłabym uznać te słowa za prawdziwe, ale coś w duchu mi podpowiadało, że wcale nie miałaby nic przeciwko, gdybym odeszła z tego świata.

— Po co tu przyszłaś? — zapytałam, starając się nie dawać po sobie poznać tego, że wolałabym jej nie widzieć.

— Chciałam sprawdzić, czy dobrze się czujesz. — Z rozbawieniem pokręciła głową. — Ale widzę, że chyba niezbyt. Twoja twarz wygląda, jakby coś cię pogryzło. — Tak też się czuję, pomyślałam, jednak nie miałam zamiaru tego mówić. Nie chciałam dawać jej jakiejkolwiek satysfakcji.

— Skoro przyszłaś tu, aby się ze mnie śmiać, to możesz już wyjść — powiedziałam stanowczo, lecz jej wyraz twarzy pozostawał niewzruszony, tak samo jak jej ciało. Przez cały czas spoczywała na fotelu w tej samej pozycji, patrząc na mnie z triumfalną miną, bez jakiegokolwiek zamiaru ruszenia się stąd. Postanowiłam więc to wykorzystać. — Tak czy siak, dobrze wiem, że to ty dosypałaś mi do deseru orzechów. Doskonale wiedziałaś, że mam na nie uczulenie i postanowiłaś to wykorzystać. Chciałaś się mnie pozbyć, prawda? Jaki ty masz w tym wszystkim cel, co? Dlaczego ty tutaj w ogóle jesteś?

Margaret bez słowa pokiwała głową z rozbawienia, w towarzystwie śmiechu, wydobywającego się spomiędzy jej warg, a który wcale mi się nie podobał.

— Oj, Vi, ty głupiutka dziewczynko. — Podniosła się z siedzenia i pochyliła się nade mną, opierając dłonie o materac po dwóch stronach mego ciała. Jej twarz przyozdobiona szyderczym uśmiechem znajdowała się na odległość dziesięciu centymetrów od mojej, co wcale nie przypadło mi do gustu. — Myślisz, że dosypałam ci orzechów, aby się ciebie pozbyć?

White MarriageWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu