18. Może się wszystko ułożyć

605 15 1
                                    

*James POV*

-Co ja najlepszego zrobiłam? Przecież on... on powie-edział, że mnie.. - Kolejny raz dziewczyna wybuchła niekontrolowanym płaczem, a ja nie miałem pojęcia co robić. Emily siedziała u mnie i u Liama już od dobrej godziny. W zasadzie do tej pory nie bardzo wiedziałem co było przyczyną jej rozhuśtanych emocji. Gdy tylko na chwilę uspokoiła się i starałem się zapytać ją o powód, Em na nowo wybuchała płaczem. Oczywiście, bardzo chciałem jej pomóc, ale po tak długim czasie, w którym niczego się nie dowiedziałem, miałem już troszeczkę dosyć. Liam bardzo mi pomógł. To on teraz siedział z nią i obejmował swoim ramieniem. On przynosił jej co chwila nową herbatę, koc czy chusteczki. Podziwiałem w tym momencie jego cierpliwość.
Cóż, do tej pory, z urywanych wypowiedzi Em dowiedzieliśmy się, że ktoś coś powiedział, ale ona powiedziała coś, czego nie chciała powiedzieć i teraz żałuje, że nie powiedziała prawdy.
Okej, można było dopasować sobie wiele różnych opcji pasujących do tego dosyć chaotycznego opisu, więc nawet nie starałem się tego robić. Musiałem poczekać, aż dziewczyna uspokoi się na tyle, żeby powiedzieć cokolwiek.

Wypiłem kawę, już trzecią dzisiaj, i poszedłem znowu do salonu. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu, gdy tu byłem. Liam obejmował dziewczynę ramieniem, a ona sama zawinięta była w koc. Nie czułem zazdrości, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że Liam jest moim chłopakiem, a Em czuje coś do Nathana, więc mogli tak siedzieć ile chcieli. Byłem z siebie dumny, jeszcze nie tak dawno pobiłbym każdego, kto tylko zbliżyłby się do mojego skarba. Byłem niesamowicie zazdrosny o wszystkich, ale cieszyłem się, że udało mi się to zmienić. Liam bardzo mi w tym pomógł, on zawsze mnie rozumiał. Czasem nie było mu łatwo pogodzić się z moją przesadną zazdrością, ale zawsze mnie wspierał i zapewniał o swojej miłości. Dzięki niemu udało mi się przeskoczyć ten etap i wyjść na prostą. Teraz, cieszyłem się, że to właśnie on siedzi z Emily. Był lepszym człowiekiem ode mnie. Zawsze miły, pomocny i hojny. Kiedyś dużo myślałem nad naszym związkiem. Co ten ideał widzi we mnie? Nie byłem jakoś szczególnie przystojny, ani przesadnie miły. Miałem masę kłopotów w przeszłości, z którymi nie zawsze sobie radziłem. Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie.

-James, kurwa chłopie uspokój się! - Takie zdanie doleciało do mnie, gdy na chwilę przestałem zadawać ciosy kolesiowi, którego nawet nie znałem. Nie zwróciłem uwagi na osobę, która próbowała mnie powstrzymać, byłem w transie. Nie pierwszy raz mi się to zdarzyło, wystarczył jeden zły ruch i nic nie mogło mnie powstrzymać od wszczynania bójek. Cóż, to stanowczo ta zła strona mojego charakteru. Otarłem krwawiącą ręką kropelki potu, które uformowały się na moim czole i wymierzyłem jeszcze jeden cios chłopakowi. Już nikt nie próbował mnie powstrzymać, co dawało mi dziwną satysfakcję. W sumie byłem przekonany, że każdy się mnie boi i czułem się z tym świetnie. Miałem dziewczyny na jedno skinięcie palcem, a chłopacy uciekali na drugą stronę ulicy, gdy miałem się z nimi minąć. Czego chcieć więcej? Ponownie zamachnąłem się na tą ciotę leżącą pode mną, ale tym razem ktoś mi na to nie pozwolił. Szarpałem ręką, bo nienawidziłem, gdy nieproszeni ludzie wpierdalali się w moje sprawy. Gościowi się należało, to mu nakopałem, tyle w temacie. Ktoś, najwyraźniej bardzo odważny, ciągle trzymał mnie za ramię. Na początku ogarnęło mnie uczucie podziwu dla tego, kto to robił.

Po pierwsze: Jestem dosyć silnym facetem i niewielu ludzi jest w stanie mnie powstrzymać.

Po drugie: Ktoś naprawdę odważny musiał podejść do dwójki bijących się ludzi i chcieć powstrzymywać tego, który ma przewagę. 

Po trzecie: Kurwa, jestem James Walson i zna mnie każdy w okolicy. Nikt normalny, kto o mnie słyszał chociaż raz, nie zrobiłby tego. 

Więc, wnioskując, koleś jest odważny, silny i przyjezdny. 

Podniosłem się i jeszcze przez chwilę stałem tyłem do osoby, która zdecydowała się mnie powstrzymać. Powoli odwróciłem się w stronę chłopaka i zmierzyłem go spojrzeniem. Był wysoki, praktycznie tak jak ja, ubrany w czarne spodnie, białe conversy za kostkę, jasną koszulkę i kurtkę. Po dokładnym obejrzeniu jego garderoby przeniosłem wzrok prosto na jego oczy. Zdziwiła mnie pewność siebie w jego orzechowych tęczówkach. Normalnie już takie coś spowodowałoby chęć bójki z mojej strony, ale nie tym razem. Przelotnie popatrzyłem na swoje ramię, gdzie dalej zaciskała się dłoń chłopaka, ale zaraz znów spojrzałem w jego oczy. Chłopak momentalnie puścił moją rękę i opuścił wzrok. Gdy jego policzki delikatnie zaróżowiły się pod moim intensywnym spojrzeniem, przepadłem. 

They Don't KnowWhere stories live. Discover now