Kiribati, 16 VIII 2024

137 10 8
                                    

Wakacje były naszą odskocznią od rzeczywistości. Choć mimo wszystko musiała ona zostać z nami w małym stopniu.

Gdy wylatywaliśmy z Niemiec, bałem się, że bardzo zmęczysz się samą podróżą do tak dalekiego miejsca. Wybieraliśmy się na Kiribati, wyspę na Oceanie Spokojnym. Pomyślałem, że znajdziemy na niej idealną przestrzeń do odpoczynku. I faktycznie znaleźliśmy. Hotel odpowiadał naszym wymaganiom. Wyjazd nie zwolnił nas też od obowiązków. Codziennie rano po pobudce poświęcałaś godzinę na masaż i rehabilitację. Kiedy wykonywałaś te czynności, zawsze siedziałem w pobliżu ciebie. Obserwowałem cię w blasku jaśniejącego za oknem słońca. Oświetlało całe twoje ciało. Pod wpływem gwiazdy twa skóra stawała się niemalże złota. Krople potu lśniły na niej niczym brokat. Twoja piękna twarz, jakby wyrzeźbiona, nie zdradzała żadnych emocji. Srebrzyste oczy odbijały blask słonecznych promieni. Nos oddychał świeżym powietrzem, przypływem nowego życia. Popękane usta raz po raz otwierały się, zaciskały w wąską kreskę, kamieniały, obojętniały. Krótkie blond włosy, miękkie, naturalne, pachnące kokosem, przylgnęły do mokrego czoła i policzków, już zaczynały delikatnie przeszkadzać. Dreszcze spowiły plecy. Mathilde, wyglądałaś, jakbyś była najwspanialszym dziełem Michała Anioła. Twarz oraz ciało bez absolutnie żadnej skazy w mych oczach. Tak bardzo uwielbiałem wdychać twój zapach, obejmować cię i chłonąć każdą swoją cząstką. Czułem się wówczas, jakbym wzlatywał, unosił się w chmurach.

Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tobą, Mathilde. Mogłem po prostu siedzieć, po prostu patrzeć na ciebie, a to już dawało mi radość, jakiej nie doświadczył nikt, kto nie zaznał prawdziwej miłości. Będąc z tobą, podziwiałem twe piękno. Najmniejsza wada, którą dostrzegałaś, w moich oczach w ogóle nie istniała. Dla mnie okazywała się ona największym cudem tego świata. Nie potrafiłem nadziwić się twojej mądrości, odwadze, skromności, talentowi. Kochałem słuchać tego dźwięcznego śmiechu, którym mnie obdarzałaś. Widząc wyszczerzone ząbki, także kąciki mych ust automatycznie wędrowały ku górze. Lubiłem gładzić cię po głowie, przeczesywać twe włosy. Pomagałem ci, kiedy mnie potrzebowałaś. Byłem w stanie zrobić dla ciebie absolutnie wszystko. I przekonałaś się niejeden raz, że wywiązałem się z tej obietnicy. Trwałem przy tobie nawet wtedy, gdy nie odzywałaś się do mnie, krzyczałaś, tłukłaś naczynia, nie wytrzymywałaś ze sobą we własnym ciele. Uspokajałem cię, powstrzymywałem się od płaczu, walczyłem, nie poddawałem się. Chciałem sprawić, żeby opuściły cię twoje zmory, a dawna radość wróciła. Poświęcałem ci cały swój czas. Nie zmuszałem się do tego. Robiłem to z chęcią. Jednak czasami również brakowało mi sił. Gdy spałaś, a ja przeżywałem kolejną bezsenną noc, leżąc tuż obok ciebie, wpatrywałem się w moją boginię. Rozmyślałem, pocieszałem sam siebie, starałem się naładować w jakiś sposób baterie. Ulżyć sobie przez wypuszczenie łez spod powiek. Jednak wytrzymywałem. Wiedziałem, że z tobą przy swoim boku przetrwam wszystko, nawet znosząc twoje złe dni. Razem musieliśmy przejść przez wiele ciemnych tuneli, aby nareszcie się z nich wydostać i cieszyć się światłem otaczającym nas niemal z każdej strony. Jednak ostatecznie wszędzie znajdował się pewien haczyk.

Mathilde, Kiribati było dla nas prawdziwym rajem. Otaczało nas słońce, szum fal uspokajał, ciepły piasek relaksował, wietrzyk odradzał, zimne napoje ochładzały nasz wakacyjny zapał. Wydawało się, że uciekliśmy od wszystkich i wszystkiego. Nikt ani nic nam nie przeszkadzało. Odcięliśmy się od świata, ciesząc się jedynie swoim towarzystwem. Bez kłótni, smutku oraz płaczu. Odetchnęliśmy.

Zastanawiałem się, co by ze mną było, gdybym cię nie spotkał. Czy radość wyglądałaby inaczej? Czy w ogóle by istniała? Czy uniknąłbym cierpienia? Może nadal kontynuowałbym swoją karierę, zdobywałbym puchary, o których nikt nigdy nie śnił, ale czy to materialne szczęście równałoby się temu duchowemu? Wpatrując się w ciebie, zrozumiałem, że bez ciebie wszystko byłoby sprzeczne, różne. Nawet zdobyte przeze mnie trofea tak naprawdę nie trafiłyby do mnie, tylko do innego zawodnika. Bo to właśnie twoja miłość, twoja obecność napędzały mnie do działania, skakania, bicia nowych rekordów. Byłaś mą motywacją. Pocieszałaś mnie po każdym zepsutym konkursie. Gdy moja forma spadła i nic nie szło po mej myśli, to ty okazałaś się dla mnie najlepszym psychologiem. Najlepszym wsparciem. Potrafiłem spędzać z tobą godziny na rozmowach przez telefon. Wsłuchiwałem się w twój głos, próbując wyczuć każde skryte w nim uczucie. Zawsze kładłem się do łóżka z przekonaniem, że słyszałem miłość, ciepło, dumę, czułość, tęsknotę. Och, Mathilde, jak bardzo za sobą tęskniliśmy. Dzielące nas odległości nie ułatwiały nam życia, ale dawaliśmy radę. Nitka niesamowitej emocji, najsilniejszej na świecie, związała nas ze sobą, trzymała, nie potrafiła zostać zerwana. Była niezniszczalna. Dzięki nam.

photograph | k.geigerWhere stories live. Discover now