Bischofshofen, 6 I 2020

219 30 3
                                    

Pius Paschke podsumował Innsbruck w moim wykonaniu jako miazgę. Po pierwszych nieudanych kwalifikacjach w części austriackiej Turnieju Czterech Skoczni trochę się podłamałem. Szesnaste miejsce? Nie na to liczyłem. Postanowiłem zrelaksować się w gronie kolegów z drużyny. To pozwoliło mi zapomnieć o rzeczach, które męczyły mnie w trakcie ciągłego myślenia. Dlatego do konkursu podszedłem z czystą głową. I wygrałem. To było niesamowite uczucie. Zaraz po zawodach dostałem od ciebie wiadomość z gratulacjami. Tak mały gest, a wywołał uśmiech na mojej twarzy.

Przyjechaliśmy do Bischofshofen. Tuż przed kwalifikacjami zadzwoniła do mnie mama. Powiadomiła, że ona, tata i ty jesteście w drodze na finał Turnieju Czterech Skoczni i będziecie na miejscu wieczorem, a następnego dnia przyjdziecie na konkurs, na który bilety kupiliście już po zawodach w Garmisch-Partenkirchen. Musiałem przyznać, że nieźle to sobie zaplanowaliście. Przyjechalibyście mnie wspierać, nawet gdybym przestał się liczyć w walce o Złotego Orła.

Kwalifikacje? Wygrane. Czułem się niesamowicie świeżo. Szczególnego kopa dała mi rozmowa z Piusem podczas podróży z Innsbrucku do Bischofshofen. Mieliśmy chwilę szczerych wyznań, czego oboje potrzebowaliśmy. Cieszyłem się, że Paschke został moim przyjacielem. Wcześniej nie byliśmy ze sobą tak blisko. Zawsze utrzymywaliśmy kontakt, ale nigdy nie pomyślałem o tym, że Pius stanie się dla mnie najlepszym kolegą z drużyny. Pomagał mi między innymi swoim doświadczeniem, jakie zebrał przez całe życie, wcale nie biorąc pod uwagę tego, że dopiero zaczął odnosić sukcesy w kadrze A.

Ze spokojem podszedłem do skoku w serii próbnej. Wielu skoczków nie przepadało za Paul-Ausserleitner-Schanze ze względu na dość dziwny rozbieg, ale ja polubiłem się z tym obiektem. Łatwo osiągałem wysokie prędkości najazdowe, co przekładało się potem na sam skok. Jednak wiedziałem, że nie mogę lekceważyć przeciwników. Walka o Złotego Orła miała toczyć się do samego końca. Musiałem czuć respekt między innymi przed Ryoyu Kobayashim, Stefanem Kraftem, Dawidem Kubackim czy Mariusem Lindvikiem, który włączył się w tę małą bitwę tuż pod koniec. Fakt, że zostałem liderem klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni, dodatkowo mnie motywował, ale także wywierał presję. Starałem się ją lekceważyć.

Nie miałem pojęcia, czy na skoczni pojawili się moi bliscy. Nie zauważyłem ich i chyba nawet nie chciałem widzieć szybciej niż po oddaniu ostatniego skoku. Bałem się, że to mnie rozproszy. Szczególnie twój widok. Mathilde, nagle pojawiłaś się w moim życiu i zaczynałaś je wywracać o sto osiemdziesiąt stopni. Dlaczego tak się działo? Nie wiedziałem. Chyba pojawiło się we mnie uczucie wcześniej nieznane. Okazało się, że dopiero miałem je poznać.

Rozpoczął się konkurs. Zamknąłem oczy. Skupiałem się. Wsłuchiwałem w dudnienie krwi w moich żyłach. Serce pracowało na najwyższych obrotach. Ciśnienie wzrastało. Tak samo adrenalina. Musiałem nad tym zapanować, aby niepotrzebnie nie zaprzepaścić szans na zdobycie Złotego Orła dla Niemiec po osiemnastu latach.

I stało się to, co najwidoczniej miało się stać. Czy ktokolwiek się tego spodziewał? Było wielu faworytów do wygrania Turnieju Czterech Skoczni. Każdy mógł obstawiać inaczej. Kibice wierzyli, że to jest w stanie się wydarzyć. W sercach sztabu szkoleniowego i trenera jawiła się nutka nadziei. Koledzy z kadry od początku dopingowali. Bliscy przeczuwali. A ja dalej nie potrafiłem uwierzyć, że Złoty Orzeł, ten Złoty Orzeł, trafił w moje ręce. To było tak niesamowite uczucie, wiedząc, że już zapisałem się w historii skoków narciarskich. Pierwsze, co zrobiłem, gdy wylądowałem, przebrałem się, to wcale nie udzielenie wywiadów. Wyszukałem cię w tłumie. To do ciebie najpierw pobiegłem. Wyściskałem cię za wszystkie czasy, czując, że w tobie będę miał oparcie w przyszłości nie tylko tu, na skoczni. Ucałowałem cię w policzek, na co zarumieniłaś się i zakryłaś szalikiem aż po same oczy. Te srebrzyste oczy.

photograph | k.geigerWhere stories live. Discover now