Kolonia, 18 IX 2021

134 16 15
                                    

Byliśmy strasznie podekscytowani spędzeniem wspólnego weekendu poza Oberstdorfem. Zaplanowałaś urlop, ja kupiłem bilety. Wybraliśmy najdogodniejszą formę podróży. Odliczałaś minuty do tego dnia, kiedy dwa miesiące wcześniej przeczytałem na głos informację o koncercie naszego ulubionego zespołu w Niemczech. Leżałem wtedy w łóżku, a ty kończyłaś brać prysznic.

— Hej, Mathilde! — zawołałem ze złudną nadzieją, że jednak mnie usłyszysz, zakręciwszy wodę.

— Co jest? — spytałaś zza drzwi znajdujących się obok sypialni.

— Nie zgadniesz, kto we wrześniu będzie grał koncert w Niemczech. — Wpatrywałem się chwilę w wejście do łazienki, ale nie odezwałaś się. Uśmiechnąłem się i wbiłem wzrok w telefon. — Wiesz czy nie wiesz?

— Karl, błagam, nie drocz się ze mną, po prostu powiedz.

Gdy wymówiłem nazwę zespołu, nie minęła sekunda, a drzwi otworzyły się z impetem. Stanęłaś bosymi nogami na drewnianych panelach. Byłaś okryta białym ręcznikiem od dekoltu po kolana. Krople wody spadały z twoich włosów na podłogę. Patrzyłaś na mnie srebrzystymi oczami z szeroko otwartymi ustami. Roześmiałem się.

— Żartujesz, prawda? — spytałaś, nie dowierzając. — Śmiejesz się. Żartujesz.

— Oczywiście, że nie — odpowiedziałem, dalej szczerząc zęby. Wpadłem na pomysł. — Widzisz ten palec? — Pokazałem jej wskazujący. — To teraz patrz, co on zrobi. Klik. Koncert w Kolonii. Klik. Dwa bilety przy scenie. Klik. Do koszyka. Klik. Przejdź do płatności. Jeszcze tylko parę kliknięć i... Załatwione! Zaraz przyjdzie mail i będzie można wydrukować wejściówki. — Chciałem pokazać ci ekran telefonu, ale nie zdążyłem, bo skoczyłaś na mnie i zaczęłaś całować po całej twarzy. Nie mogłem przestać się śmiać. — Dziewczyno, spokojnie, to tylko bilety! — zawołałem, będąc już cały przemoczony od twojego ciała pokrytego kroplami wody.

— To są aż bilety — odrzekłaś, przytulając się do mnie tak mocno, jak potrafiłaś. — Jesteś kochany. Najlepszy. Niesamowity. Niepowtarzalny.

Później zarezerwowaliśmy jeszcze nocleg i samolot. Bardziej opłacało się lecieć nim krócej niż jechać autem sześć godzin. Zmarnowalibyśmy też dużo cennego czasu, który mogliśmy spędzić na zwiedzaniu miasta, spacerach, rozmowach, jedzeniu lub po prostu odpoczywaniu.

Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do jednej walizki. Wrzuciliśmy ją do samochodu, ja wsiadłem za kierownicę, ty na miejsce obok, zapięliśmy pasy i ruszyliśmy do Monachium. Pamiętam, że było wcześnie rano, kiedy wyjeżdżaliśmy z Oberstdorfu, słońce dopiero wstawało. Przez całą drogę do stolicy Bawarii przez głośniki płynęła muzyka naszego ulubionego zespołu. Śpiewaliśmy najbardziej chwytliwe kawałki. Auto aż podskakiwało, sunąc po asfalcie.

Na lotnisku wszystko przebiegło bardzo sprawnie. Nie mieliśmy żadnego problemu z opóźnieniem lotu czy znalezieniem miejsca na parkingu. Nie minęło dużo czasu i siedzieliśmy na pokładzie samolotu. Podróż tym środkiem transportu trwała zaledwie godzinę. Nawet nie zdążyliśmy skończyć rozmawiać na jeden temat, a już lądowaliśmy. Z lotniska w Kolonii przeszliśmy się kilkanaście minut do hotelu. Mieliśmy apartament prawie na samej górze budynku. Rozgościliśmy się. Stanęłaś przy przeszklonej ścianie, przez którą prezentował się widok niemal na całe miasto. Wskazałaś na stadion.

— Tam będzie dziać się magia — powiedziałaś.

Wybraliśmy się na późny obiad do centrum. Weszliśmy do lokalu, którego wystrój prezentował się najlepiej. Po posiłku chodziliśmy po Kolonii tak długo, dopóki nie zaczęły nas boleć nogi. Kiedy chcieliśmy wracać do hotelu, okazało się, że znajdowaliśmy się cztery kilometry od niego. Czekała nas jeszcze męcząca droga do apartamentu. Przybyliśmy do budynku, kiedy na ogromnym zegarze w recepcji wybiła dwudziesta. Skierowałaś się do wind i pojechałaś już do mieszkania, a ja poszedłem do hotelowej restauracji. Zamówiłem wino i kilka przekąsek. Nie minęło wiele minut, a wszystko zostało dostarczone do naszego pokoju. Rozsiedliśmy się w miękkich fotelach znajdujących się w salonie. Rozlałem alkohol do kieliszków. Wpatrywaliśmy się w Kolonię nocą.

photograph | k.geigerWhere stories live. Discover now