Fidżi, 27 III 2020

213 21 5
                                    

Otworzyłem oczy, ale zaraz je zamknąłem, ponieważ oślepiły mnie promienie słoneczne. Przetarłem powieki i przyłożyłem dłoń do czoła, aby móc coś zobaczyć. Podniosłem się na łokciu. Ziewnąłem. Pierwszym, co przyciągnęło moją uwagę, była twoja postać leżąca obok mnie na łóżku. Uśmiechnąłem się i nachyliłem do ciebie. Pocałowałem cię w czubek głowy i odgarnąłem blond pasma włosów z twej twarzy. Przyjrzałem się tobie. Spałaś błogo, odwrócona ku oknu, przez które wpadało do środka słońce. Jednak ono nie było w stanie cię obudzić. Zastanawiałem się, o czym śniłaś. Gdybym mógł, gdybym wiedział, gdyby to okazało się jak najbardziej realne, spełniłbym każde twe życzenie, bylebyś poczuła się w pełni szczęśliwa.

Delikatnie odkryłem koc i usiadłem na łóżku. Wstałem i lekko stąpając po podłodze, aby cię nie zbudzić, ruszyłem w stronę balkonu. Kiedy się na nim znalazłem, oparłem ręce o drewnianą balustradę. Rozejrzałem się. Nie mogłem nadziwić się krajobrazowi otaczającemu hotel. Wpatrywałem się w ocean. Palmy wyglądały niezwykle na jego tle. Wziąłem głęboki oddech i wróciłem do pokoju. Gdy przestąpiłem próg i spojrzałem w stronę łóżka, zauważyłem, że leżysz na nim w takiej samej pozycji, w jakiej znajdowałaś się, kiedy wychodziłem. Jednak tym razem miałaś już otwarte oczy. Te srebrne oczy, w których odbijały się wszystkie promienie słońca wpadające do środka. Widziałem w nich jedną z największych radości, jakie kiedykolwiek dostrzegłem. Uśmiechałaś się, wpatrując we mnie. Krajobraz, który przed chwilą podziwiałem, nie mógł się równać z twoim pięknem.

— Hej, kochanie — powiedziałem. Podszedłem do łóżka i przykucnąłem obok niego. Przechyliłem głowę tak, żeby móc widzieć cię w pionie. — Witamy w twoim rzeczywistym śnie. To kolejny dzień. Dalej nie wierzysz, że tu jesteś?

— Czuję się, jakbym z jednego snu zapadała w następny, który przypomina rzeczywistość, a potem znów wracała do tego pierwszego, który naprawdę nią jest — wyszeptałaś zachrypniętym głosem. — Przepraszam. — Uniosłaś rękę, żeby odkaszlnąć, ale złapałem cię za dłoń.

— Nie masz za co przepraszać — odpowiedziałem. — Niczego nie musisz się wstydzić. Tak jak kocham ciebie, tak kocham twoją poranną chrypkę.

Roześmiałaś się, co zabrzmiało sto razy piękniej z lekko zdeformowanym głosem. Nachyliłem się i musnąłem twe usta swoimi wargami. Trąciłem palcem twój nosek, po czym przechodząc nad tobą, znów położyłem się do łóżka. Od razu objąłem cię w pasie, przytulając się do ciebie, spragniony twej bliskości. Zanurzyłem twarz w twych włosach, wdychając ich cytrynowy zapach. Zamknąłem oczy. Poczułem, jak zaczęłaś rysować kółka na mojej ręce. Tak dla mnie wyglądał raj. Mogłem całymi dniami leżeć obok ciebie. Obok dziewczyny, którą kochałem.

— O czym dzisiaj śniłaś? — zapytałem, wsłuchując się w twój miarowy oddech. Jednak zaraz zauważyłem, że po mych słowach zrobił się on nieco chaotyczny. Zmarszczyłem brwi i uniosłem się na łokciu. Nachyliłem się ku tobie. Spojrzałem na ciebie. Uśmiech już nie widniał na twej twarzy. Wykrzywił się. Pogładziłem cię po policzku. — Hej, słońce, co się stało? Co ci się śniło?

Wyplątałaś się z mojego objęcia. Usiadłaś na brzegu łóżka i ukryłaś twarz w dłoniach. Podniosłem się. Usiadłem zaraz za tobą, zwieszając nogi na podłogę oraz znów wtulając się w ciebie. Oparłem podbródek na ramieniu, kątem oka spoglądając na twą twarz. Po chwili przyłożyłem swoje ręce do twoich dłoni, co sprawiło, że zaraz je opuściłaś. Dostrzegłem, jak po twym policzku spłynęła łza. Otarłem ją.

— Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, zrozumiem — wyszeptałem.

— Wypadek — odrzekłaś od razu. — Znowu śnił mi się wypadek.

photograph | k.geigerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz