Oberstdorf, 24 XII 2020

159 16 3
                                    

Jak dobrze było wrócić do domu po wyczerpującym miesiącu rywalizacji w Pucharze Świata.

Nadeszły święta. Boże Narodzenie – kojarzyło mi się z chwilą wytchnienia w domowym środowisku pełnym miłości i radości, a także z zasłużonym odpoczynkiem. Jednak nigdy nie cieszyłem się nim długo. Co roku trzeba było wziąć się do roboty i przygotować wszystko na Wigilię. A tamtej zimy zapowiadała się ona wyjątkowo, bo pierwszy raz spędzałaś ją ze mną i mą rodziną, Mathilde.

Po zawodach w Engelbergu wróciłem do Oberstdorfu. Było mi tak miło, kiedy zobaczyłem ciebie wybiegającą z mojego domu. Naszego domu, w którym zawsze czułaś się beztrosko. Śmiejąc się radośnie, rzuciłaś mi się na szyję. Przytuliłem cię bardzo, bardzo mocno. Nie spodziewałem się, że tak za tobą zatęsknię przez miesiąc rozłąki. Rozmawialiśmy codziennie przez telefon, ale to nie było to samo uczucie, kiedy widzę się z tobą twarzą w twarz, jestem obok ciebie, mogę cię dotknąć, pogładzić twoje włosy, zatopić się w srebrnych oczach.

Wróciłem do domu w poniedziałek, a we wtorek okazało się, że czekało nas sporo pracy. Wypatrywaliście mego powrotu, ponieważ w ubiegłych latach wszystko robiliśmy razem, nawet jeśli przyjeżdżałem na ostatni moment.

Każdą wolną i zajętą chwilę spędzaliśmy wspólnie, Mathilde. Zostały dwa dni do Wigilii, a my nie mieliśmy choinki. Postanowiliśmy, że wybierzemy się po nią do Monachium. Moja mama wręczyła nam jeszcze listę zakupów. Zapisane na niej produkty planowała wykorzystać podczas przyrządzania dań na uroczystą kolację.

W trakcie podróży do stolicy Bawarii towarzyszyły nam świąteczne piosenki. Co ciekawe, w pewnym momencie zaczął nawet prószyć śnieg. To dodawało jeszcze piękniejszego nastroju. Musiałem przyznać, że dopiero po miesiącu skakania, wyjazdów, trenowania poczułem się w pełni szczęśliwy właśnie przy twym boku, Mathilde, jadąc polować na ostatnią chudą choinkę i gryźć puste półki w sklepach. Nawet wysokie wyniki na zawodach nie dawały mi takiej radości, jak twa obecność. Po prostu ty.

Patrząc na ciebie i słysząc twój głos, kiedy opowiadałaś anegdotki, które ostatnio ci się przytrafiły, nie mogłem uwierzyć, że minął już rok, odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy. Pamiętałem tamten wieczór w Klingenthal. Bardzo piękny wieczór.

Po przyjeździe do Monachium okazało się, że nie myliłem się co do choinki. Mimo iż nie była to jeszcze Wigilia, wszyscy chcieli zwinąć interes kilka dni wcześniej. Wnioskowałem, że z roku na rok ludzie coraz szybciej zamierzali świętować. Cóż dziwnego, skoro świąteczne reklamy w telewizji i specjalne wystawy w sklepach pojawiały się już na początku listopada...

Nasza choinka nie była ani wyśmienita, ani zła. Okazała się w sam raz, wystarczająca, aby dobrze czuć się przy niej w trakcie świąt. Zmęczyliśmy się trochę podczas przymocowywania jej do dachu. Ledwo go sięgałaś, nasze audi nie miało nad tobą litości. Jak przy każdej czynności, która nam nie wychodziła, tak wówczas też śmialiśmy się do rozpuku.

— A co, jeśli ktoś zwędzi nam drzewko, gdy my będziemy w sklepie? — zapytałaś, kiedy zatrzymaliśmy się pod centrum handlowym.

— Nie martw się — zapewniłem. Nachyliłem się i sięgnąłem do schowka znajdującego się po twojej stronie. Wyjąłem z niego pewną rzecz i zaprezentowałem ci. Parsknęłaś śmiechem.

— Kłódka? Naprawdę? — spytałaś. — Karl, jesteś niemożliwy. Niezmiernie mnie ciekawi, jak zabezpieczysz nią choinkę przed ewentualną kradzieżą.

— Już pokazuję, zapraszam na zewnątrz — powiedziałem z powagą. Zamknąłem auto, a następnie zaczepiłem kłódkę o linkę i jedną z gałązek świerku, po czym udałem, że wrzucam sobie kluczyk do gardła i połykam, chowając go tak naprawdę w kieszeni.

photograph | k.geigerWhere stories live. Discover now