Bischofshofen, 25 VI 2020

169 17 2
                                    

Już od miesiąca pracowaliśmy nad formą na nowy sezon. Kilka tygodni wcześniej mieliśmy pierwsze zgrupowanie w Oberhofie, na którym nie było ciebie ze mną. Te parę dni okazało się dla mnie katorgą, a ty po prostu się ze mnie śmiałaś, że nie potrafię bez ciebie wytrzymać. Ale co mogłem na to poradzić? Uzależniłem się od ciebie. Jesteś dla mnie jak tlen. Gdybyś zniknęła, nie miałbym po co żyć. Udusiłbym się samotnością. Żadne inne powietrze nie byłoby w stanie mnie uratować.

Jednak do Bischofshofen wybrałaś się ze mną. Błagałem cię o to, ale ty zapierałaś się niczym osiołek. Mówiłaś, że niebezpiecznie jest łączyć pracę z prywatnym życiem, że nie powinnaś jeździć na zgrupowania, ponieważ tylko byś mnie rozpraszała. Obiecywałem, że skupię się na skokach i na skoczni zapomnę o tobie siedzącej na trybunach. Zgodziłaś się z jednego powodu i pod jednym warunkiem. Powiedziałaś, że nie pojawisz się na treningach, żeby nie przeszkadzać. Z kolei stwierdziłaś też, że pojedziesz, ponieważ masz w Bischofshofen dalszą rodzinę i mogłabyś ich odwiedzić po długim czasie. Natomiast ja po usłyszeniu tej informacji zacząłem cię prosić, żebyś mi ich przedstawiła. Pamiętam, jak wtedy się zdenerwowałaś. Wiedziałem, że chciałaś, abym skupił się na skokach, ale to nie było dla mnie najważniejsze, odkąd poznałem ciebie. Wówczas odeszły one nieco na bok. To ty pojawiłaś się na pierwszym miejscu, niszcząc wszystkie moje dotychczasowe priorytety. I nie żałowałem, że je zniszczyłaś.

Kiedy nadszedł ostatni dzień zgrupowania, zdecydowałaś się nade mną zlitować. Pod wieczór mieliśmy wybrać się do twojej rodziny. Poinformowałaś mnie o tym od razu, kiedy dowiedziałaś się, że wstałem, więc przez cały czas myślałem o spotkaniu. Byłem podekscytowany – mówiłaś mi kiedyś o kuzynach, którzy uczyli cię grać w piłkę nożną, a właśnie planowaliśmy ich odwiedzić. Miałem poznać ludzi, którzy tak cię wyszkolili, że sfaulowałaś mnie w szkole na lekcji wychowania fizycznego.

Od rana trenowaliśmy na skoczni. Dawałem z siebie wszystko, chociaż moje wyniki nie były już tak dobre, jak w poprzednim sezonie. Nie martwiło mnie to. Horngacher chciał wydusić ze mnie jak najwięcej, ale czułem, że nie mogę się przepracowywać. To źle odbiłoby się na moim zdrowiu.

W porze obiadowej zakończyliśmy skakanie. Podczas pakowania sprzętu do busa, trener odezwał się:

— Oficjalnie dopiero jutro rano powinniście wyjechać z hotelu, ale jeśli spieszy wam się do domu, nie będę was niepotrzebnie zatrzymywał. Możecie opuścić zgrupowanie już dzisiaj. Tylko żebyście bezpiecznie dotarli na miejsce!

— To co, Karlito, śmigasz od razu do Oberstdorfu z pannicą? — zapytał mnie Paschke, kiedy wsiedliśmy do pojazdu.

— Nie tym razem — odparłem. — Po obiedzie mamy udać się do jej bliskich, którzy tu mieszkają. Podobno długo ich nie widziała, a akurat te osoby są jej najbliższe. Jestem podekscytowany, bo słyszałem o nich wiele ciekawych historii.

— Oho — odparł Pius. — Szykuj się na test niczym w brytyjskiej rodzinie królewskiej. Będą cię lustrować od stóp do głów przez całe spotkanie, jestem tego pewien.

— Już nie przesadzaj.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie stresowałem. W mych żyłach płynęła trema pomieszana z entuzjazmem. Gdybym mógł, uciekłbym na drugi koniec świata, kiedy zaparkowałaś autem przed domem na obrzeżu Bischofshofen. Poczułem ucisk w gardle, lecz minął on jak za odjęciem ręki, kiedy położyłaś dłoń na moim policzku. Spojrzałem na ciebie, Mathilde. W twoich oczach błąkały się różne emocje, jednak potrafiłem rozpoznać jedynie wzruszenie. Złapałem twą rękę i ucałowałem palce. Były strasznie zimne. Ostatnio ciągle odczuwałaś chłód, a dłonie miałaś wręcz lodowate. Martwiłem się tym, ale ty wciąż powtarzałaś, że to nic takiego. Nigdy nie stawiałaś swojego zdrowia na pierwszym miejscu. Zawsze to ja musiałem rejestrować cię do lekarza. Twoje lekceważenie poważnych spraw naprawdę mnie denerwowało. Przez to później cierpiałaś. A ja razem z tobą.

photograph | k.geigerWhere stories live. Discover now