Monachium, 13 IV 2020

161 18 1
                                    

Słońce mocno przygrzewało jak na kwiecień. Żadnej chmurki na niebie. Niepotrzebnie zabraliśmy parasole. Prędkość sprawiała, że wiatr wpadający do środka auta przez otwarte okna zagłuszał muzykę. Jednak to nikomu nie przeszkadzało. Twoje włosy lekko powiewały, a promienie słońca odbijały się w okularach przeciwsłonecznych. Uśmiechałaś się. Uważałem to za dobry znak.

Mieliśmy spędzić ten dzień we dwoje. Wyjechaliśmy wcześnie rano. Stwierdziliśmy, że to będzie nasza mała wycieczka, podczas której załatwimy kilka spraw. Planowaliśmy między innymi zakupy w galerii. Kilka tygodni wcześniej dostaliśmy zaproszenie na ślub i wesele, dlatego zdecydowaliśmy, że musimy kupić odpowiednie ubrania – ja garnitur, ty sukienkę. Och, Mathilde, jeszcze uparłaś się, żeby mój krawat był pod kolor do twej sukni. Postanowiłem nie stawiać oporu, tym bardziej, że czas nas gonił, bo impreza miała się odbyć za niecałe dwa tygodnie.

Mimo spokoju, jaki ostatnio odczuwaliśmy, wciąż o coś się martwiliśmy, nawet jeśli nikt tego po nas nie widział. Sprawa z Vereną pozostawała niewyjaśniona. Rozmawiałem z rodzicami przez telefon. Nie byli w stanie wyrzucić jej z domu. Mieli za miękkie serca, a moja starsza siostra potrafiła nieźle manipulować. Nadal mieszkała w rodzinnym domu. Mijały dwa tygodnie, odkąd przybyła do Oberstdorfu, a ja przeczuwałem, że jeszcze stanie się coś złego.

Dzień po naszym powrocie do kraju odwiedziła nas Lucia. Nie mogłem winić jej za czyny rodziców czy Vereny. Wyjaśniła całą sytuację, po czym temat zszedł na przyjemniejsze rzeczy. Wypytywała nas o wakacje i rozmarzyła się, mówiąc, że w przyszłości również będzie podróżować do egzotycznych krajów. Potem przychodziła już codziennie. Przesiadywała u nas wiele godzin, czasami zostawała w mieszkaniu sama na jakiś czas, ponieważ ty, Mathilde, musiałaś iść do pracy, a ja na siłownię odbyć zaplanowany trening. Lucia sama przyznała, że nie czuła się dobrze podczas pobytu Vereny w domu. Rozumieliśmy to. W końcu ona była jeszcze dzieckiem. Musieliśmy jej pomóc w trudnej rodzinnej sytuacji. Niemniej jednak miło mi się patrzyło na dwie najbliższe mojemu sercu kobiety, które spędzały tyle czasu razem. Nigdy nie sądziłem, że moja rodzina tak bardzo cię polubi, Mathilde. Nawet spodziewałem się, że Lucia może być o ciebie zazdrosna. Tymczasem wy stałyście się siostrami, najlepszymi przyjaciółkami.

Kiedy znaleźliśmy się w Monachium, rozpoczęliśmy poszukiwania od sukienki. Mówi się, że kobiety są niezdecydowane i ich partnerzy nie powinni zgadzać się na jeżdżenie z nimi na zakupy, ale to był tylko głupi stereotyp, któremu zaprzeczałaś. Weszliśmy do pierwszego lepszego sklepu, zobaczyłaś tę sukienkę, właśnie tę wymarzoną. Zabrałaś ją i pognałaś do przymierzalni, a ja usiadłem naprzeciw małego pomieszczenia. Wpatrywałem się w kotarę, już wyobrażając sobie, jak cudownie będziesz wyglądać. Nie minęła minuta, a zza zasłony usłyszałem twój głos.

— Karl, mógłbyś mi pomóc? — spytałaś.

Wstałem i podszedłem do kotary, ostrzegając cię, że wchodzę, na co ty prychnęłaś. Rozsunąłem lekko zasłonę, abym zmieścił się w niej tylko po to, żeby zapiąć ci sukienkę, ale ty złapałaś mnie za rękę i wciągnęłaś do środka.

— Przecież cię nie zjem — powiedziałaś, patrząc na mnie w lustrze. — Czego ty się tak boisz?

— Nie chcę naruszyć twojej przestrzeni osobistej — odrzekłem i zabrałem się za zapinanie zamka.

— Błagam cię, nie bądź już taki święty.

— A skąd miałem wiedzieć, czego po tobie oczekiwać? Może chciałaś najpierw sama zobaczyć, czy dobrze w niej wyglądasz, a dopiero potem pokazać mnie.

— Karl, ja już jak widzę sukienkę na wieszaku, to wiem, czy będę wyglądać w niej dobrze, czy nie. A w tej będę wyglądać olśniewająco. Muszę uważać, żeby nie odebrać nią całej uwagi od panny młodej. Może jednak wybiorę inną?

photograph | k.geigerWhere stories live. Discover now