Rozdział 4

1K 35 6
                                    

Od dnia, który spędziłam z Alanem minęły trzy dni. Za dwa dni miał się zacząć lipiec, a my całą rodziną jechaliśmy do schroniska. Od kiedy zmarł nasz poprzedni zwierzak moim marzeniem było posiadanie pieska. Jak byliśmy mali to mieliśmy psa, który wabił się Croissant. Mama mówiła, że to przez to, że jako dzieci uwielbialiśmy je jeść. Niestety zmarł kilka lat temu i od tego momentu nie mieliśmy nawet rybki. Rodzice uważali, że nie mają wystarczająco czasu, aby zajmować się dodatkowo psem, a my jesteśmy za młodzi na taką odpowiedzialność.

Ubłagałam rodziców, aby pozwolili nam na zwierzaka. Od razu wiedziałam, że to ja będę się nim głównie zajmować. Zanim jednak wybraliśmy się do schroniska, pojechaliśmy do sklepu zoologicznego, aby kupić tam potrzebne rzeczy dla pieska. Kupiliśmy kilka misek na jedzenie i picie, wydłużaną smycz, obroże, karmę, dwa legowiska oraz parę zabawek i przyrządów do tresury.

W schronisku byliśmy kilka minut po drugiej po południu. Poczekaliśmy chwilę przy bramie na pracowniczkę schroniska i po przywitaniu poszliśmy w stronę boksów. Jako, że było dość ciepło to większość psów była w boksach na zewnątrz. Postanowiliśmy najpierw wziąć kilka psiaków na spacer po okolicy. Było mi ich strasznie szkoda i najchętniej wzięłabym je wszystkie do domu, ale wiedziałam, że nie mogłabym im zapewnić odpowiednich warunków.

Poszliśmy się też pobawić z kotami. Pani, która chodziła z nami od samego początku zaczęła nam opowiadać ich historie. Nie wierzyłam w to jacy ludzie potrafią być okrutni i ile krzywdy mogą wyrządzić bezbronnym zwierzętom.

Od czasu spaceru zobaczyłam pieska, który zdobył moje serce w stu procentach. Z tego co się dowiedziałam był kundelkiem, którego właściciele opuścili kraj i nie mogli go zabrać ze sobą. Był średnim szczeniakiem, którego sierść była w kolorze miodowym oraz bardzo puszysta. Od razu skojarzył mi się z moją ulubioną bajką z dzieciństwa, czyli z Królem Lwem. Dokładniej to z Simbą. Był na tyle malutki, że nie reagował na żadne imię, więc mogłam go nazwać jak chcę.

Nie rozumiałam jak jego poprzedni właściciele mogli być tak nieodpowiedzialni i najpierw go zabrać, a później oddać. Piesek był bardzo aktywny, wesoły i bardzo ufny. Od samego początku podbiegł do mnie i nie odstępował mnie na krok. Jego zachowanie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jest mój towarzysz na całe życie.

Gdy byliśmy już pewni co do adopcji tego pieska, rodzice poszli z pracownicą schroniska do pokoju, aby wypełnić potrzebne dokumenty, a w tym czasie ja oraz Alan bawiliśmy się z nim.

- Jak go nazwiemy? – spytał się mój brat

- Pamiętasz jak w dzieciństwie oglądaliśmy Króla Lwa? – zapytałam głaszcząc go

- Tak, niedługo w kinach ma być premiera nowej wersji – powiedział

- Co ty na to, żeby nazwać go Simba? – uśmiechnęłam się spoglądając na Alana

- Nawet jest podobny, ale idziemy na to do kina jak tylko będzie pierwszy seans – zaśmiał się

- Oczywiście, że tak – oparłam głowę na ramieniu brata

Usiedliśmy na krawężniku, a Simba wdrapał się na moje kolana i ułożył wygodnie. Czekaliśmy na rodziców jeszcze kilkanaście minut, aż w końcu razem z pracownicą schroniska wyszli z budynku. Odszukali nas wzrokiem i rozmawiając udali się w naszym kierunku. Podniosłam delikatnie Simbe z kolan i wzięłam na ręce, a następnie razem z bratem wstaliśmy.

- Musimy jechać teraz do weterynarza – powiedziała mama

- Piesek jest już wasz, wybraliście imię? – spytała pracownica

- Tak, będzie nazywał się Simba – uśmiechnęłam się kiedy zwierzak na moich rękach ziewnął

- Dobrze, możecie już jechać – odezwała się po namyśle – pamiętajcie o wizycie u weterynarza.

Pożegnaliśmy się z nią i poszliśmy w stronę samochodu. Gdy mieliśmy odjeżdżać włożyłam psa do transportera, w którym był już kocyk, aby było mu wygodnie. U weterynarza spędziliśmy nieco ponad godzinę i mogliśmy wreszcie jechać do domu. W samochodzie Simba był bardzo grzeczny, więc nie było żadnych problemów.

W domu byliśmy dopiero około szóstej po południu. Nie wiedziałam jak szybko pies się zaaklimatyzuje. Gdy tylko zobaczyłam jak wyskakuje z transportera i zaczyna biegać po przedpokoju i salonie, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Razem z Alanem rozstawiliśmy rzeczy dla niego po całym domu. Postanowiliśmy kilka z nich schować, aby mieć na przyszłość. Między innymi większe legowisko, które było dla niego jeszcze za duże.

***

Następnego dnia postanowiłam wyjść z Simbą na spacer po okolicy. Założyłam mu szelki, a sobie buty i wyszliśmy z domu. W drodze do parku zaczął dzwonić mi telefon.

- Cześć Blair – powiedziałam, gdy odebrałam

- Hej Lays, co robisz? – spytała

- Idę właśnie do parku z Simbą – popatrzyłam na pieska, który właśnie wąchał jakiś krzaczek

- Simbą? – nie rozumiałam o co jej chodzi, mówiłam im, że będę mieć psa – a no tak, mówiłaś. Przepraszam, ale kompletnie zapomniałam. Gdzie jesteście teraz?

- Wchodzimy właśnie do parku – rozejrzałam się

- Będę tam za dwadzieścia minut – powiedziała dziewczyna i rozłączyła

Usiadłam na ławce i odpięłam psu smycz. Przez chwilę zwierzak siedział przy mojej nodze, a później powoli zaczął wąchać wszystko wokół. Obserwowałam go i zauważyłam, że co chwilę zerkał w moją stronę, aby sprawdzić czy na pewno jestem. W pewnym sensie było to urocze, ale też smutne, ponieważ bał się, że go mogę zostawić.

- Cześć! – usłyszałam głos mojej przyjaciółki nad głową – Gdzie szczeniak?

- Hej, tam – pokazałam dziewczynie, a później zawołałam go do nas

- Jaki słodki – wypiszczała Blair i zaczęła go głaskać, a on wydawał się nie rozumieć całej sytuacji

- Hej, uważaj – zaśmiałam się – wystraszyłaś go.

Dziewczyna na mnie spojrzała i zrobiła smutną minę, ale zaraz się rozpogodziła i trochę uspokoiła. Spędziłyśmy czas głównie na rozmawianiu o Simbie i na zabawie z nim. Zaczęło się robić już późno, więc musieliśmy wracać do domu.

- Blair, może wpadniesz jutro do mnie z Rosalie oraz Charlotte i zrobimy nocowanie? – spytałam, gdy już miałam odchodzić

- Jasne, zgadamy się wieczorem – uśmiechnęła się

Wracaliśmy do domu inną drogą niż wcześniej. Chciałam jeszcze trochę pooddychać świeżym powietrzem, a poza tym musiałam przemyśleć kilka spraw. Od dłuższego czasu myślałam nad tym o czym rozmawiałam z bratem w galerii. Nadal nie wiedziałam co na ten temat sądzić. Bałam się tego jakie moja decyzja mogłaby mieć konsekwencje w przyszłości.  

1021.

That's my brother H.S.Where stories live. Discover now