Rozdział 8

1K 40 2
                                    

Jak już byłam przy drzwiach dzwonek zadzwonił kolejny raz co było już w pewnym momencie denerwujące. Osoba, która tam stała musiała nauczyć się cierpliwości, bo widocznie jej nie posiadała. Od pierwszego dzwonka minęły jakieś dwie minuty, więc nie rozumiem dlaczego nie mógł poczekać. Przecież nikt tak szybko nie dobiegnie do drzwi.

- Dzień do... – podniosłam wzrok na osobę, która była przede mną, a właściwie na osoby

W przypływie szoku zatrzasnęłam drzwi. Ja rozumiem, że nie zawsze jestem normalna, ale nie wiedziałam jakim cudem żyłam aż tak w swoim świecie. Wpatrywałam się w drzwi i dalej nie mogłam uwierzyć w to, że mam aż tak bujną wyobraźnię.

- Kto to był? – spytał Alan, który nagle pojawił się za mną – Wszystko dobrze?

- Tak – zaśmiałam się – Harry Styles dzwonił do drzwi.

- Lays, a wiesz, że w ogrodzie jest całe OneDirection? – wybuchnął śmiechem, a dzwonek zadzwonił ponownie – tym razem ja otworze.

Chłopak podszedł do drzwi i chwycił za klamkę, aby je otworzyć.

- Dzień dobry, przepraszam za siostrę, ale... – powiedział patrząc na mnie, a później popatrzył na gości – miała racje.

- Cześć – powiedział Harry – miała racje?

- Powiedziała, że – kopnęłam go – zresztą nieważne. Przepraszam, że spytam, ale o co tu chodzi?

- Przyjechaliśmy do mojej córki – powiedziała mama chłopaka

- Czyli mojej siostry – odezwał się Harry – możemy wejść? Obawiam się, że za chwilę mogą być tu paparazzi. Chcielibyśmy, aby jak najmniej osób wiedziało, że tu byliśmy.

- Jasne, ale tu nie ma Pani córki i twojej siostry – zaśmiał się mój brat – Layla w naszym domu jest mnóstwo ludzi.

- Daj pomyśleć, nasi rodzice mogą wiedzieć? – spytałam, a oni pokiwali głowami – dobrze, więc tak teraz idziemy do mnie do pokoju, Alan zobacz czy ktoś jest w domu, a wy wejdźcie, zamkniemy drzwi – chłopak odszedł i po chwili wrócił do nas mówiąc, że nikogo nie ma – chodźcie.

Poszliśmy szybko do pokoju żeby nikt ich nie zauważył. Zasłoniłam okna, aby na pewno nikt nie zauważył Harrego i jego mamy. Miałam szczęście, że miałam świra na punkcie czystości. Alan zamknął drzwi na klucz i tak jak każdy czekał na to co wymyśle. Dlaczego do cholery ja musiałam myśleć? Spojrzałam na naszych niespodziewanych gości i zauważyłam, że dziwnie mi się przyglądają.

- Wy tu zaczekajcie – powiedziałam do Harrego i jego mamy – Alan, my idziemy do rodziców i powiemy im, że musimy skończyć przyjęcie.

- Możemy przyjść jutro – powiedziała Anne

- Nie, nie, nie – zaprzeczyłam szybko – dzisiaj musimy to załatwić, bo nie ukrywając ta sytuacja jest bardzo dziwna. Jest mnóstwo pytań, które chciałabym zadać, ale to już jak będą wszyscy.

- Tak mamo, Layla ma rację – odezwał się Harry – im szybciej wytłumaczymy całą sytuację, tym szybciej będziemy mogli...

- Harry spokojnie, teraz musimy wytłumaczyć to, dobrze? – spytała Anne, a chłopak pokiwał głową – Laylo możesz kontynuować, przepraszam, że ci przerwaliśmy.

- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się – Alan, idziemy do rodziców, wypraszamy wszystkich i wracamy tutaj wszystko wyjaśnić.

- Dobrze – powiedział mój brat

- Zamknijcie drzwi na klucz i nie otwierajcie nikomu – powiedziałam do Harrego i Anne

- A jeśli wy przyjdziecie? – spytał chłopak

- Usłyszycie nas albo zapukamy trzy razy. Dobra, chodź – pociągnęłam Alana za rękę

Wyszliśmy z pokoju i poczekaliśmy aż któreś z nich zamknie drzwi na klucz. Słysząc odgłos przekręcanego zamka, odeszliśmy od drzwi i zeszliśmy na dół. Wszyscy byli w ogrodzie, więc nie musieliśmy szukać ich po całym domu.

- Mamo, wszyscy muszą już iść – powiedziałam jak tylko ją zauważyłam

- Coś się stało? – spytała

- Ważne sprawy rodzinne, że tak powiem – popatrzyłam na Alana, a później na okno mojego pokoju

- Dobrze, powiedzcie swoim znajomym, a my zajmiemy się resztą – uśmiechnął się tata

Odeszliśmy od nich i poszliśmy do naszych przyjaciół, którzy właśnie rozmawiali na jakieś tematy i robili coś na telefonach.

- Lays wreszcie jesteście! – wykrzyknęła Blair – chodź zrobimy sobie zdjęcie! Ty też Alan!

- No spoko, ale będziecie musieli się zwijać – powiedział mój brat

- Tak, mamy jeden problem i musimy go rozwiązać – powiedziałam ustawiając się obok Bryana

Chwilę później zdjęcie było już zrobione, a my żegnaliśmy się z przyjaciółmi.

- Lays, zostawiłam u ciebie torebkę – powiedziała Blair

- Tak, a ja bluzę – odezwał się mój chłopak

- Ale, że u mnie w pokoju? – spytałam lekko zaniepokojona

- No tak, a gdzie niby? – zaśmiała się moja przyjaciółka, a ja spojrzałam na Alana

- Ja wam przyniosę – powiedziałam szybko i już miałam iść, ale Bryan pociągnął mnie za ręke

- Pójdziemy wszyscy – uśmiechnął się

- Nie możecie pójść – powiedział Alan – bo tam jest... – przerwał, bo go kopnęłam – bałagan.

- Layla nigdy nie ma bałaganu w pokoju – zauważył Lucas – o co chodzi?

- O nic, chodźmy – westchnęłam – nie wchodzicie do środka, ja wam podam rzeczy.

Poszliśmy do domu, a ja miałam nadzieję, że Harry albo Anne zrozumieją o co mi chodzi. Wchodząc po schodach zaczęłam głośno mówić, że muszę otworzyć pokój, bo jest zamknięty na klucz i wziąć ich rzeczy. Chwilę później usłyszałam jak ktoś przekręca cicho klucz, więc odetchnęłam z ulgą. Weszłam szybko do pokoju od razu zamykając za sobą drzwi.

- Poczekajcie jeszcze dosłownie pięć minut – powiedziałam szeptem – wezmę tylko rzeczy moich przyjaciół i wszyscy przyjdziemy. Chcecie herbaty? Zrobię wam od razu herbaty.

Oboje pokiwali z rozbawieniem głową, a ja zebrałam szybko rzeczy Blair oraz Bryana i wyszłam z pokoju. Zobaczyłam, że Alan starał się zagadać wszystkich tak, aby nie zwracali zbyt bardzo na mnie uwagi.

- Jestem! Mam wasze rzeczy, ale naprawdę musicie już iść – uśmiechnęłam się nerwowo – porozmawiamy jutro albo później zadzwonimy na kamerce, zgoda?

- Tak, nie ma problemu – wszyscy się zgodzili, więc zeszliśmy na dół się pożegnać

Rodzice rozmawiali jeszcze z częścią rodziny, więc pożegnaliśmy się szybko i ja z Alanem poszliśmy do kuchni zrobić herbatę dla naszych gości. Chwilę później rodzice do nas przyszli i popatrzyli niezrozumiale.

- Powiecie wreszcie o co chodzi? – spytała zniecierpliwiona mama

- Poczekajcie chwilę – powiedziałam – Alan weź to do salonu, a ja idę po... no wiesz.

Wyszłam z kuchni i zobaczyłam, że Simba za mną biegnie, więc wzięłam go na ręce i poszłam do pokoju. Zapukałam trzy razy i Harry otworzył mi drzwi.

- Już wszyscy poszli – powiedziałam – możemy iść, rodzice czekają na nas w salonie.

Gdy to mówiłam zauważyłam cień smutku na twarzy Anne.

- To jest twój pies? – spytał Harry

- Tak, ma na imię Simba – uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam jak szczeniak macha ogonem na widok wokalisty – chodźmy już lepiej.

Poszliśmy na dół i nie wiedziałam dlaczego, ale stresowałam się coraz bardziej z każdym krokiem. Rodzice siedzieli na kanapie, a obok nich Alan, który wstał jak tylko nas zobaczył. Mama z tatą odwrócili w naszym kierunku głowy i mogłam przyrzec, że wyraz ich twarzy zmienił się diametralnie, gdy oprócz mnie ujrzeli Harrego i Anne.

- Co oni tu robią? – spytał zezłoszczony tata, nie wiedziałam nawet dlaczego był zły

- To jest Harry Styles i jego mama, Anne Twist – powiedziałam, bo myślałam, że się nie znają.

- My się znamy Laylo – odezwała się Anne

- Skąd? Niech ktoś nam wytłumaczy co się tu dzieje – wyrzucił Alan, który oprócz Harrego i mnie, mimo dziwnej sytuacji był dość spokojny – usiądźcie gdzie chcecie, ale błagam zacznijcie w końcu mówić o co w tym wszystkim chodzi.

- Przyjechaliśmy tu do mojej siostry – rzucił Harry

- Gemmy tu nie ma – zaśmiałam się

- Więc wszystko załatwione – mój tata wstał z kanapy – możecie iść już.

- Wiecie jaka jest prawda – powiedziała Anne

- Dokładniej to przyjechaliśmy tu do Layli, mojej młodszej siostry – wyjaśnił chłopak

- Nie, ja nie jestem twoją siostrą – zaśmiałam się, mimo że było to co mówił było trochę niepokojące – wiem, możemy być trochę podobni, ale to tylko zbieg okoliczności.

- Jesteś moją córką Laylo – powiedziała mama Harrego

- Przestań Anne, proszę cię – odezwała się w końcu moja mama, popatrzyłam na Alana, który tak jak ja wydawał się nie rozumieć o co chodzi

- Louiso, przykro mi, ale za długo to ciągniemy – powiedziała drżącym głosem Anne, a Harry potarł jej ramie próbując dodać jej tym otuchy – razem z Louisą leżałyśmy na tej samej sali, gdy miałyśmy rodzić – kobieta zwróciła się tym razem do mnie, a później popatrzyła na moją mamę

- Straciłam wtedy dziecko – wydukała mama ze łzami w oczach – Anne wiedząc o tym po porodzie oddała mi ciebie pod opiekę.

- Była to dla mnie jedna z najcięższych decyzji – powiedziała Anne – musiałam wytłumaczyć sześcioletniej Gemmie i trzyletniemu Harremu dlaczego nie wróciłam z ich siostrzyczką. Wiedziałam, że będziesz bezpieczna z Louisą, ale mimo to martwiłam się codziennie o ciebie.

- Masz nazwisko po swoim prawdziwym ojcu, nie po zmarłej babci – rzucił wreszcie ojciec – to był warunek Desmonda, który zmarł jak miałaś cztery lata.

Nie wiedziałam nawet w którym momencie zaczęłam płakać. Czułam się źle z tym, że osoby, które były dla mnie tak bliskie przez siedemnaście lat mojego życia tak po prostu przez cały ten czas mnie okłamywały. Nie wiele myśląc wzięłam Simbę na ręce i wybiegłam z salonu, nie mogąc powstrzymać się od płaczu. Zamknęłam się na klucz w pokoju i osunęłam po drzwiach. Jedyne co w tym momencie mnie obchodziło to fakt, że byłam okłamywana.

Całe życie żyłam w przekonaniu, że szczerość jest najważniejsza. Że moja rodzina nie miała przed sobą tak ważnych sekretów. Całe życie myślałam, że osoby, które mnie wychowywały naprawdę byli moimi rodzicami. Nienawidziłam kłamstwa, a oni okłamywali mnie przez ponad siedemnaście lat. Wiele osób stwierdziłoby, że to nic wielkiego, że robili to z miłości do mnie, ale nie ja.
Nie obwiniałam o nic Alana, on o niczym nie miał pojęcia. Zanim wybiegłam widziałam, że on również był tym wszystkim zaskoczony.

- Lay, otwórz drzwi – usłyszałam głos Harrego

- Lays, wpuść nas, chcemy być przy tobie – powiedział zaraz później Alan – jesteśmy tu tylko my

- Pozwól nam na to siostrzyczko – mówił dalej Harry – nie wiemy jak na ciebie to wpłynęło, ale możemy podejrzewać. Uwierz, że od kiedy mama powiedziała mi i Gemmie prawdę to od razu zaczęliśmy poszukiwania.

- Pamiętasz jak wszyscy mówili ci, że jesteś damską wersją Harrego? – spytał Alan – Zawsze mówiłaś, że to nie jest możliwe, a jednak to jest prawda. Rodzice cię zranili i wiemy to, ale nie zamykaj się na nas.

- Rozumiemy jeśli potrzebujesz czasu, ale to nie zmienia faktu, że będziemy siedzieli tu tak długo dopóki nas nie wpuścisz – tym razem odezwał się Harry – przynajmniej ja.

- Ja też, wiesz, że bardzo nam na tobie zależy Lays.

- Idźcie stąd, chcę pobyć sama – wydukałam próbując choć na chwilę powstrzymać płacz – dajcie mi trochę czasu.

- Jesteś pewna Lay? – zadał pytanie Harry

- Tak, potrzebuję wszystko przemyśleć – powiedziałam tym razem już wyraźniej

Zamiast odpowiedzi usłyszałam wstawanie z podłogi i oddalające się kroki. Sama również podniosłam się z podłogi i przeniosłam na łóżko. Simba mimo trudności wskoczył na nie i położył się obok mnie. W tym momencie zadzwonił mi telefon, ale nawet nie sprawdzałam kto to. Wyłączyłam go i schowałam do szuflady. Potrzebowałam się odciąć od wszystkiego na jakiś czas i nie potrzebowałam, aby ktokolwiek do mnie wydzwaniał.

Jeszcze godzinę temu bawiłam się z moimi przyjaciółmi na imprezie urodzinowej kobiety, którą uważałam za moją matkę. Tymczasem teraz gdy dowiedziałam się prawdy o moim życiu, o mojej rodzinie i o samej sobie płaczę skulona na łóżku, a obok mnie leży szczeniak, który jako jedyny nigdy mnie nie oszuka. Nie wiedziałam czy to ze zmęczenia czy z nadmiaru emocji, obstawiałabym jednak to drugie, zasnęłam wtulona w poduszkę. Zanim jednak to się stało usłyszałam szelest jakiejś kartki wsuniętej do mojego pokoju.

1813.

Mogą pojawić się błędy, ale mam problemy z internetem i wszystko robię na telefonie, a odzwyczaiłam się już haha
xx

That's my brother H.S.Where stories live. Discover now