Rozdział 1. Jakim cudem Wy się jeszcze nie pozabijaliście?

1.4K 62 82
                                    


Layla


Szybko zamknęłam drzwi od mieszkania i pobiegłam na zajęcia z psychologii. Byłam już spóźniona, a Pan Morgan tego nienawidził. Po prostu gardził ludźmi nie pojawiającymi się na czas. Natomiast ja byłam w tym mistrzem. Weszłam do sali zdyszana. Od razu wyczułam rozgniewany wzrok profesora.

- Przepraszam za spóźnienie. - wysapałam.

- Panno Solberg. Od początku roku akademickiego ani razu nie pojawiła się Pani na moich zajęciach w odpowiednim czasie. - usiadł na brzegu biurka i posłał mi ciężkie spojrzenie. - Mam przez to rozumieć, że nie chce Pani zdać tego przedmiotu?

- Skąd. Po prostu... Wypadły mi sprawy rodzinne, dlatego zjawiłam się później. To się więcej nie powtórzy. - zagryzłam wargę ze zdenerwowania.

Nie potrafiłam kłamać. Byłam w tym tak kiepska, że nawet głuchy i ślepy by zauważył. To było oczywiste, że zaspałam, ale przecież nie powiem tego na głos.

Uśmiechnął się oskarżycielsko. Znał prawdę.

- Nie przeciągajmy. Panno Solberg na następne zajęcia proszę napisać referat o dysfunkcjach rodzin patologicznych na 20 stron. Dobrze, przejdźmy do tematu.

- Nieźle go wkurzyłaś. - mruknęła Nat, gdy usiadłam obok niej.

- Co za burak! - zdusiłam krzyk. - Przecież takim tematem pracy zasugerował, że moja rodzina jest patologiczna. Kretyn. - wyrzuciłam z siebie zła.

- Mogłaś po prostu powiedzieć, że zaspałaś, a nie zmyślać. Nieudolnego kłamstwa chyba nie znosi jeszcze bardziej niż spóźnialstwa. - wzruszyła ramionami.

Ta ruda małpa, która była moją przyjaciółką, prawdopodobnie miała rację. Mogłam powiedzieć prawdę. Następnym razem tak zrobię. Może. Przecież obiecałam, że taka sytuacja już się nie wydarzy.

Tak. Marzenie ściętej głowy.

- Wieczorem idziemy na koncert, pamiętasz? - zapytała ruda, gdy po godzinie opuściłyśmy salę.

- Jak mogłabym zapomnieć skoro trujesz mi o tym codziennie od miesiąca. Ta informacja trwale wyryła się w moim umyśle i już nigdy go nie opuści. - mruknęłam zmęczona.

- Przecież uwielbiasz ten zespół. Mówiłaś, że byłaś ich fanką jeszcze zanim stali się sławni. - popatrzyła na mnie badawczo.

- Tak, wiem. Po prostu ostatnio mam trochę zmartwień i nie cieszą mnie takie rzeczy.

- Chcesz o tym pogadać? - spojrzała na mnie zmartwiona. Jednak gdyby usłyszała, że chodzi o Drew nie byłaby tak spokojna. Prawdopodobnie od razu poszłaby mu wygarnąć i ewentualnie pobić. Byli jak pies z kotem, a od ostatniego incydentu nienawidzi go jeszcze bardziej. Wolałam milczeć.

- Innym razem. Chyba ktoś się za Tobą stęsknił. - zmarszczyła brwi i odwróciła się. Po profilu jej twarzy widziałam jak na usta wpłynął delikatny uśmiech.

- Alex. To nie Twój wydział. Co tutaj robisz?

- Zapomniałaś referatu, nad którym pracowałaś wczoraj do trzeciej nad ranem, nie dając mi spać. - powiedział z wyraźnym wyrzutem, po czym pocałował ją w czoło na przywitanie, a mi przybił żółwika.

- Będziesz mi to wypominał przez kolejny tydzień, prawda? - zmrużyła groźnie oczy, na co posłał jej jeden z tych perfekcyjnych uśmiechów.

- Jak zawsze, kiedy nie dajesz mi pospać, choć wolę, gdy robisz to z innych powodów. Muszę lecieć, zaraz mam prawo karne.

- To akurat znasz na wylot. Szkoda, że z tej drugiej strony. - dziewczyna wystawiła język w jego stronę i ruszyła wzdłuż korytarza.

Lose Myself TOM II | ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now