*szkockie przysłowie które brzmi dosłownie: gdy jedne drzwi się zamykają, otwierają się nowe, dotyczy możliwości.
Hermiona leżała na ziemi czując, że jej nogi, od kolan w dół przygniata coś ciężkiego. Stęknęła. Nie sposób było zobaczyć, co się dzieje, bo wokół panowała nieprzenikniona ciemność nocy. Taki prawdziwy, nierozpraszany elektrycznym światłem mrok. Łydki pulsowały tępym bólem. Co o było? Głaz? Pień drzewa? Usiadła, czując jak jej nogi poruszają się pod ciężarem. Co się wydarzyło? Czyżby z portalem było coś nie tak? Sięgnęła w stronę tajemniczego obiektu.
Zaklęła pod nosem.
Obiekt prychnął, zakaszlał po czym odezwał się:
‒ Uważaj na język, Granger. Może tkwię tu z tobą, ale to nie oznacza, że mam zamiar znosić twoje impertynenckie zachowania.
‒ Snape? ‒ zapytała zdumiona?
Mistrz Eliksirów gramolił się na nogi.
‒ Masz strasznie kościste piszczele, Granger. Myślałem, że leżę na korzeniach. Dopóki nie zaczęły się poruszać i rzucać bluzgami...
Parsknęła krótkim śmiechem. Nic nie mogła na to poradzić: jego sarkastyczne komentarze często były zabawne w swojej absurdalności.
‒ Gdzie jesteśmy? ‒ zapytała, rozmasowując obolałe golenie.
Chociaż nie mogła widzieć jego twarzy, była przekonana, że spojrzenie, jakiej jej posłał było jednym z tych najjadowitszych.
‒ Czyś ty z Księżyca spadła, Granger? ‒ syknął wściekle. ‒ Czy to ja skakałem w portal?
‒ Nie chcę pana martwić, ale skoro się pan tu znajduje...
‒ Skoczyłem tu za tobą, głupia dziewucho! ZA-TO-BĄ ‒ wycedził.
‒ I mam ci za to dziękować?
Prychnął.
‒ Przydałoby się chociaż nie marudzić.
Umilkła. Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
A potem zaczęła się śmiać.
Histerycznie, niekontrolowanie, aż z oczu pociekły jej łzy.
‒ Granger, czyś ty oszalała?
‒ Może ‒ wydusiła z siebie, ocierając wilgotne policzki. ‒ Jestem Merlin wie gdzie, z mężczyzną, którego nie znoszę, a który, tak się składa, jest moim mężem.
‒ Masz widzę dla mnie specjalne miejsce w swoim prywatnym bestiariuszu ‒ mruknął.
Ale Hermiona milczała, wpatrzona w coś, co znajdowało się za nim.
‒ Zabrakło ci słów, Granger?
‒ Nie ‒ wyszeptała. ‒ Ktoś nadchodzi.
Snape instynktownie obrócił się i sięgnął po różdżkę, Hermiona wstała i również wyciągnęła swoją. Oboje przezornie chowali magiczne przedmioty w rękawach tak, by intruzi nie mogli ich zauważyć. Magiczni, czy nie magiczni, w razie gdyby okazali się agresorami, zawsze liczył się efekt zaskoczenia...
Z oddali, stale przybliżające się, widzieli światła pochodni, niesionych przez grupę migocących w rozdygotanych płomieniach sylwetek ludzi.
‒ jak sądzisz, kim oni są? ‒ wyszeptała.
‒ Nie mam pojęcia, Granger, nigdy nie byłem aż tak blisko z Sybillą ‒ wymruczał.
‒ A szkoda.
![](https://img.wattpad.com/cover/264215256-288-k51419.jpg)
CZYTASZ
Wyspa Świętego Kolumba cz.2 - ZAKOŃCZONE
FanfictionHermiona Granger i Severus Snape korzystają z magicznego portalu, by poznać tajemnicę stojącą za zaginięciem Aili Clark - szkockiej czarownicy z Wyspy Skye. Ian Bruis, dotychczasowy podejrzany w sprawie zniknięcia kobiety, zwraca się o pomoc do matk...