XIV Dinna lat the bunnets gang by waitin for the hats.

305 29 0
                                    

Szkockie przysłowie, które oznacza: na tyle wybrednym, by kompletnie stracić swoją szansę.

Hermiona zastanawiała się później, dlaczego go pocałowała. Czemu on odpowiedział na jej pocałunek, nietrudno się było domyślić w świetle wszystkich światłych opinii, które otrzymała; ale nawet gdyby zupełnie o tym zapomnieć i pominąć jej własne przypuszczenia, odpowiedzi można by szukać w mętnym, gęstawym trunku: jakąś rolę odegrały przecież gołe, pozbawione kontroli woli instynkty. Co więc podkusiło ją? Przecież wypiła jedynie malutki kufel czegoś, co nie było piwem we współczesnym Hermionie rozumieniu tego słowa. To była zupa ze śladową ilością alkoholu.

Może więc to atmosfera była winna? Może specyficzny czar ognisk, połączony z tęsknotą za ludzką bliskością, za dotykiem, skumulowały się w nich i wybuchły, gdy oboje opuścili gardę dostatecznie nisko?

Hermiona westchnęła, uświadamiając sobie, że zapewne nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. A na pewno nie istnieje jedna i do tego prosta.

Jeśli siebie uważała za osobę dość skomplikowaną, to Snape musiał być przecież prawdziwym labiryntem i to takim, w którego sercu z pewnością czaił się minotaur.

Minęło kilka dni od Beltaine.

Kilka dni zamieniło się w tuzin, a potem w dwa tuziny. Podczas tego płynącego spokojnie czasu, nie zamienili ze sobą więcej niż kilkunastu słów.

Może pomogłoby, gdyby Hermiona była w stanie sobie przypomnieć, co takiego stało się między nimi, jednak szczegóły uparcie nie chciały do niej wrócić. Gdyby Snape nie był Snapem, podejrzewałaby go o to, że czegoś jej dosypał albo dolał.

Mijali się więc w milczeniu, unikając nie tylko rozmów ale nawet i zwyczajnego spojrzenia sobie w oczy.

Aila natomiast coraz częściej i na dłużej wyruszała do grodu.

Nie zabierała ich jednak ze sobą twierdząc, że to mogłoby zaszkodzić ich planom, bo o ile ją Alasdair jeszcze jakoś tolerował, tymczasowa amnestia na czas święta, mogła zamienić na powrót w otwarty konflikt.

– Pozwólcie mi znaleźć dobry moment żeby z nim porozmawiać – powtarzała. – Jak tylko przygotuję grunt, przyjdę i razem się z nim rozmówimy.

– Tak dla jasności, Clark, ty naprawdę sądzisz, że po tym jak go okradłaś i sprowadziłaś zamieszanie do jego włości, MacLeod będzie gotów się z nami układać? – Snape krzywił się sceptycznie.

– Przecież sam chciałeś czekać aż zmieni zdanie! – wytknęła mu czarownica. – Staram się nie popełnić wcześniejszych błędów i grać ostrożnie.

– Wspaniale, nie przeszkadzaj sobie – mruknął, patrząc z ukosa na Hermionę jakby chciał powiedzieć: a ja będę tu cierpiał katusze w towarzystwie niezrównoważonej Gryfonki.

– Życzę wam miłego popołudnia – powiedziała Aila uśmiechając się krzywo, bo zapewne domyślała się powodu ich dziwnego zachowania.

Gdy czarownica wyszła, Hermiona, która dotąd w zamyśleniu żuła wargę, poderwała się nagle z krzesła. Podjęła decyzję.

– Zaraz wrócę – rzuciła patrzącemu na nią z niejaką naganą Severusowi. – Muszę tylko... – Nie dokończyła, znikając za drzwiami.

– Aila! – zawołała za oddalającą się czarownicą.

Córka Mirandy odwróciła się i popatrzyła na nią z uśmiechem.

– Będziesz mi teraz radzić, żebym na siebie uważała, czy upierasz się, żeby iść ze mną, byle tylko nie siedzieć z tym gburem w jednym domu?

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz