XV. Raise nae mair deils nor ye can lig

349 32 4
                                    

Szkockie przysłowie które oznacza; nie zaczynaj czegoś, czego nie możesz zatrzymać!

Nie odepchnął jej. Nie odepchnął, a do tego, gdy położyli się spać, musiał w nocy objąć ją ramieniem, bo rano obudzili się wtuleni w siebie.

‒ Skutek uboczny ‒ wycedził, wściekły, gdy próbowała z nim o tym porozmawiać. ‒ To tylko skutek uboczny Veritaserum!

Hermiona przechyliła głowę na bok.

Snape siedział na ławie w niewielkim domku, który wskazali im strażnicy Alasdaira i w którym wszyscy troje spędzili noc. W zreperowanych ubraniach, po zastosowaniu leczniczych maści i zaklęć, zaczynał powoli przypominać dawnego, surowego siebie, nie zaś pobitego mężczyznę. Dodatkowo, gdy z jego arterii wyparowały już resztki serum, Snape powrócił do swojego zwyczajnego, zgryźliwego stylu bycia.

Chwała Merlinowi ‒ pomyślała. ‒ Co też byś poczęła, gdyby ten drań, który jest albo i nie jest już twoim mężem, stał się trochę bardziej podobny do człowieka?

Wzięła się pod boki.

‒ Jeśli twoim zdaniem skutkiem ubocznym jest...

‒ Nielogiczne zachowanie, Granger ‒ wypluwał z siebie słowo po słowie. ‒ Bywa bardzo często niepożądanym działaniem tego eliksiru. Właśnie dlatego nie zaleca się obecnie podawania go podczas przesłuchań!

Tak pamiętała. Przecież pamiętała!

‒ Czyli to... ‒ oblizała wargi, bo konkretne słowo nie potrafiło przejść jej przez gardło, ‒ jak się zachowałeś, było czystym przypadkiem i nie miało nic wspólnego z prawdą?

‒ A coś ty sobie myślała, dziewczyno?! ‒ warknął.

Na ostry dźwięk jego głosu, siedząca drugim końcu izby Aila podniosła wzrok znad książki.

Co sobie myślała?

Czy ona w ogóle myślała cokolwiek?

‒ Cieszę się, że żyjesz, Snape ‒ stwierdziła więc tylko, kładąc mu dłoń na ramieniu.

‒ A ja cieszę się, że swoim wybrykiem nie zabiłaś nas wszystkich ‒ odparł zgryźliwie.

Puściła tę uwagę mimo uszu. Chciała coś jeszcze powiedzieć, coś, co mogłoby naprawić jej wizerunek w jego oczach, zatrzeć ślad emocji, które okazała, a które wczoraj tak skwapliwie przyjął...

Ale wtedy ktoś zapukał do drzwi.

‒ Proszę ‒ rzuciła, zirytowana i rozżalona jednocześnie. Pociągnęła nosem.

Drzwi otworzyły się i do środka weszło ich dwoje sobowtórów.

‒ MacLeod chce was widzieć ‒ oświadczył lodowato tamten Snape.

Hermiona, która stała pośrodku pomieszczenia, odwróciła się, żeby spojrzeć pytająco na Mistrza Eliksirów.

‒ Patrzcie jak lecę ‒ zadrwił.

‒ Nie rozumiem z jakiego powodu lord obdarzył was tak wielką łaską
– wycedził pastor, ‒ Ale nie radziłbym nadużywać jego cierpliwości.

‒ Proszę wybaczyć mojemu mężowi. Wciąż nie czuje się najlepiej ‒ odpowiedziała Hermiona z westchnieniem. ‒ Oczywiście, pójdziemy. ‒ Przez całą swoją przemowę kobieta nie patrzyła jednak na żadnego z dwu mężczyzn. Jej cała uwaga skupiona była na swoim pokornym odpowiedniku. Wreszcie uzyskała to na co liczyła i druga Hermiona posłała jej przelotne spojrzenie.

‒ Idę z wami ‒ oświadczyła Aila, wstając. ‒ Muszę poprosić Alasdaira o dostęp do jego biblioteczki. Jestem pewna, że poza tymi, które mu ukradłam przed swoją ucieczka, miał tam jeszcze kilka innych przydatnych dla nas tomów.

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz