IX. It's past joukin whan the heid's aff.

507 47 4
                                    

* szkockie przysłowie, które dosłownie brzmi: za późno na uniknięcie (szkody), gdy konie uciekły. Mówi o działaniach zaradczych czynionych nie w porę, po fakcie/szkodzie.

Dniało, gdy zza zakrętu wąskiej leśnej drogi, w prześwicie dostrzegli strugę szarego dymu.

‒ Chyba jesteśmy na miejscu ‒ zauważyła, ale Snape wzruszył tylko ramionami.

‒ Równie dobrze to może być jakiś obóz przemytników, więc nie ciesz się tak.

Odwróciła się do niego i przewróciła oczami na tak ostre i kategoryczne ucięcie tematu. Wiedział, że chciała mu po prostu poprawić humor. Że empatyczna natura kazała jej szukać porozumienia z każdym, nawet takim starym, gburowatym kawałkiem sukinsyna jak on.

‒ Nie możesz po prostu uwierzyć, że nam się uda? ‒ zapytała jeszcze.

Skrzywił się, ale nie zdobył się nawet na to, by pokręcić głową. Po pierwsze dlatego, że dałoby to jej jakąś satysfakcję z otrzymanej odpowiedzi, poczucie kontroli nad sytuacją. A Snape, który miał poczucie, że ostatnimi dniami zaczynał tracić grunt pod nogami, sam bardzo chciał złapać wreszcie w ręce ster własnego życia.

Drugi powód był zaś znacznie bardziej prozaiczny i przyziemny: mimo zastosowanych przez Granger zaklęć leczących, obojczyk wciąż kłuł go ostrym bólem ilekroć zbyt raptownie poruszył głową. Nic oczywiście nie powiedział swojej podekscytowanej, rozemocjonowanej towarzyszce, bojąc się zalewu kolejnych fal jej zainteresowania i troski, ale podejrzewał, że albo strzała okazała się być zaczarowana, albo jego ciało nie reagowało już tak dobrze na magię: rana wprawdzie zasklepiła się i przestała krwawić, jednak wyglądało na to, że draśnięta kość wciąż jeszcze się nie naprawiła.

‒ Jak chcesz ‒ mruknęła.

Problem polegał na tym, że wcale nie chciał. Ten niespotykany w jego życiu sentyment i pewnego rodzaju magnetyzm, które czuł w obecności kobiety, zupełnie nie były mu na rękę. Utrudniały sprawę. Mieszały w głowie. Nie tego się po sobie spodziewał i nie tego od siebie oczekiwał. Więc postanowił tym mocniej trzymać się od niej z daleka. Zachować dystans i zdroworozsądkowe podejście do sytuacji.

Nie wciągać jej ani siebie w niepotrzebne dyskusje, które nie miały czy to końca czy sensu.

‒ Musimy to rozsądnie zaplanować ‒ stwierdziła wreszcie, znowu łamiąc cudowną ciszę.

Snape westchnął.

‒ O ile nie spodziewałem się usłyszeć akurat takich słów z ust Gryfonki, muszę przyznać ci rację Granger.

‒ I? ‒ Uniosła brwi z tryumfalna mina, jakby spodziewała się oklasków czy, nie daj Boże, owacji na stojąco.

‒ Musimy to rozsądnie zaplanować ‒ powtórzył najwredniejszym ze swoich kpiących tonów.

Hermiona warknęła i wzięła się pod boki, co w kontraście do jej staroświeckiego stroju wywoływało na tyle komiczny efekt wizualny, że przez moment nawet ponury Mistrz Eliksirów rozważał uśmiechnięcie się.

Koniec końców zrezygnował jednak z tej odrobiny frywolności i prychnął tylko pogardliwie:

‒ No, oświeć mnie, Granger. Jakie masz plany? Chcesz się tam podkraść? Rzucić jakieś zaklęcia?

‒ Nie musisz być cały czas takim cholernym dupkiem, Snape ‒ żachnęła się, teraz już zła nie na żarty. ‒ Zachowujesz się jakbyś naraz bał się, że ktoś usilnie będzie chciał się do ciebie zbliżyć i w tym samym momencie był śmiertelnie obrażony, że nikt tego nie robi. Zdecyduj się, do cholery!

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now