XII. Better a fremmit freend nor a freend fremmit

604 45 12
                                    

Szkockie przysłowie oznaczające: lepszy przyjazny nieznajomy, niż zrażony przyjaciel.

Księżyc świecił jasno ponad zamkiem; w jego blasku Hermiona widziała wyraźnie ciemne sylwetki strażników, przechadzających się tam i sam po blankach wieży.

Było cicho, bardzo cicho, jakby cała przyroda wokół wiedziała, że nadchodzi coś niedobrego.

Teraz jednak przede wszystkim docierało do niej wszystko, co wypierała przez ostatnie dni i godziny.

Strumień uczuć i informacji zalał jej głowę.

Zerknęła na córkę Mirandy. Nie wiedziała, czy bardziej ją podziwia, czy się jej dziwi. Sama wylewałaby teraz potoki łez. A przynajmniej tak jej się wydawało... Przecież Aila dowiedziała się właśnie, że straciła dziesięć lat, dziesięć lat życia swoich bliskich, a jednak... Może po roku życia tutaj była już gotowa na wszystko? Pytania, których nie powinno się zadawać, cisnęły się Gryfonce na usta. Bo jak zapytać kogoś, dlaczego nie rozpacza? Czemu nie krzyczy ze zgryzoty i bezsilności? Czemu nie obnaża swojej duszy przed nowo poznanymi ludźmi?

Ona nie potrafiła zrobić tego nawet przed kimś, kto był jej mężem. Przynajmniej w teorii.. Kto być może już przestał nim być, albo kto pozostanie nim do końca jej cholernego. Poplątanego życia... Kto mógł wiedzieć, jak rozwiąże tę sprawę cholerne Ministerstwo?

Siedziała więc i myślała: o tym, że tam, w domu, czas płynie z dwunastokrotnym przyspieszeniem. Że rodzice, przyjaciele i Ian czekają na nią już od kilkunastu miesięcy; że zanim nadejdą jej urodziny w tym wymiarze, musi minąć kolejne cholerne piętnaście dni.

Dwa tygodnie. Pół roku rozłąki.

Koszmar.

Siedziała i patrzyła na szczątki portalu. Na dziewczynę, która przez cały ubiegły rok trudziła się, żeby go naprawić lub zdobyć informacje o szczegółach jego budowy czy funkcjonowania. I to wszystko na późno.

Co musiał zrobić Alasdair, żeby zniszczyć coś, co przetrwało próbę czasu w jej świecie? Znacznie dłuższą próbę. I trudniejszą. W której również brali udział ludzie.

Ktoś przecież musiał zawalić mury starożytnej świątyni i wybudować na jej gruzach kościół. I wszystko to nie zdołało uszkodzić magii tkwiącej głęboko w zapisach ogamu.

Co takiego kryły w sobie kamienie, jaki mechanizm, poza krwią, napędzał magię tego miejsca?

Czego brakowało tu?

I jak to uzupełnić?

Zakręciło jej się w głowie od ogromu przestrzeni i natłoku myśli, problemów, którym nie miała jak sprostać i jak ich rozwiązać.

Poczuła złość: na siebie, na Severusa, bo obydwoje okazali się głupi, naiwni i niegotowi na to, co tutaj może ich spotkać. Zarówno plotący co i rusz o odpowiedzialności mag jak i sama Hermiona dali plamę: on pozwolił wciągnąć się w pułapkę własnych uczuć a potem tym uczuciom wpędzić w kolejne tarapaty; ona nie zauważyła czy może raczej udawała przed sobą, że wcale nie widzi jego ukradkowych spojrzeń i dwuznacznych uśmiechów, że nie rozumie powodów poświęceń i ryzyka, na które był dla niej gotów...

Oboje wybrali łatwiejszą ale i znacznie bardziej niebezpieczną drogę okłamywania siebie samych. Oboje byli dostatecznie głupi i uparci, by odganiać od siebie oczywiste.

Czy chodziło tu o obowiązek czy gra toczyła się o czystość sumienia, Hermiona nie miała pojęcia.

I teraz Snape'owi groził proces, a na jego końcu śmierć, jeśli ona szybko czegoś nie wymyśli... Jeśli Aila jej nie pomoże...

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now