XVII. A'ae oo.

268 28 0
                                    

Szkockie przysłowie dosłownie znaczące „wszyscy jedną wełnę", a używane w znaczeniu „wszyscy w tym samym celu".

Obudził ich świt i czyjeś głośne kotłowanie w kuchni. Hermiona poderwała się, przerażona, że jej obawy sprawdziły się, że Alasdair wiedział już o podmianie i zaraz znów zawiśnie nad nimi widmo śmierci. Snape'a jednak dopiero jej gwałtowne szarpnięcie wyrwało z głębokiego snu.

Słyszała jak zaklął pod nosem.

Gdy sama wyglądała już zza przepierzenia, rozsuwając zasłonę by ujrzeć energiczną sylwetkę krzątającej się wściekle po kuchni Aili.

‒ Niczego tu nie macie ‒ gderała do siebie. ‒ Ani jajek, ani baraniny, nic!

Gdy zauważyła Hermionę, uśmiechnęła się promiennie, jakby wczorajszy dzień nigdy nie miał miejsca, wcale nie znaleźli się wszyscy o cal od katastrofy a ich aktualnym miejscem pobytu nie była odległa przeszłość w Merlin wie jakiej rzeczywistości.

‒ I tobie też dzień dobry ‒ ziewnęła Hermiona, z wdzięcznością przyjmując od losu rozlewające się po jej ciele uczucie ulgi.

Snape, który tuż za nią wygramolił się z łóżka, mruczał i parskał, niezadowolony.

‒ A temu co znowu? ‒ zmarszczyła brwi Szkotka.

Młodsza czarownica machnęła na to ręką, nie chcąc komentować zachowania Mistrza Eliksirów w jego obecności; odezwała się dopiero, gdy ten zniknął za drzwiami prowadzącymi na podwórze.

‒ Chyba jest zły, że nie był dość czujny, by zauważyć jak przyszłaś ‒ wyjaśniła wtedy ściszonym głosem.

Aila zaśmiała się, zdumiona.

‒ Przecież spaliście!

Hermiona pokręciła głową, całkiem już poważniejąc. Dla Aili to mogło nie być oczywiste, nigdy nie znalazła się w samym epicentrum wojny. Jednak dla Hermiony było. Strach, choć minęło tak wiele lat, pozostawał wciąż żywy, wciąż realny.

‒ Nie znasz go... ‒ podjęła i zaraz urwała, zmieszała się. ‒ To znaczy... ja również dobrze go nie znam. Ale wiem dość, żeby rozumieć chociaż tyle, że podstawowym powodem dla którego przetrwał wojnę, była właśnie jego czujność. Wiem, bo sama przeżyłam ułamek z tego co on.

Clark nie skomentowała. Zapadła chwila niezręcznego milczenia, po którym Aila zapytała, starając się nadać swojemu głosowi dawną lekkość:

‒ Jak tam noc odbyta w waszym urągającym wszelkiej czci boskiej pożyciu?

Hermiona popatrzyła na nią spode łba.

‒ Spaliśmy ‒ odmruknęła, kompulsywnie szukając okruszków na pobieżnie oheblowanym stole.

‒ Jak niemowlęta. ‒ Pokiwała skwapliwie głową córka Mirandy.

Gryfonka przewróciła oczami.

‒ Merlinie, Aila. Byliśmy skonani. Oboje. On jest zbyt dumny, żeby choćby powiedzieć mi, że cokolwiek do mnie czuje a ja...

‒ Ty masz swojego Iana ‒ uśmiechnęła się Aila.

Hermiona milczała przez chwilę, zanim skinęła głową i wyszeptała:

‒ Ano mam.

Wesoły humor niniejszym bezpowrotnie prysł i gdy Snape wrócił do środka, ze znacznie lżejszym pęcherzem, a co za tym idzie w znacznie lepszym nastroju, uniósł brwi, spoglądając na obie kobiety badawczo.

‒ Czyżby ktoś umarł? ‒ zapytał obcesowo.

Hermiona prychnęła.

‒ Tak, Snape ‒ odparła. ‒ Twoja kultura osobista.

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now