Szkockie przysłowie dosłownie znaczące „wszyscy jedną wełnę", a używane w znaczeniu „wszyscy w tym samym celu".
Obudził ich świt i czyjeś głośne kotłowanie w kuchni. Hermiona poderwała się, przerażona, że jej obawy sprawdziły się, że Alasdair wiedział już o podmianie i zaraz znów zawiśnie nad nimi widmo śmierci. Snape'a jednak dopiero jej gwałtowne szarpnięcie wyrwało z głębokiego snu.
Słyszała jak zaklął pod nosem.
Gdy sama wyglądała już zza przepierzenia, rozsuwając zasłonę by ujrzeć energiczną sylwetkę krzątającej się wściekle po kuchni Aili.
‒ Niczego tu nie macie ‒ gderała do siebie. ‒ Ani jajek, ani baraniny, nic!
Gdy zauważyła Hermionę, uśmiechnęła się promiennie, jakby wczorajszy dzień nigdy nie miał miejsca, wcale nie znaleźli się wszyscy o cal od katastrofy a ich aktualnym miejscem pobytu nie była odległa przeszłość w Merlin wie jakiej rzeczywistości.
‒ I tobie też dzień dobry ‒ ziewnęła Hermiona, z wdzięcznością przyjmując od losu rozlewające się po jej ciele uczucie ulgi.
Snape, który tuż za nią wygramolił się z łóżka, mruczał i parskał, niezadowolony.
‒ A temu co znowu? ‒ zmarszczyła brwi Szkotka.
Młodsza czarownica machnęła na to ręką, nie chcąc komentować zachowania Mistrza Eliksirów w jego obecności; odezwała się dopiero, gdy ten zniknął za drzwiami prowadzącymi na podwórze.
‒ Chyba jest zły, że nie był dość czujny, by zauważyć jak przyszłaś ‒ wyjaśniła wtedy ściszonym głosem.
Aila zaśmiała się, zdumiona.
‒ Przecież spaliście!
Hermiona pokręciła głową, całkiem już poważniejąc. Dla Aili to mogło nie być oczywiste, nigdy nie znalazła się w samym epicentrum wojny. Jednak dla Hermiony było. Strach, choć minęło tak wiele lat, pozostawał wciąż żywy, wciąż realny.
‒ Nie znasz go... ‒ podjęła i zaraz urwała, zmieszała się. ‒ To znaczy... ja również dobrze go nie znam. Ale wiem dość, żeby rozumieć chociaż tyle, że podstawowym powodem dla którego przetrwał wojnę, była właśnie jego czujność. Wiem, bo sama przeżyłam ułamek z tego co on.
Clark nie skomentowała. Zapadła chwila niezręcznego milczenia, po którym Aila zapytała, starając się nadać swojemu głosowi dawną lekkość:
‒ Jak tam noc odbyta w waszym urągającym wszelkiej czci boskiej pożyciu?
Hermiona popatrzyła na nią spode łba.
‒ Spaliśmy ‒ odmruknęła, kompulsywnie szukając okruszków na pobieżnie oheblowanym stole.
‒ Jak niemowlęta. ‒ Pokiwała skwapliwie głową córka Mirandy.
Gryfonka przewróciła oczami.
‒ Merlinie, Aila. Byliśmy skonani. Oboje. On jest zbyt dumny, żeby choćby powiedzieć mi, że cokolwiek do mnie czuje a ja...
‒ Ty masz swojego Iana ‒ uśmiechnęła się Aila.
Hermiona milczała przez chwilę, zanim skinęła głową i wyszeptała:
‒ Ano mam.
Wesoły humor niniejszym bezpowrotnie prysł i gdy Snape wrócił do środka, ze znacznie lżejszym pęcherzem, a co za tym idzie w znacznie lepszym nastroju, uniósł brwi, spoglądając na obie kobiety badawczo.
‒ Czyżby ktoś umarł? ‒ zapytał obcesowo.
Hermiona prychnęła.
‒ Tak, Snape ‒ odparła. ‒ Twoja kultura osobista.
YOU ARE READING
Wyspa Świętego Kolumba cz.2 - ZAKOŃCZONE
FanfictionHermiona Granger i Severus Snape korzystają z magicznego portalu, by poznać tajemnicę stojącą za zaginięciem Aili Clark - szkockiej czarownicy z Wyspy Skye. Ian Bruis, dotychczasowy podejrzany w sprawie zniknięcia kobiety, zwraca się o pomoc do matk...