XIX Nae gairdener iver lichtlied his ain leeks.

266 25 1
                                    

Szkockie przysłowie, które oznacza: nikt nie mówi źle o tym, co dla niego najważniejsze. (dosłownie brzmi: żaden ogrodnik nie umniejsza swojemu porowi)

Usta Snape'a nie po raz pierwszy tego wieczoru wygiął drwiący grymas. Nie zdziwiła się. Maska chłodnej złośliwości towarzyszyła od lat wszelkim sytuacjom bez wyjścia, w których został postawiony Mistrz Eliksirów. Hermiona dla odmiany, przeżywała swoje emocje bardzo obficie i szczerze, a że w tym konkretnym momencie chciało jej się po prostu wyć, to z trudem powstrzymywała się by nie wycedzić rzez zęby choćby słowa pomsty na samą siebie. Bo przecież się nie dało: cofnąć czasu lub odwołać tej całej maskarady w oczywisty sposób już się nie dało.

- I co teraz? - zapytała znacznie bardziej płaczliwym głosem niż zamierzała.

- Teraz, Granger, wypiję to ohydne piwo, którego mi nawarzyłaś - powiedział jadowicie.

- Severusie proszę... - wyszeptała, dotykając delikatnie jego ramienia. - Zostawmy to i odejdźmy? Zanim wydarzy się coś niedobrego?

Prychnął.

- A co takiego ma się wydarzyć Granger? - Popatrzył na nią kpiąco. - Dostanę wreszcie zasłużone baty i...

- Zasłużone? - Hermiona uniosła brwi.

Parsknął.

Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, jak spod ziemi wyrósł chłopaczek, może siedmio- może ośmioletni, który uniesioną wysoko ponad głowę, niósł tacę z dwoma chyboczącymi się kuflami wypełnionymi chlupoczącą cieczą.

- Swats* for 'e Keeng (Piwo dla króla) - wyszeptał chłopiec, podając Mistrzowi Eliksirów jeden z napojów. - For yer fettle. (By dodać ci sił.)

Hermiona zmarszczyła nos. Kufel nawet z daleka podejrzanie zalatywał ziołami.

- Nie powinienem był dać się wciągnąć w kolejny z twoich pokręconych pomysłów - mruknął, chwytając piwo w dłonie. - Wy i wasza Gryfońska fantazja - dodał, po czym, mimo próbom sprzeciwu Hermiony pociągnął z przyniesionego kufla.

Snape zaklął, widząc po jej twarzy, że jego cierpkie słowa zraniły dziewczynę do żywego.

- To moja wina, Granger - mruknął więc niechętnie. - Powinienem mieć więcej rozumu.

Teraz to Hermiona parsknęła, otarła oczy.

- Czy ty naprawdę uważasz, że to brzmi choć trochę lepiej?

- Prawdę powiedziawszy, nie zastanawiałem się na tym - sarknął.

Przez moment wyglądała jakby chciała mu coś na to powiedzieć, jednak w końcu tylko przymknęła oczy, westchnęła.

- Powodzenia, Snape - wyszeptała i, zanim którekolwiek miałoby czas się rozmyślić, na mgnienie chwili otoczyła jego szyję ramionami i złożyła na policzku czarodzieja ledwie wyczuwalny pocałunek.

Potem znikła w tłumie, zbyt rozedrgana, by przyglądać się jego kolejnej walce. Tej, którą niechybnie miał przegrać.

***

Minerwa McGonagall wyszła z Ministerstwa cała zziajana i spocona od tłumionego z trudem gniewu.

- Co za imbecyle - wydusiła, do głębi zdumiona obecnym poziomem głupoty panującym w najważniejszym magicznym urzędzie w kraju. Nie, żeby podejrzewała ich o jakiś wyjątkowy poziom inteligencji i empatii, ale to, z czym się spotkała, przeszło jej najśmielsze wyobrażenia.

Wiele się zmieniło, zaiste bardzo wiele - pomyślała jeszcze, pokręciła głową, wtórując gorzkim przemyśleniom. Od lat nie bywała w murach tego przybytku, wszystkie sprawy załatwiała listownie; dopiero ostatnio nabrała zwyczaju regularnie odwiedzać wszelakie departamenty w poszukiwaniu pomocy i zaczynała teraz rozumieć, co tak bardzo rozsierdzało ostatnio Severusa...

Wyspa Świętego Kolumba cz.2  - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz